Od kilku dni obserwujemy akcję specjalną, która ma na celu skompromitować PiS, doprowadzić do dymisji ministra sprawiedliwości i wykluczyć z debaty publicznej konserwatywnych dziennikarzy . Przy sprawie „małej Emi” - czyli pani Emilii, która zajmowała się hejtem środowiska sędziowskiego w Internecie, po raz kolejny wyszły na światło dziennie podwójne standardy , którymi kierują się media wpierające „totalnych”.
Mimo, że sprawa dotyczy zdymisjowanego już wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, telewizja TVN & consortes zajęli się tematem z takim zacięciem, jakby w kraju doszło do puczu, za którym miałby sam stać minister sprawiedliwości i wpierające go media.
W tej sprawie przekroczono kolejną granicę przyzwoitości i manipulacji: po publikacji Onetu w TVN „odpalono” wydanie specjalne, uruchomiono takie środki, jakby co najmniej wybuchła wojna, stała się jakaś wielka narodowa katastrofa czy tragedia, z dziesiątkami czy setkami ofiar (wtedy właśnie zmienia się ramówkę stacji ).
Żeby nie powtarzać podanych już tysiące razy szczegółów, domniemań, pytań, stwierdzeń i oskarżeń, sprawa sprowadza się do faktów, które da się streścić w dwóch zdaniach. Onet opublikował materiał o niedopuszczalnych, praktykach: o tym, że internautka Emilia, zmagająca się notabene z dwoma poważnymi uzależnieniami - hejtowała kilku sędziów, o czym informowała wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka na zamkniętym forum internetowym.
Po błyskawicznej decyzji Zbigniewa Ziobro Łukasz Piebiak już wiceministrem nie jest, dotychczasowe stanowisko stracił też inny sędzia korespondujący z internautką.
Mimo tych działań w mediach sprzyjających totalnej opozycji pojawiły się materiały o tym, że „za wszystkim stał Ziobro”; sondaże – „czy Ziobro powinien podać się do dymisji”; felietony – jak to Ziobro psuje praworządność i uruchamia „fabryki trolli”? Skąd ta pewność co do „winnego”, skoro jego nazwisko czy imię nie pada choćby raz w „licznych materiałach ujawnionej afery”; skoro nie ma żadnej fabryki – bo co to i za fabryka, jedna internautka, to raczej „jednoosobowa działalność hejterska”, jeśli trzymać się szczegółów? Skąd w Onecie, TVN, „Gazecie Wyborczej” wiedzą, że winien jest minister? Przecież jest bardzo czytelne, że tak naprawdę chodzi o doprowadzenie do dymisji znienawidzonego przez opozycję ministra.
Prokuratura prowadzi już w tej sprawie śledztwo. Rzecznik rządu Piotr Müller powiedział wyraźnie, że „premier podjął decyzję o przyjęciu dymisji wice-ministra Piebiaka; w sensie politycznym ta odpowiedzialność już została poniesiona, w sensie dyscyplinarnym czy karnym te sprawy są oczywiście do rozstrzygnięcia; premier jest w stałym kontakcie z ministrem Zbigniewem Ziobro, podobnie jak jest w kontakcie z innymi ministrami”. Rzecznik dopowiedział też bardzo znamienne słowa: „Wiem, że niektórzy by chcieli, żeby wokół tej sytuacji zrobić sytuację nadzwyczajną”.
Przypomnijmy, jak zachowywały się media, które teraz przypuściły szturm na prawicowe środowisko. Klasyką jest już podejście do sprawy afery podsłuchowej w warszawskich restauracjach. Gdy ujawniono kompromitujące rozmowy podczas drogich kolacji ( za które często płacili pieniędzmi z budżetu) czołowych polityków w rządu PO-PSL i biznesmenów, wpierające ich media chciały narzucić narracje o „nielegalnym nagrywaniu prywatnych rozmów”, chociaż te rozmowy często dotyczyły bardzo ważnych dla państwa spraw. I chociaż ze stenogramów wynikało, że w niektórych przypadkach zachodzi podejrzenie korupcji, podległa PO-PSL prokuratura nie uznała, że do takiego przestępstwa doszło.
Główne ostrze zostało skierowane przeciwko dziennikarzom związanym z TVP, która najchętniej zostałaby zlikwidowana przez przeciwników obecnej władzy. Nic dziwnego – przekaz publicznej telewizji dociera do milionów Polaków i jest prawdziwą odtrutką na kłamstwa sączone z TVN i telewizji internetowych ( Agora, Onet itd.) związanych z opozycją.
Teraz media „totalnych” przypuściły atak na dziennikarzy ( Michał Adamczyk, Wojciech Biedroń, Michał Rachoń, Przemysław Wenerski), zarzucając im kontakty z „Małą Emi”.
Pusty śmiech ogarnia, gdy czyta się zarzuty kierowane pod ich adresem: do Michała Adamczyka, że zapyta wskazaną osobę, czy można udostępnić jej kontakt? Do Przemysława Wenerskiego, że jest zainteresowany nadużyciami w środowisku sędziowskim? Do Wojciecha Biedronia, że korzysta z informatora? Przecież to jest przysłowiowy kabaret.
Efekt ataku portalu „Press” i „Gazety Wyborczej” na Michała Rachonia w rzeczywistości pokazał, jak powinno wyglądać prawdziwe dziennikarstwo: sprawdzanie informacji w kilku źródłach i dopiero o uzyskaniu potwierdzenia następuje jej upublicznienie. Jest to bardzo wyraźnie napisane w korespondencji, która opublikował „Press”.
Także w przypadku ataków na dziennikarzy wyszły na jaw podwójne standardy. Przypomnijmy, że np. Joanna Komolka w TVN 24 „ujawniając” rozmowę pilotów TU 154 M („ jak nie wyląduję to mnie zabije”) korzystała z wirtualnego źródła informacji ze wskazaniem, że jego korzenie są za wschodnia granicą. Podobnie było w przypadku publikacji Wojciecha Czuchnowskiego i Agnieszki Kublik na temat rzekomej kłótni kpt Protasiuka z gen. Błasikiem przed lotem do Smoleńska.
Kolejna kompromitacja mediów sprzyjających totalnej opozycji dotyczy taśm rzekomej afery z wybudowaniem wieżowców przy ul Srebrnej – tu z kolei (podobnie zresztą jak przy innych tego typu „aferach”) pojawia się mec. Roman Gierych, stały komentator wspomnianych wyżej mediów. Z afery nic nie wyszło a cała sprawa ( po raz kolejny) skompromitowała „Gazetę Wyborczą”, Agnieszkę Kublik, Wojciecha Czuchnowskiego i Jarosława Kurskiego.
Niewykluczone, że przed wyborami będą kolejne „gorące newsy” mediów związanych z totalną opozycją, uderzające w konserwatywne środowisko. Trzeba pamiętać, że celem jest skompromitowanie za wszelką cenę - za pomocą insynuacji, pomówień i kłamstw – znienawidzonych polityków i dziennikarzy a w konsekwencji odsunięcie Zjednoczonej Prawicy od władzy.