Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Jak ustrzec się prowokatorów na dzisiejszym proteście. Karnkowski specjalnie dla Niezalezna.pl

Przed każdą duża demonstracją, organizowana przez opozycję w latach 2007 – 2015 istniała wśród organizatorów i planujących udział obawa przed prowokacjami. Do dziwnych zdarzeń dochodziło również po przejęciu władzy przez PiS, choć wtedy były to już sytuacje marginalne i mające zupełnie inny charakter. Prowokacje możemy powiem podzielić na co najmniej trzy gatunki – policyjne, dziennikarskie (nad nimi nie będę się rozwodzić, wystarczy przypomnieć reportera „Wyborczej”, który pomalował się na czarno przed Marszem Niepodległości) i oddolne. Z kolei ich skutki, występujące często łącznie, można określić jako natychmiastowe, medialne i długofalowe. Zanim udzielimy sobie dość banalnej tak naprawdę odpowiedzi, jak sobie z nimi radzić, przyjrzyjmy się im po kolei.

protest w obronie TVP
protest w obronie TVP
Jan Przemyłski - niezalezna.pl

Prowokacje policyjne znamy z dawnych czasów, głownie z Marszów Niepodległości. Nieoznakowani funkcjonariusze są z reguły łatwi do rozpoznania – wyglądają jak najgorsze bandziory, pierwsi łapią za płyty chodnikowe, kamienie czy kostkę brukowa, rzucają w swoich kolegów, by po chwili schować się za ich plecami, gdy ci przystąpią do ataku. Czasem zaczynają wtedy bić tych, obok których stali chwile wcześniej. O ile prowokacje policyjne najczęściej mają na celu dać pretekst do radykalnego działania samej policji, o tyle te indywidualne nastawione są na wywołanie emocji (a w jej następstwie często przemocy) wśród samych uczestników. Tacy prowokatorzy mogą zarówno udawać szczególnie mocno zaangażowanych w postulaty protestujących, jak i obrażać ich, głosząc przekaz przeciwny, w czym szczególnie specjalizowały się w ostatnich latach osoby, zakłócające wszelkie obchody, związane z pamięcią o Smoleńsku. Skutki czasowe występują w trzech perspektywach, co prześledzić możemy na przykładzie.

Policyjni prowokatorzy prowokują natychmiastową reakcję ich kolegów w mundurach, co tworzy skutek doraźny. Następnie sceny przemocy, często odpowiednio zmanipulowane trafiają do telewizji i na portale, tworząc skutek medialny. Wykreowany obraz przykleja się do danej imprezy na lata, oczywiście nie bez pomocy i stałego podtrzymywania go nawet wtedy, gdy kolejne wydarzenia z tej samej serii nie potwierdzają wykreowanej opinii, jak działo się to z Marszami Niepodległości. Przypomnijmy też sobie Andrzeja Hadacza, którego agresywny, krzykliwy styl przyklejony został do grupy obrońców krzyża z Krakowskiego Przedmieścia, najpierw zniechęcając część osób do uczestnictwa w tym zgromadzeniu i tworząc wokół niego atmosferę zbieraniny niebezpiecznych wariatów, co następnie wykorzystane zostało w spocie PO i stworzyło klisze, obecną w myśleniu właściwie do dziś. Podobny był przypadek spalenia przez dawnego współpracownika SB Kudłę kukły Wałęsy na marszu PC w 1993, co przyczynkiem do ataków na Jarosława Kaczyńskiego pozostaje do dziś. Tyle pobieżnej klasyfikacji i przykładów historycznych. Jak wspomniałem recepta jest dość banalna. Prowokatorów trzeba szybko izolować, najlepiej otaczać kordonem osób stanowczych, lecz nie uciekających się do przemocy – ci indywidualni z reguły w pierwszej chwili zapominają, że nie są już w internecie i szybko tracą chęć do awantur; trzeba też wszystko dokumentować, robić zdjęcia i nagrywać filmy, a gdy sytuacja staje się niebezpieczna, na przykład z udziałem policji, natychmiast rozpoczynać transmisję na żywo w mediach społecznościowych, najlepiej na profilach dostępnych publicznie. To również powinno uspokoić zapędy drugiej strony, nawet jeśli stanowią ją policjanci.

 



Źródło: niezalezna.pl

#Protest Wolnych Polaków #11 stycznia #manifestacja #bezprawie Tuska

Krzysztof Karnkowski