Byli funkcjonariusze SB oraz ich tajni współpracownicy na pikietach LGBT to prowokacja i wykorzystywanie modnej tematyki do ataku na polski system prawny.
- uważa Antoni Macierewicz, wiceprezes PiS.
Kilka dni temu w mediach przypomniano działalność Jolanty Lange w czasach PRL – wówczas nosiła nazwisko Gontarczyk, które na Lange ( nosił je jej ojciec Julian Lange). Razem z mężem – Andrzejem Gontarczykiem – inwigilowali założyciela Ruchu Światło-Życie księdza Franciszka Blachnickiego.
Ten człowiek był szczególnie prześladowany przez Służbę Bezpieczeństwa. Wysyłano różnorodnych agentów, by go inwigilowały, kontrolowały i nie tylko, w różny sposób prześladowały, między innymi państwa Gontarczyków, to małżeństwo o pseudonimach Yon i Panna, którzy dostali się do jego najbliższego otoczenia.
- mówi Antoni Macierewicz o kulisach inwigilacji księdza Franciszka Blachnickiego
O szczegółach całej „akcji” pisze na łamach najnowszego numeru tygodnika „Gazeta Polska” Dorota Kania.
Gontarczykowie zostali zdekonspirowani przez „Solidarność Walczącą” w styczniu 1987 roku tuż przed śmiercią ks. Blachnickiego, który powiedział swoim współpracownikom o małżeństwie agentów. Z nimi samymi rozmawiał rano 27 lutego. Podczas gwałtownej wymiany zdań ksiądz nagle źle się poczuł. Niedługo potem już nie żył – lekarze uznali, że przyczyną śmierci był zator płuc. Przedstawiciele niemieckiej Polonii podejrzewali, że za śmiercią księdza stoi komunistyczna bezpieka, jednak wtedy nie było możliwości wyjaśnienia tej sprawy. Po powstaniu IPN prokuratorzy jego pionu śledczego w 2005 roku podjęli próbę wyjaśnienia śmierci kapłana – śledztwo prowadził katowicki oddział IPN, ale zakończyło się ono umorzeniem.
Po śmierci ks. Blachnickiego małżeństwo Gontarczyków jeszcze przez rok działało na terenie RFN. Komunistyczna bezpieka wycofała swoich agentów do Polski tuż przed akcją służb zachodnioniemieckich, które prowadziły działania wobec agentury SB. Po ich powrocie do kraju bezpieka przeprowadziła szereg działań medialnych uzgodnionych z kierownictwem MSW, którym kierował Czesław Kiszczak”
- czytamy na łamach „Gazety Polskiej.
Nie są to jedyne osoby z kręgów Służby Bezpieczeństwa, które pojawiają się przy okazji tęczowych parad! Czy tęczowa rewolucja rzeczywiście chodzi w butach SB? Więcej na ten temat w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska” w artykule „Tęczowa rewolucja w butach SB. „Brzoza”, „Panna” i Aleksander Makowski”.
Na ciekawy wątek w całej sprawie zwrócił uwagę w programie „Koniec systemu” Rafał Ziemkiewicz.
Nie jestem dziennikarzem, który by głęboko siedział w papierach SB, ale tak na zdrowy rozum powiedzmy sobie, że kadry może nie decydują o wszystkim jak mówił Stalin, ale na pewno są bardzo ważne. Jak się już ma sprawdzone kadry, czyli kogoś zaszantażowanego, pozyskanego, umoczonego na kogo ma się haki to się go używa. Największą hakowanią dot. homoseksualizmu to była oczywiście akcja "Hiacynt” prowadzona w latach 80’ – czyli stosunkowo niedawno przez bezpiekę. Ci esbecy, którzy byli wtedy czynni i którzy mają najlepiej rozpoznane środowiska homoseksualne w Polsce – zwłaszcza wśród ludzi z tzw. nazwiskami nie tylko żyją, ale są również wyjątkowo aktywni! Oni są teraz tymi skrzywdzonymi, którym zabrano przywileje emerytalne, które się kupią wokół totalnej opozycji i to, że były teczki bezpieki prywatyzowane po roku 89. to nie jest żadna sensacja, historycy to potwierdzają. Do dzisiaj się w różnych szafach znajdują duże kolekcje. Choćby po tym tropie ta agentura homoseksualna wspaniała jest obecnie do robienia takich przedsięwzięć przez panią Lange.
- mówił Ziemkiewicz.