Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Dorota Kania UJAWNIA: Powiązania ludzi komunistycznych służb z ruchem LGBT!

W najnowszym wydaniu programu „Koniec systemu” Dorota Kania ujawnia szokujące powiązania z ruchem LGBT ludzi, którzy w czasach PRL byli tajnymi współpracownikami komunistycznych służb specjalnych. „Dziś – jak w czasach Polski Ludowej – walczą z Kościołem, czynnie promując ruch gejów, lesbijek i osób transpłciowych. Podobnie jak w tamtych czasach, biorą pieniądze na swoją działalność – pochodzą one głównie z różnego rodzaju grantów, na przykład z Funduszy Norweskich i Fundacji Batorego” - ujawnia Dorota Kania.

zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne
Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska

Byli funkcjonariusze SB oraz ich tajni współpracownicy na pikietach LGBT to prowokacja i wykorzystywanie modnej tematyki do ataku na polski system prawny.
- uważa Antoni Macierewicz, wiceprezes PiS.

Kilka dni temu w mediach przypomniano działalność Jolanty Lange w czasach PRL – wówczas nosiła nazwisko Gontarczyk, które na Lange ( nosił je jej ojciec Julian Lange). Razem z mężem – Andrzejem Gontarczykiem – inwigilowali założyciela Ruchu Światło-Życie księdza Franciszka Blachnickiego.
 
Ten człowiek był szczególnie prześladowany przez Służbę Bezpieczeństwa. Wysyłano różnorodnych agentów, by go inwigilowały, kontrolowały i nie tylko, w różny sposób prześladowały, między innymi państwa Gontarczyków, to małżeństwo o pseudonimach Yon i Panna, którzy dostali się do jego najbliższego otoczenia.
- mówi Antoni Macierewicz o kulisach inwigilacji księdza Franciszka Blachnickiego

O szczegółach całej „akcji” pisze na łamach najnowszego numeru tygodnika „Gazeta Polska” Dorota Kania.

„Agenci „Yon” i „Panna” (Andrzej i Jolanta Gontarczykowie) zostali przerzuceni do RFN pod koniec 1982 roku w ramach łączenia rodzin, gdyż rodzina „Panny” była pochodzenia niemieckiego. „Na początku 1984 r. agenci, na polecenie Centrali, nawiązali kontakt z ks. Blachnickim, który po półrocznej weryfikacji zaprosił ich do współpracy w prowadzonym przez siebie ośrodku w Carlsbergu. W końcu 1984 r. agenci, realizując nasze wytyczne, przeprowadzili się z Duesseldorfu do Carlsbergu i poświęcili się całkowicie pracy dla księdza Blachnickiego, stając się jego najbliższymi współpracownikami (…). Utrzymują kontakty towarzyskie i organizacyjne z przywódcami głównych antypolskich ośrodków dywersyjnych na Zachodzie, prawicowymi osobistościami Polonii amerykańskiej, hierarchią katolicką i sowietologicznymi ośrodkami w RFN” – pisał 2 sierpnia 1982 roku do przełożonych Aleksander Makowski. Podkreślał, że Gontarczykowie mają możliwość prowadzenia dywersyjnych działań wobec ruchu oazowego, rozpracowanie związków ks. Blachnickiego z episkopatem Polski i z Watykanem oraz uzyskiwanie informacji wywiadowczych o działalności ugrupowań emigracyjnych w RFN, innych krajach Europy zachodniej i USA.
Gontarczykowie zostali zdekonspirowani przez „Solidarność Walczącą” w styczniu 1987 roku tuż przed śmiercią ks. Blachnickiego, który powiedział swoim współpracownikom o małżeństwie agentów. Z nimi samymi rozmawiał rano 27 lutego. Podczas gwałtownej wymiany zdań ksiądz nagle źle się poczuł. Niedługo potem już nie żył – lekarze uznali, że przyczyną śmierci był zator płuc. Przedstawiciele niemieckiej Polonii podejrzewali, że za śmiercią księdza stoi komunistyczna bezpieka, jednak wtedy nie było możliwości wyjaśnienia tej sprawy. Po powstaniu IPN prokuratorzy jego pionu śledczego w 2005 roku podjęli próbę wyjaśnienia śmierci kapłana – śledztwo prowadził katowicki oddział IPN, ale zakończyło się ono umorzeniem.
Po śmierci ks. Blachnickiego małżeństwo Gontarczyków jeszcze przez rok działało na terenie RFN. Komunistyczna bezpieka wycofała swoich agentów do Polski tuż przed akcją służb zachodnioniemieckich, które prowadziły działania wobec agentury SB. Po ich powrocie do kraju bezpieka przeprowadziła szereg działań medialnych uzgodnionych z kierownictwem MSW, którym kierował Czesław Kiszczak”

- czytamy na łamach „Gazety Polskiej.

Nie są to jedyne osoby z kręgów Służby Bezpieczeństwa, które pojawiają się przy okazji tęczowych parad! Czy tęczowa rewolucja rzeczywiście chodzi w butach SB? Więcej na ten temat w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska” w artykule „Tęczowa rewolucja w butach SB. „Brzoza”, „Panna” i Aleksander Makowski”.

Na ciekawy wątek w całej sprawie zwrócił uwagę w programie „Koniec systemu” Rafał Ziemkiewicz.
 
Nie jestem dziennikarzem, który by głęboko siedział w papierach SB, ale tak na zdrowy rozum powiedzmy sobie, że kadry może nie decydują o wszystkim jak mówił Stalin, ale na pewno są bardzo ważne. Jak się już ma sprawdzone kadry, czyli kogoś zaszantażowanego, pozyskanego, umoczonego na kogo ma się haki to się go używa. Największą hakowanią dot. homoseksualizmu to była oczywiście akcja "Hiacynt” prowadzona w latach 80’ – czyli stosunkowo niedawno przez bezpiekę. Ci esbecy, którzy byli wtedy czynni i którzy mają najlepiej rozpoznane środowiska homoseksualne w Polsce – zwłaszcza wśród ludzi z tzw. nazwiskami nie tylko żyją, ale są również wyjątkowo aktywni! Oni są teraz tymi skrzywdzonymi, którym zabrano przywileje emerytalne, które się kupią wokół totalnej opozycji i to, że były teczki bezpieki prywatyzowane po roku 89. to nie jest żadna sensacja, historycy to potwierdzają. Do dzisiaj się w różnych szafach znajdują duże kolekcje. Choćby po tym tropie ta agentura homoseksualna wspaniała jest obecnie do robienia takich przedsięwzięć przez panią Lange.
- mówił Ziemkiewicz. 

 



Źródło: niezalezna.pl, Telewizja Republika, Gazeta Polska

#Dorota Kania #Koniec Systemu #TW #Służba Bezpieczeństwa #LGBT

redakcja