Wszyscy Czytelnicy, którzy zaniepokoili się chwilową nieobecnością Krystyny Jandy na salonach, mogą spać spokojnie... W przeciwieństwie do samej aktorki, która w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” żali się, że cierpi na bezsenność, a gdy uda jej się zasnąć – ma koszmary. Tak, tak... Krystyna Janda cały czas najwyraźniej ma problem z legalnie wybraną w demokratycznych wyborach władzą: „W najczarniejszych snach nie myślałam, że przyjdzie dzień \"dobrej zmiany\". Poprawy, tak, oczywiście, ale nie zmiany! Okazało się, że 27 lat to długo, wychowały się nowe pokolenia, dziwnych Polaków, których ja nie znam. Nawet ich nie przeczuwałam, myślałam że to margines” - wypłakuje się „Wyborczej” Janda.
Cała rozmowa jest utrzymana w niezwykle nostalgicznym tonie. Krystyna Janda wspomina czasy transformacji ustrojowej i rozpływa się nad latami brylowania na salonach III RP.
Pytana o to, co myślała, zastanawiając się, gdzie za 10-15 lat będzie Polska i „w którą stronę pójdziemy” Krystyna Janda kreśli swoją wizję Polski i dzieli się z czytelnikami „Wyborczej” swoim największym koszmarem.
- No cóż, po pierwsze kochałam tę nową, wolną, tworzącą się Polskę, byłam zachwycona zmianami, tempem, rozwojem. Nawet jeśli widziałam błędy to rozumiałam, że każda tak wielka zmiana, musi je mieć. Robiłam swoje najlepiej jak umiałam, a resztę zostawiałam innym. No i oczywiście, uważałam że to na zawsze! Że tak już będzie zawsze, będziemy się rozwijać, bogacić, mądrzeć, modernizować, sięgać dachu świata. I tak będzie we wszystkich dziedzinach, bo wolni ludzie potrafią wiele, a w Polsce talentów, mądrości, rozsądku, pracowitości, wyobraźni i czego tylko, wydawało się, ludziom nigdy nie brakowało.
W najczarniejszych snach nie myślałam, że przyjdzie dzień „dobrej zmiany”. Poprawy, tak, oczywiście, ale nie zmiany! Okazało się, że 27 lat to długo, wychowały się nowe pokolenia, dziwnych Polaków, których ja nie znam. Nawet ich nie przeczuwałam, myślałam że to margines. Nie wiedziałam, że tacy są, tak myślący – mówi na łamach „Gazety Wyborczej” Krystyna Janda.
Dalej jest jeszcze ciekawiej. Janda kreśli dość pesymistyczną wizję kraju i przyznaje, że jest przerażona „ciemnym strachliwym prymitywnym katolicyzmem”. Dostaje się również trochę posłom totalnej opozycji. Za co? Ano za brak ideałów.
Warto również zwrócić uwagę na „wyjątkową” konstrukcję pytania:
- Przed wolną Polską grała pani w "Przesłuchaniu", doskonale pamięta pani więc lata 80. Jak korzystając ze swojego ogromnego doświadczenia i intuicji, odniosła by je pani do dzisiejszej sytuacji politycznej? - pyta Krystynę Jandę redaktor Angelika Swoboda.
Krystyna Janda w jednej chwili twierdzi, że nie interesują jej gry polityczne, by po chwili wygłosić antyrządowy monolog.
- Jestem zrozpaczona. Jako Polka. Jako aktorka nie, bo mam dobry czas, wszystko się staje, dzieje, dookoła nowy teatr, wielu utalentowanych ludzi. Prowadzę dwa teatry, w których gra ponad 450 aktorów z całej Polski, najwybitniejszych, realizujemy teksty ważne, aktualne, mamy publiczność, która nas finansuje i nasze pomysły, utrzymuje. Ale jestem zrozpaczona i patrzę z pesymizmem na przyszłość kilku nadchodzących lat lub co nie daj Boże, kilkunastoletnią. Regres, zacofanie, mentalny mrok, obyczajowa piwnica. Ciemny strachliwy prymitywny katolicyzm i ogólny lęk i konformizm, bo tak się rozwijają te mechanizmy. Przecież to znamy. Ale chyba najbardziej smuci mnie brak ideałów w klasie opozycji politycznej. Koniunkturalizm i brak wyższego szlachetnego myślenia o dobru ogółu. Gry polityczne mnie nie interesują – mówi Janda.
Pytana wprost przez dziennikarkę „Wyborczej” o to, czy zgadza się z twierdzeniami o „powrocie komuny” i „końcu demokracji” Krystyna Janda znów zaczyna głośno lamentować.
- Demokracji już nie ma. To znaczy nie ma zabezpieczeń demokratycznych. Władza jest w jednych rękach, jednej partii. I ustawodawcza i wykonawcza. Więc jak to się nazywa? Co to jest? - mówi Krystyna Janda.