Znana z nieprzychylności dla rządów Prawa i Sprawiedliwości oraz komentowania politycznej rzeczywistości aktorka Krystyna Janda w programie Alicji Resich-Modlińskiej wyjaśniała \"rewolucyjną\" ideę Lecha Wałęsy o \"dwóch milionach na ulicach\". I z ubolewaniem stwierdziła, że skoro tyle ludzi na ulice nie wychodzi, to widocznie \"ma być tak jak jest\".
Krystyna Janda w programie Resich-Modlińskiej w Polsacie po raz kolejny dała upust swojemu niezadowoleniu z obecnego stanu rzeczy, twierdząc, że "dusi się" i "ktoś zatruł jej powietrze".
Pewnym ułatwieniem w zrozumieniu powyższych słów może być to, co niedawno powiedziała Janda w Radiu ZET, dzieląc się ze słuchaczami swoimi zaskakującymi odczuciami.
Czuję, jakby ktoś na mnie s*ał cały czas
- oznajmiła.
W Polsacie wyjaśniała przyczyny skatologicznych skojarzeń, tłumacząc je "przejmowaniem emocji".
To wszystko jest okropne, to, jakim ludzie rozmawiają językiem ze sobą. Przejmuję te emocje, skojarzenia
- powiedziała aktorka.
Odchodząc od wątku fekalnego, Krystyna Janda poddała krytycznej analizie rewolucyjne nawoływania Wałęsy, który często w ostatnim czasie pisał, że do przeprowadzenia zmian w Polsce potrzebuje "dwóch milionów ludzi na ulicach". Janda - z wyraźnym żalem - stwierdziła:
Tę zgodę lub niezgodę muszą pokazać ludzie. Nie sądzę, żeby wyszło dwa miliony, na razie wychodzi koło 300-400 tysięcy, więc widocznie tak ma być.
Z tymi setkami tysięcy to i tak gruba przesada, ale chyba Janda już zdała sobie sprawę, że żadnej rewolucji nie będzie.