Czegoś takiego dawno nie było! Dziennikarz stacji TVN24, który przyszedł na konferencję prasową wypytywać o zwroty nagród ministerialnych, trafił na twardy kamień i jednym celnym spostrzeżeniem Patryka Jakiego został sprowadzony na ziemię. Było jak na ringu: atak, kontratak, upadek i... cisza. Zobaczcie sami!
Po zakończonym posiedzeniu Komisji Weryfikacyjnej nadeszła pora pytań. Bardzo tematyczne i skierowane do Partyka Jakiego padło z ust dziennikarza stacji TVN24. A brzmiało tak:
Czy rząd boi się opublikować listę tych, którzy zwrócili już nagrody, czy może dlatego nie opublikuje, że nie wszyscy zwrócili. Opozycja twierdzi, że te pieniądze powinny być zwrócone z powrotem do budżetu
Patryk Jaki odpowiedział, że nie ma z tym "żadnego problemu".
Opublikowałem swoje przelewy, mogę je też panu przekazać
- powiedział.
I wytoczył najcięższe działo:
Moje nagrody to - według billboardów Platformy - 32 tysiące złotych. Proszę pana, to jest tyle, ile z pieniędzy publicznych wydzwoniła Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ja mogę zwracać, publikować, nie mam z tym problemu.
Na koniec zaś Patryk Jaki zapytał:
Co z panią Hanną Gronkiewicz-Waltz. Czy przedstawiciele stacji TVN zapytali panią prezydent, czy oddała te pieniądze, bo ja oddałem.
Co więcej, jak podkreślił kandydat Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Warszawy, "ja oddałem i nie mam żadnej kamienicy", podobnie jak żadnej kamienicy nie ma "moja rodzina".
Zobaczycie dialog sami:
Wow! Koncertowe uciszenie dziennikarza @tvn24.
— Dariusz Matecki (@DariuszMatecki) 17 maja 2018
Ważna konferencja #KomisjaWeryfikacyjna, zwrot nieruchomości, a ten pyta o #nagrodyministrów
Odpowiedź @PatrykJaki, @sjkaleta wyśmienita...
„32 tys. to tyle ile w miesiąc wydzwoniała @hannagw” pic.twitter.com/W0GuZb4edv