Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Coraz gorszy stan NFZ. Lekarze: Zamiast szczuć na lekarzy, weźcie się do roboty

Odwoływane zabiegi w całej Polsce, odsyłanie od szpitala do szpitala pacjentów chorych onkologicznie, ograniczanie dostępu do programów lekowych dla chorych reumatologicznie czy na stwardnienie rozsiane. Resort zdrowia twierdzi, że dzieje się to „z zabezpieczeniem pacjentów”, rzecznik rządu nie widzi problemu, podobnie minister finansów. Lekarze protestują pod hasłem: „Zamiast szczuć na lekarzy, weźcie się do roboty”. – Ta dramatyczna sytuacja dla pacjentów niestety nie zmieni się z końcem roku – przewiduje Wojciech Wiśniewski, ekspert w zakresie ochrony zdrowia Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Jak dowiedziała się „Codzienna”, 7 listopada minister finansów Andrzej Domański ma się spotkać z szefową resortu zdrowia Jolantą Sobierańską-Grendą w sprawie ratowania zbankrutowanego de facto NFZ. Dotychczas przy braku w kasie NFZ 14 mld zł wpłynęło 3,5 mld, a jak zapowiada szefowa resortu zdrowia, być może wpłynie jeszcze miliard pochodzący z obligacji, by ratować sytuację.

Dramaty i cierpienie

Jak podkreśla Wiśniewski, „ratowanie sytuacji” to nie problem księgowy, ale konkretne dramaty i cierpienie pacjentów. W całej Polsce przekładane są zabiegi, rosną kolejki do specjalistów. Ograniczany jest dostęp do programów lekowych. Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej, potwierdza informacje „Codziennej” o ograniczeniach dostępu do programów lekowych dla chorych reumatologicznie (pisaliśmy o tym tydzień temu). Ograniczane są też programy lekowe dla chorych na stwardnienie rozsiane.

– W tym tygodniu na posiedzeniu Doradczej Komisji Medycznej (w jej skład wchodzą medyczne autorytety leczące tę chorobę) ustaliliśmy, że jako tako funkcjonują te programy tylko w Wielkopolsce. Dzwonią do nas pacjenci odsyłani ze swoich placówek i kierujemy ich tam, gdzie jeszcze te programy nie są ograniczane. Trudno powiedzieć, jak wielka jest skala problemu w liczbach

– mówi „Codziennej” Anna Gryżewska, dyrektor biura Rady Głównej Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego.

– Nie ma systemu, który zestawiałby tych pacjentów, którzy zostali zakwalifikowani do programu lekowego, z tymi, którzy biorą udział w programie. W efekcie nie widać, jak bardzo dostęp do programu jest ograniczony, bo nie widać, ilu pacjentów czeka na to, by przyjąć lek. A trzeba to podkreślić – jeśli ktoś został zdiagnozowany do takiego programu, powinien zacząć leki przyjmować bez zwłoki

– wyjaśnia tę sytuację Wiśniewski.

Fakty kompromitują rząd

Tymczasem resort zdrowia twierdzi w komunikacie, że decyzje dotyczące przesuwania zabiegów czy ograniczania programów lekowych „podejmowane są przez placówki medyczne, z zachowaniem bezpieczeństwa pacjentów i ciągłości procesu leczenia”. Twierdzi także, że NFZ na bieżąco realizuje zobowiązania wobec świadczeniodawców, a jego tegoroczny budżet przekroczył 200 mld zł. Rzecznik rządu także twierdzi, że wszystko jest w porządku, ponieważ środki (te 3,5 mld zł) zostały już przekazane do resortu.

To niczego tak naprawdę nie zmienia. Bez uzupełnienia luki w finansach NFZ, a jest to, uwzględniając owe 3,5 mld, jeszcze 10,5 mld, to, co obecnie ma miejsce, będzie trwać

– mówi ekspert w zakresie ochrony zdrowia Federacji Przedsiębiorców Polskich Wojciech Wiśniewski.

– Liczymy, że po spotkaniu z ministrem finansów pojawią się informację o dodatkowych środkach z budżetu, by ratować sytuację – dodaje Wiśniewski.

Szacuje, że aby kontrakty szpitali na Mazowszu i Śląsku mogły zostać utrzymane na wcześniejszym poziomie, konieczna jest kwota 5,5 mld, a więc nawet owe 3,5 mld nie zabezpieczają w pełni tych kontraktów. Szpitale nie mają zapłaconych pieniędzy jeszcze za II kwartał. Tymczasem szereg zabiegów i programów lekowych to właśnie nadwykonania.

Co roku przybywa ok. 2,5 tys. pacjentów. Część z nich jest diagnozowana do programu lekowego. Ale limity na ten program były ustalane kilka lat temu i są sztywne. W efekcie kolejni pacjenci generują szpitalom terapie ponad limit, a więc nadwykonania. Kiedy szpital nie dostaje za nie pieniędzy, ogranicza dostęp do terapii

– tłumaczy nam Anna Gryżewska.

Protest lekarzy

Lekarze oskarżają resort zdrowia o brak strategii rozwiązania zapaści systemu i o przerzucanie winy za stan ochrony zdrowia na zarobki lekarzy. Pod hasłem „Zamiast strategii – likwidacja 1/3 szpitali. To plan ministerstwa na poprawę zdrowia Polaków. Zamiast szczuć na lekarzy, weźcie się do roboty” pikietowali pod siedzibą resortu. Ich zdaniem narzucenie maksymalnych stawek wynagrodzeń na kontraktach nie rozwiąże problemu.

– To wyraźny sygnał środowiska lekarskiego, że w obliczu narastających problemów systemowych i eskalującej retoryki antylekarskiej potrzebne są realny dialog i konkretne działania ze strony rządu. Jesteśmy gotowi do dialogu, jednak nasze próby podjęcia rozmów są konsekwentnie odrzucane. Zamiast zaproszenia do stołu rozmów zaproponowano nam oglądanie krótkich filmów na Facebooku, w których minister zdrowia deklaruje wolę dialogu

– mówi prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski.

Zdaniem Wiśniewskiego rozwiązanie problemu wynagrodzeń kontraktowych będzie miało swoją cenę, ale jest konieczne. – Bez tego nie uzdrowi się sytuacji, ale to nie jest istota problemów. Wciąż leczymy objawy kryzysu, a nie jego przyczyny, a tych jest wiele. Nie może być jednak tak, że z publicznych środków gwarantujemy bez limitu zarobki, które sięgają setek tysięcy miesięcznie.

Gdzie jest odpowiedzialność?

Lekarze twierdzą, że chcą rozmawiać, ale chcą także realnych długofalowych działań rządu zamiast propagandy.

– Dzisiaj obywatele muszą mieć poczucie, że jeśli mówimy „weźcie się do roboty”, to te słowa powinniśmy kierować do polityków, a na nas szczuje się po to, żeby ukryć swoją niekompetencję i fakt, że tego dialogu po prostu nie ma. My będziemy w ten sposób prowadzić dialog, czyli na drodze do Ministerstwa Zdrowia będziemy stawiać nowe hasła, które pokażą ministerstwu, dokąd prowadzi jego działalność

– mówi prezes NRL.

Biorąc pod uwagę skalę kryzysu i realne działania rządu, można odnieść wrażenie, że rząd umył ręce i całą odpowiedzialność przerzucił za ten obszar życia publicznego wyłącznie na minister zdrowia. Tymczasem tak nie powinno być. Tak np. minister finansów także ponosi odpowiedzialność za ten obszar, ponieważ to on dysponuje pieniędzmi publicznymi. Przy takiej skali zapaści same działania resortu bez współdziałania nie wystarczą – mówi Wiśniewski.

Wczoraj minister finansów Andrzej Domański stwierdził, że nakłady na ochronę zdrowia dynamicznie rosną.

Ten oraz więcej artykułów znajdą Państwo w weekendowym wydaniu "Codziennej":

Źródło: niezalezna.pl, Gazeta Polska Codziennie