Podniesienie do chwały błogosławionych Ulmów odbije się echem na arenie międzynarodowej i spowoduje, że ich historia będzie dużo bardziej znana. A jest to rodzaj historii, która stała się symbolem poświęcenia i męczeństwa tych wszystkich Polaków, którzy ratowali Żydów, a szczególnie tych, którzy za tę świadczoną pomoc zostali przez Niemców zamordowani. Ich ofiara pokazuje, jak straszliwie brutalna była okupacja i jak doświadczeni nią zostali polscy obywatele: Żydzi i Polacy – mówi w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie" historyk, zastępca prezesa IPN, dr Mateusz Szpytma.
Ulmowie, mówimy tutaj o Józefie i Wiktorii Ulmach, byli mieszkańcami Markowej, wsi obecnie podkarpackiej, w czasie II wojny światowej znajdującej się w okupacyjnym starostwie jarosławskim. Józef urodził się w ostatnim roku XIX w., w 1900 r. 12 lat później urodziła się Wiktoria. Oboje pochodzili z domów chłopskich, w których się uprawiało ziemię. Józef był z trochę biedniejszej rodziny. Natomiast Wiktora z troszkę bogatszej, chociaż nie bardzo bogatej. Jednocześnie była półsierotą, bo w wieku 6 lat straciła mamę. Wiemy, że już w wieku nastoletnim oboje byli bardzo aktywni społecznie, zaangażowani w sprawy dotyczące instytucji, które działały w Markowej, w instytucje religijne, katolickie, takie jak bractwa. W drugiej połowie lat 20., gdy rozwinął się ruch ludowy na terenie Markowej, zaangażowali się także w działalność Związku Młodzieży Wiejskiej. Później ten związek w 1928 r. otrzymał w nazwie dodatek RP „Wici”. Ulmowie działali więc w ramach możliwości, które stwarzały te organizacje. Józef był też człowiekiem niezwykle szerokich zainteresowań, wielu zdolności. Rozwijał więc dodatkowo swoje liczne pasje.
Kiedyś na Facebooku przy okazji jego 123. urodzin podałem około 20 przymiotników określających jego zainteresowania. Nawet nie jestem w stanie ich teraz powtórzyć. Był ogrodnikiem, introligatorem, sadownikiem, rolnikiem, kierownikiem spółdzielni mleczarskiej oraz członkiem innej spółdzielni zdrowia. Był też fotografem. Fotografia stanowiła chyba jego największą pasję. Natomiast Wiktoria jako nastolatka występowała w teatrze amatorskim w Markowej. Odgrywała rolę m.in. Matki Bożej w jasełkach. W 1931 r., gdy do Markowej przyjechał Wincenty Witos, by otworzyć oddawany do użytku dom ludowy, Wiktoria była jedną z czterech osób, które wręczały mu wieniec dożynkowy, bo całe wydarzenie było połączone z dożynkami. Uczęszczała też na kursy w Uniwersytecie Ludowym w Gaci. Ulmowie byli więc od początku bardzo otwartymi ludźmi na drugiego człowieka, zaangażowanymi społecznie. Gdy tylko popatrzymy na bibliotekę, jaką miał Józef – do dzisiaj zachowało się 300 egzemplarzy jego książek – widzimy, że mimo iż Ulmowie pochodzili ze zwykłych rodzin, byli bardzo oczytani, nietypowi pod tym kątem. Ja bym ich zaliczył – mimo tego, że nie mieli zbyt dużego wykształcenia, bo Józef skończył 4 klasy szkoły powszechnej i pół roku kursu rolniczego, a Wiktoria 7 klas szkoły powszechnej – do inteligentów wiejskich. Byli w dużej mierze samoukami. W czasie wojny wiedzieli, co się dzieje z ludnością żydowską, z którą wcześniej mieli kontakty sąsiedzkie, handlowe. Dlatego przyjęli pod dach swojego domu prześladowanych Żydów z rodzin Goldmanów, Tencerów i Grünfeldów, których życie było zagrożone.
W bibliotece Ulmów znajdują się m.in. „Dzieje biblijne Starego i Nowego Przymierza”. W tej księdze umieszczone są najważniejsze teksty Biblii. W egzemplarzu należącym do Ulmów są podkreślone czerwonym kolorem dwa zdania. Jedno mówiące o przykazaniu miłości, drugie o miłosiernym Samarytaninie. Jest wysoce prawdopodobne, że te fragmenty podkreślił Józef lub Wiktoria. Oni tak żyli, tak też zakończyło się ich życie, poprzez pomoc bliźniemu. Pomogli Żydom tak jak ten Samarytanin pomógł potrzebującym. Stąd się wzięło to porównanie. Chociaż trzeba powiedzieć, że oni ryzykowali i dali dużo więcej niż ten biblijny Samarytanin. On przeznaczył na pomoc pieniądze, czas. Oni nie tylko czas, ale swój dom i życie.
Wiemy, że dzięki Polakom przeżyło kilkadziesiąt tysięcy polskich Żydów. Ryzyko, które ci Polacy pomagający społeczności żydowskiej podejmowali, było okupione bardzo wielką ceną. Około tysiąc Polaków zostało za tę pomoc zamordowanych.
Tylko niewielka część zbrodniarzy została ukarana. Właściwie z tych bezpośrednich wykonawców zbrodni został osądzony tylko najmłodszy z nich, ale i najokrutniejszy, Josef Kokott, który w 1958 r. został skazany przez sąd wojewódzki w Rzeszowie na karę śmierci. Rada Państwa PRL zamieniła tę karę na dożywocie. Później poprzez zmianę przepisów karnych nastąpiło zmniejszenie kary do 25 lat pozbawienia wolności. W rzeczywistości ten człowiek zmarł w więzieniu na dwa lata przed końcem swojej kary w 1980 r.
Natomiast porucznik żandarmerii niemieckiej Eilert Dieken, który wydał rozkaz zamordowania Ulmów, wrócił po wojnie do Niemiec. I tak jak przed wojną był nadal policjantem w miejscowości Esens nad Morzem Północnym. Tam nie był niepokojony aż do swojej śmierci w 1960 r. Wkrótce po przejściu na emeryturę zmarł w wieku 62 lat. Dotarłem do jego córki, która wiele o swoim ojcu opowiedziała. Dzięki niej uzyskaliśmy wiele informacji, co ułatwiło dotarcie do niektórych dokumentów o tym zbrodniarzu. Inni żandarmi odpowiedzialni za mord na Ulmach to m.in. Michael Dziewulski i Erich Wilde. Jeden z nich zginął jeszcze w czasie wojny na froncie. Nie znamy losów reszty z nich, a z grona podległych im granatowych policjantów, którzy byli w obstawie, wiemy, że z wyroku Polskiego Państwa Podziemnego został zastrzelony Włodzimierz Leś. Prawdopodobnie on doniósł na rodzinę Ulmów.
Odsyłam, by zapoznać się w tym temacie z wystawą „Zbrodnie nieosądzone”. Pan prezes Karol Nawrocki otworzył ją z końcem czerwca w Kielcach. Zawiera ona szokujące informacje na temat tego, jak niewielu zbrodniarzy poniosło karę. Na przemówieniu przy otwarciu tej wystawy padają konkretne liczby. Tak naprawdę paradoksalnie najwięcej osób zostało po wojnie ukaranych w Polsce, a nie w samych Niemczech. W tym kraju zmieniono szybko kodeks karny specjalnie po to, by oszczędzić życie wielu okrutnym sprawcom. Więc największe kary, które zostały zrealizowane wobec niemieckich okupantów, zbrodniarzy miały miejsce jeszcze w momencie, gdy tam był zarząd okupacyjny ze strony Francji, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego.
Natomiast później te procesy tak naprawdę były rzadkością. Musimy sobie powiedzieć, że zbrodnie niemieckie zostały osądzone w minimalnym zakresie, choć i tak w znacznie większym stopniu niż zbrodnie sowieckie. W Rosji za zbrodnie komunizmu w ogóle nie było potępienia ani karnego, ani nawet moralnego. W Niemczech przynajmniej było potępienie moralne polegające na tym, że jeśli się komuś udowodniło, jeśli się wiedziało, że ktoś był zbrodniarzem, jednak była to dla niego wstydliwa sprawa.
Można to robić na różne sposoby. Przede wszystkim jednak, by rozpocząć upamiętnianie, trzeba dobrze poznać historię związaną z ratowaniem Żydów. Instytut Pamięci Narodowej jest wiodącą placówką w całym kraju, który bada tę historię. Możemy się pochwalić ogromną liczbą publikacji na ten temat, które sumują wiedzę, chociażby wydaną dwa lata temu książką pod redakcją Tomasza Domańskiego i Alicji Gontarek „Stan badań nad pomocą Żydom na ziemiach polskich pod okupacją niemiecką – przegląd piśmiennictwa”. Zachęcam bardzo do zapoznania się z tą pozycją. Jest dostępna również w całości nieodpłatnie online.
Jako IPN organizujemy także szereg wystaw przypominających historie pomocy Żydom. A poznajemy wciąż nowe tego typu historie. Staramy się je zawsze upamiętnić czy odrębnymi publikacjami, wystawami, czy tablicami. Wykorzystujemy do tego też teatr, sztukę oraz nowe technologie. W tym momencie Instytut Pamięci Narodowej przygotowuje etiudę filmową na temat rodziny Ulmów w technologii VR. Polacy ratujący Żydów są też znakomitymi kandydatami na patronów ulic w miastach zarówno tam, gdzie powstają nowe osiedla, jak i tam, gdzie widniały dotychczas komunistyczne nazwy ulic. Warto by oprócz żołnierzy Armii Krajowej czy polskiego podziemia niepodległościowego pojawiały się również nazwiska Polaków ratujących Żydów. To również jest forma ich upamiętnienia.
Mam nadzieję, że to będzie miało duże znaczenie. Oczywiście to są przewidywania. Zobaczymy, jak będzie w rzeczywistości. Jak na razie to zainteresowanie tematem, które obserwuję, mocniej widać w krajach o tradycjach katolickich, takich jak Hiszpania, Argentyna, Brazylia. Tam pojawia się znacznie większe zaciekawienie niż w Niemczech i Austrii. To dosyć symboliczne. Na pewno takie podniesienie do chwały Ulmów – mimo że będzie to wydarzenie religijne, nie państwowe – odbije się echem i spowoduje, że ta historia będzie dużo bardziej znana. A jest to rodzaj konkretnej, mocnej historii, która stała się symbolem poświęcenia i męczeństwa tych wszystkich Polaków, którzy ratowali Żydów, a szczególnie tych, którzy za tę świadczoną pomoc zostali przez Niemców zamordowani.
Mamy tutaj i ratowanie Żydów przez Polaków, i śmierć za tę pomoc. Mamy pomoc i Żydom przez mieszkańców wsi, która doświadczyła już dużego mordu, i też wyrok na donosiciela wykonany przez Polskie Państwo Podziemne. Mamy z jednej strony ukaranego głównego sprawcę, a z drugiej strony większość nieukaranych. Jest to więc obraz okupacji niemieckiej nie tylko dotyczący jednej wsi w tamtym okresie. Tak jak w przypadku polskiego podziemia niepodległościowego przede wszystkim pamiętamy o Witoldzie Pileckim, o Emilu Fieldorfie „Nilu”, o Łukaszu Cieplińskim, ale wiemy, że byli także inni żołnierze. Tutaj też chcemy, żeby nie tylko była zapamiętana sama rodzina Ulmów, ale również inni bohaterowie. W tym m.in. kierunku chcemy, by rozrastało się to dziedzictwo Ulmów. Z tego też powodu na początku września wydamy oraz szeroko rozpropagujemy broszurę „Nie tylko o Ulmach”. Pokażemy także historie innych osób, którzy za ratowanie Żydów oddały swoje życie.
Gdyby ich nie było, gdyby nie było takich ludzi jak Ulmowie, jak Barankowie, Kowalscy, jak Decowie, nie byłoby kilkudziesięciu tysięcy uratowanych i dzisiaj nie żyłoby kilkaset tysięcy, jeśli nie ponad milion osób narodowości żydowskiej. Dziś każdego dnia rodzi się na świecie potomek osób uratowanych przez Polaków. To jest wielkie zwycięstwo Polaków i Żydów, wielkie zwycięstwo życia, prawdy nad tym złem, które było okrutne w czasie II wojny światowej. Z tych naszych rodaków możemy być bardzo dumni. Powinna być z tego dumna nie tylko Polska, Izrael, ale też i wszystkie kraje, w których mieszkają te osoby, których przodkowie zostali uratowani. Ich ofiara pokazuje, jak straszliwie brutalna była okupacja i jak doświadczeni nią zostali polscy obywatele: Żydzi i Polacy. I pokazuje, że nie mogło być masowego ratowania, co pojawia się niekiedy jako zarzut wobec Polaków, bo nie było takich możliwości. Ich ofiara wzmacniała przez lata wojenne, powojenne, komunistyczne nasz naród. Wzmacnia go i dziś.
Tutaj mogę się tylko wypowiedzieć jako wierny Kościoła katolickiego, nie jako historyk. Natomiast oczywiście, widzę na to ogromną szansę. Wszystko zależy od tego, jak rozwinie się kult i czy doświadczymy cudu. Ten aspekt religijny już należy do Kościoła. Mogę powiedzieć, że w kościele parafialnym Markowej zostaną umieszczone 10 września tego roku relikwie Ulmów. Każdy, kto będzie chciał oddać im cześć, będzie mógł to tam uczynić oraz w każdym innym kościele, w którym w późniejszym okresie zostaną umieszczone.