Prokurator Krzysztof Parulski nie może darować ujawnienia przez „Gazetę Polską” jego teczki personalnej. Po upublicznieniu kompromitujących akt personalnych Parulskiego z lat 1980–2013 autor tekstu dwukrotnie przesłuchiwany był przez Żandarmerię Wojskową. A kilkanaście dni temu dokonano – na podstawie kuriozalnego postanowienia – przeszukania pomieszczeń Wojskowego Biura Historycznego. Szczegóły całej sprawy zostały opisane w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.
Wszystko zaczęło się od publikacji z listopada 2017 roku. Wówczas w „Gazecie Polskiej” ukazał się artykuł „Tawariszcz Parulski”, ujawniający zawartość jego teczki personalnej. Po publikacji Parulski z równym „zaangażowaniem” zabrał się za realizację nowego zadania: dopadnięcia osób, które doprowadziły do odsłonięcia jego sekretów.
Kulisy całej sprawy zostały obszernie opisane na łamach najnowszego numeru tygodnika „Gazeta Polska”. W tekście ujawniono, że 14 marca 2019 roku w siedzibie Wojskowego Biura Historycznego (WBH) im. gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego pojawiła się Żandarmeria Wojskowa. Na podstawie „postanowienia o żądaniu wydania rzeczy i o przeszukaniu” żandarmi zabezpieczyli związane z gen. Parulskim dokumenty i przeszukali biuro.
„Akcja miała miejsce podczas nieobecności dyrektora WBH, prof. Sławomira Cenckiewicza, i odbyła się ledwie tydzień po ostatnim przesłuchaniu w Żandarmerii Wojskowej dziennikarza „GP” Grzegorza Wierzchołowskiego. To właśnie on w 2017 roku opisał teczkę Parulskiego. ”
- czytamy na łamach „Gazety Polskiej”.
Czemu prokuratura i żandarmeria wzięły sobie na cel właśnie prof. Cenckiewicza? Grzegorz Wierzchołowski, autor tekstu o gen. Parulskim nie ma żadnych wątpliwości:
Nie mogę zdradzać treści swoich zeznań jako świadka. Mogę jedynie powiedzieć, że na ostatnim przesłuchaniu, które odbyło się 5 marca 2019 roku, padło nazwisko Sławomira Cenckiewicza, ale zupełnie bez związku ze sprawą Parulskiego. To, jak widać, wystarczyło do akcji wymierzonej w dyrektora WBH. Parulski nigdy nie dowie się, jak i od kogo uzyskałem informacje o zawartości jego teczki. Nie ma na to żadnych dowodów, a ja nie zdradzę swoich źródeł. Prowadzący śledztwo chwycili się więc desperacko tego, że jak wielu innych dziennikarzy rozmawiałem kilkakrotnie z prof. Cenckiewiczem, i postanowili w niego uderzyć. Pozostaje pytanie, czy był to cios na oślep, czy ma on charakter długo przygotowywanej zemsty politycznej.
- mówi mówi Grzegorz Wierzchołowski.
WIĘCEJ NA TEN TEMAT W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA „GAZETA POLSKA”:
Przeczytaj koniecznie❗️ Prezent z najnowszą "Gazetą Polską".
— Gazeta Polska (@GPtygodnik) 26 marca 2019
Więcej na https://t.co/ZvUGL4Jq7k - Tygodnik Niepodległego Polaka. #GazetaPolska pic.twitter.com/3dwsuLPK0k