Tekst autorstwa Adriana Stankowskiego "Gazowo-elektryczne bomby pod Jasną Górą" opublikowany w "Gazecie Polskiej" 3 października przyciągnął jak magnes uwagę częstochowian. Nakład "Gazety Polskiej" z artykułem o "płonących autobusach" rozszedł się w Częstochowie niemal w mgnieniu oka. Ze względu na ogromną popularność - i istotę problemu, który porusza - zdecydowaliśmy się opublikować go w całości na naszych stronach.
Wywodzący się z SLD prezydent Częstochowy dopuścił do ruchu 40 łatwopalnych autobusów miejskich o niesprawdzonej konstrukcji, czym naraził mieszkańców miasta na niebezpieczeństwo. Na skutek podejrzanej transakcji miasto najprawdopodobniej straci blisko 100 mln złotych i wszystkie pojazdy.
W piątek, 30 kwietnia 2017 roku, autobus częstochowskiego MPK linii nr 11 stanął w płomieniach. Kierowca wcześnie zauważył dym, natychmiast zatrzymał autobus i zdołał wyprowadzić pasażerów. Szybkość reakcji zapewne wynikała również z faktu, że był to już trzeci pożar autobusu tego typu. Choć te fakty władze Częstochowy próbowały skrzętnie ukrywać przed opinią publiczną, nowiutkie Solbusy szybko zyskały złą sławę i przydomek: zapalniczki. Pomimo szybkiej interwencji straży pożarnej pojazd spalił się doszczętnie. Samą akcję gaśniczą strażacy wspominają jako wyjątkowo trudną. Bowiem autobus ów to niespotykana na świecie hybryda o napędzie elektryczno-gazowym, więc płonący jak pochodnia pojazd może w każdej chwili eksplodować. Zwłaszcza że pod wpływem żaru rozszczelniają się zbiorniki z gazem. Po kilkudziesięciu minutach od zgłoszenia cztery zastępy straży pożarnej zdołały wreszcie ugasić ogień, ale 40 nowiutkich autobusów hybrydowych (minus jeden spalony), dopiero co zakupionych przez władze miasta i prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka, zostaje wycofanych z użytkowania i zapewne już na miasto nie wyjedzie. Tymczasem one w ogóle nie powinny znaleźć się na ulicy.
Kupię skodę na wodę…
A miało być tak pięknie. MPK w Częstochowie otrzymało niemal 66 mln złotych na zakup autobusów w ramach realizowanego przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska programu „Gazela”. W 2016 roku miasto kupiło 40 autobusów Solbus o hybrydowym napędzie gazowo-elektrycznym. Częstochowa miała być pionierem, bo żadne z polskich miast nie zdecydowało się wcześniej na taki zakup. I nie tylko polskich, bo zamówiony autobus jest prototypem. Napędu elektryczno-gazowego nie stosuje się nigdzie na świecie właśnie ze zględu na niebezpieczeństwo pożaru i eksplozji zbiorników z gazem. Podobnie w mieszkaniach nie wolno krzyżować instalacji gazowych z elektrycznymi.
Już w listopadzie 2015 roku podczas jazdy testowej spłonęła przegubowa hybryda Solbusa (skonstruowana wyłącznie dla Częstochowy). Pomimo pożaru prototyp błyskawicznie uzyskał homologację, na którą w opinii ekspertów należałoby poświęcić minimum pięć lat badań, tym bardziej że producenci podzespołów nie zgadzali się na użycie ich w pojazdach wymyślonych przez miasto. Dlatego też na przykład prądnice i silniki gazowe znaleziono w Czechach, komputery w Kanadzie, a superkondensatory w Korei. Zbadano za to poziom hałasu, jaki wytwarzała nowa konstrukcja, i okazało się, że już tylko z tego powodu autobus nie powinien zostać dopuszczony do ruchu. Pomimo absurdalności całego pomysłu dotyczącego napędu gazowo-elektrycznego, braku należycie przeprowadzonych badań i testów, oraz pierwszego poważnego pożaru władze Częstochowy podpisały umowę na dostawę 25 autobusów 12-metrowych oraz 15 autobusów przegubowych, 18-metrowych.
Zapalniczki
Autobusy dostarczono do Częstochowy w iście stachanowskim tempie i już w styczniu 2016 roku zaprezentowano ów cud techniki. Prezydent Krzysztof Matyjaszczyk z dumą rozpływał się, jak bardzo innowacyjnym miastem jest Częstochowa i jak odważny jest projekt zakupu autobusów z napędem, jakiego nie używa nikt na świecie. Szczycił się troską o czyste powietrze i komfort pasażerów. Szybko okazało się jednak, że autobusy są nowoczesne tylko z nazwy. Bywały dni, kiedy tylko kilkanaście mogło wyruszyć z bazy, reszta była niezdolna do jazdy. Często pojawiały się usterki kondensatorów i wycieki płynów. W sierpniu 2016 roku doszło do kolejnego pożaru autobusu (już kursowego). Władze Częstochowy starały się to ukryć, nazywając pożar „zadymieniem”. „Gazeta Polska” dotarła jednak do pisma Państwowej Straży Pożarnej, w którym incydent sklasyfikowano jako „pożar mały”. Rzeczywiście ogień udało się zdusić w zarodku, ale przecież każdy pożar na początku jest „mały”. To wtedy hybrydowe Solbusy zaczęto nazywać „zapalniczkami”.
Dostawca za jeden uśmiech
Zupełnie zdumiewający i mocno podejrzany jest również model biznesowy przyjęty dla całej transakcji. Dostawę 40 autobusów o wartości 66 mln złotych powierzono firmie Lider Trading sp. z o.o. o kapitale zakładowym 2,8 mln złotych, a więc niepokrywającym nawet w małej części zobowiązań gwarancyjnych i serwisowych wynikających z dostawy autobusów. Spółce, która formalnie startowała przez ostatnie lata w przetargach, a faktycznemu producentowi – znajdującemu się od dawna w stanie upadłości Solbusowi – jedynie zlecała montaż pojazdów. W takiej konfiguracji biznesowej i wobec gigantycznej odpowiedzialności gwarancyjnej za płonące cacka stało się to, co stać się musiało. Lider Trading, dostawca autobusów-zapalniczek, postawiony został w stan upadłości. Miasto odzyskało co prawda niewielkie pieniądze z tytułu niewykonanych napraw, ale jest to kropla w morzu wydatków. Kolejne roszczenia Częstochowa może kierować… na Berdyczów. Podobne kłopoty mogą mieć także Warszawa i Kraków. One również były kontrahentami upadłej spółki.
Mistrzowie biznesu
Katastrofa zbliża się nieuchronnie. O pieniądze postanowił upomnieć się NFOŚiGW, który finansował zakup autobusów, a nie nieruchomości stojących w zajezdni. Jest więc zobligowany do odzyskania tych milionów. Razem z odsetkami kwota, którą Częstochowa będzie zmuszona zwrócić, wyniesie zapewne blisko 100 mln złotych. Stosowne pisma mają dotrzeć do częstochowskiego ratusza w najbliższych dniach. Rachunek końcowy wyniesie zatem zapewne około 100 mln na minusie plus bezwartościowa eskadra zagrażających życiu ludzi pojazdów. Eksperci niezwykle sceptycznie wypowiadają się o jakiejkolwiek możliwości ich technicznej modernizacji i należy się liczyć z koniecznością (i kosztem) ich złomowania. Odpowiedzialnymi za ten stan rzeczy są zarówno prezydent miasta Krzysztof Matyjaszkiewicz, który do grona najbliższych współpracowników dobrał zasłużonych towarzyszy z SLD, jak i prezes MPK Roman Bolczyk (za PRL-u był prokuratorem wojskowym, a ostatnio szefował również sądowi partyjnemu w śląskim SLD). Z kolei przewodniczącym Rady Nadzorczej MPK był Mirosław Soborak, do niedawna wiceprezydent Częstochowy, z zawodu prawnik z aplikacją sędziowską, który dwa tygodnie temu został wyrzucony z tego stanowiska za spowodowanie wypadku i potrącenie dziecka (który po wielu godzinach od zdarzenia miał zawartość alkoholu we krwi około 1 promila) oraz ucieczkę z miejsca zdarzenia.
Czy leci z nami prokurator?
Wszelkie okoliczności tej bulwersującej sprawy powinny być przedmiotem wnikliwej analizy prokuratorskiej – obecny włodarz Częstochowy rażąco naruszył zarówno zasady bezpieczeństwa pożarowego, jak i elementarne zasady bezpieczeństwa finansowego (obawiam się, że także uczciwości). A do tego doprowadził do znaczącej straty w budżecie mieszkańców Częstochowy.