Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Ekspert dla Niezalezna.pl: Rosjanie testują Polskę i NATO. Nie możemy oblać egzaminu

We wtorek na Polskę spadł pocisk - według wstępnych, ale już oficjalnych ustaleń, należał do systemu S-300 rosyjskiej produkcji, ale używany przez Ukrainę w ramach obrony przeciwrakietowej. Dwóch Polaków zginęło w Przewodowie, 5 km od granicy z naszym sąsiadem. - Nie ulega wątpliwości, że Rosja sprawdza nasz system reakcji nawet przy okazji nieszczęśliwego wypadku. Jeśli test zostanie oblany, tego typu incydenty zaczną się powtarzać, by podkopać poparcie dla Ukrainy, stąd potrzeba silniejszego niż dotąd nacisku na rosyjskiego agresora - ostrzega prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski w rozmowie z portalem Niezalezna.pl.

Telewizja Republika

- To, że na terytorium Polski spadła rakieta ukraińskich sił zbrojnych nie oznacza zdjęcia z odpowiedzialności państwa rosyjskiego. Jakkolwiek było, nie byłoby tragedii w powiecie hrubieszowskim, gdyby nie zmasowany ostrzał Ukrainy. Jednocześnie ukraińska dyplomacja popełnia wyraźny błąd, jeśli nie ma pewnych dowodów na rosyjskie pochodzenie pocisku - uważa prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski. 

Moralną odpowiedzialność ponosi jeden kraj

- Moralną odpowiedzialność za śmierć Polaków w Przewodowie ponosi Rosja. Każde państwo ma prawo się bronić przed agresją militarną, tak czyni Ukraina. Na naszą stronę granicy spadł pocisk przechwytujący z obrony przeciwrakietowej, wymierzony w manewrującą broń Rosjan. Przyczyną groźnego incydentu w warunkach wojennych była postawa Rosji, choć oczywistym jest, że kremlowska propaganda wykorzystuje zamieszanie w Polsce, by podburzać nastroje. Trudno oczekiwać, by Ukraina nie próbowała zestrzelić rakiet przeciwnika. Musiałaby się de facto poddać

- analizuje ekspert ds. bezpieczeństwa. 

Wielu dziennikarzy i polityków opozycji zarzucało polskim władzom, że nie tłumaczy społeczeństwu, co stało się tuż przy granicy z Ukrainą. Rzecznik rządu Piotr Müller wieczorem apelował o nierozpowszechnianie nieprawdziwych doniesień, a premier Mateusz Morawiecki i prezydent Andrzej Duda zabrali głos po północy z wtorku na środę. - W trakcie wojny tuż za naszą granicą należy zachować spokój. Zbadać dokładnie to, co się stało, ustalić wszystkie szczegóły wraz z sojusznikami z NATO. Rząd nie jest zobligowany do przekazywania szczegółowych, aczkolwiek niepewnych informacji, a rozładowania napięcia, które może doprowadzić do paniki. Zdecydowane działania nie mogą być oparte na presji czy pod wpływem niepewnych ustaleń. Incydent miał pod względem technicznym naturę wojenną - nie politycznym, bowiem Polska nie jest w stanie konfliktu. Przekazywanie wstępnych, niepotwierdzonych informacji przez ekspertów, mogłoby podsycać niepokoje - mówi Żurawski vel Grajewski. 

To test dla naszego systemu bezpieczeństwa i reagowania

- Kogokolwiek były to rakiety, to zmasowany ostrzał ukraińskiej infrastruktury krytycznej doprowadził do prawdopodobnego upadku ukraińskiej rakiety i przypadkowego trafienia polskich obywateli. Ponieważ ten fakt zaistniał, Moskwa będzie traktowała go jako test reakcji Warszawy i NATO. Nie ulega wątpliwości, że Rosja sprawdza nasz system reakcji nawet przy okazji nieszczęśliwego wypadku. Trzeba pamiętać, z kim toczy się grę i jakie będą skutki postępowania zachodniego świata. Jeśli ten test zostanie odebrany jako dowód słabości, to tego typu incydenty zaczną się powtarzać, by podkopać poparcie dla Ukrainy, stąd potrzeba silniejszego niż dotąd nacisku na rosyjskiego agresora - wyjaśnia Żurawski vel Grajewski.

 



Źródło: niezalezna.pl,

gie