- Sprzedaż żywych ryb nie stanowi naruszenia ustawy o ochronie zwierząt, pod warunkiem, że podczas sprzedaży rybom są zapewnione odpowiednie warunki. I tu tkwi poważny problem, który zaczyna się już w fazie sprzedaży hurtowej, a potem podczas transportu i przetrzymywania ryb w punkcie sprzedaży. Ryby cały czas są narażane na silny stres, deficyt tlenowy i uszkodzenia mechaniczne. Do niedawna można było spotkać się z opinią, że ryby w zasadzie nie czują bólu i w związku z tym nie cierpią. Nic bardziej mylnego - ryby odczuwają strach, stres i ból
- mówi prof. Wojciech Dobicki.
Uczony podkreśla, że z punktu widzenia dobrostanu zwierząt najlepszym rozwiązaniem byłaby sprzedaż karpi po uprzednim ich uśmierceniu. Proces uśmiercania ryb powinien być przeprowadzony przez przeszkolony personel zgodnie z odpowiednimi wytycznymi, w specjalnie do tego wyznaczonym miejscu i bez obecności dzieci.
- Mam nadzieję, że obrót żywymi rybami w handlu detalicznym w niedalekiej przyszłości będzie całkowicie wyeliminowany
- podkreśla prof. Dobicki.
Obecnie producenci ryb dysponują nowoczesnymi liniami technologicznymi pozwalającymi na zabijanie karpi w odpowiedni sposób, a następnie ich patroszenie i filetowanie.
- Najróżniejsze nieprawidłowości, które zdarzają się podczas transportu ryb do sklepu, a potem do domu i niewłaściwy sposób ich zabicia to dla wielu osób dylemat moralny, warto więc zachęcać do rezygnacji z kupowania żywych ryb, a nieprzekonanym przypomnieć, że sprzedaż i transport żywych ryb w workach foliowych bez wody jest uznawana za znęcanie się nad zwierzętami i karalna. W sentencji wyroku Sądu Najwyższego ogłoszonego w 2016 roku napisano, że istnienie tradycji sprzedaży żywego karpia nie może zwalniać od odpowiedzialności karnej za znęcanie się nad zwierzętami
- mówi prof. Wojciech Dobicki.