- To są anegdoty „z mchu i paproci”. (…) Bohaterem tej gazety był niejaki Dominik Taras, który prowokował sikanie na znicze w czasie żałoby, później „dusiciel z Milanówka”, a teraz okazało się, że dwóch gangusów którzy jakieś akta stare wrzucili – tak publikacje „Wyborczej” skomentował w rozmowie z Niezalezna.pl były funkcjonariusz CBŚ komisarz Jacek Wrona.
Dzisiejsza „Wyborcza” opublikowała tekst w którym cytuje zeznania byłego gangstera o pseudonimie "Broda". Człowiek ten zarzucał Patrycji Koteckiej [prywatnie żonie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry-red.], że ta miałaby w latach 90. przyjść do niego ze zleceniem porwania niejakiego Sławomira J. oraz miałaby wykonywać dla gangów różne zadania. Kim jest „Broda” i czy jego zeznaniom można dać wiarę?
- Ten człowiek nie jest żadnym „byłym gangsterem”. Cały czas jest za nim list gończy i czeka na ewentualną deportację z Ukrainy. To co dzisiaj opublikowano to są stare bzdury z 2009 roku, które nie miały żadnej wartości. Gdyby miały jakąkolwiek wartość, to wiadomo, że byłyby wykorzystywane w kampaniach różnego rodzaju, np. w 2015 r., już nie mówiąc o 2019 roku, kiedy już pani Patrycja Kotecka była żoną pana ministra Ziobry. To nie jest nawet „odgrzewany kotlet”, to jest wrzucanie granatu do kloaki.
Redaktor Czuchnowski reklamując dzisiejszą publikację „Wyborczej” na Twitterze, zapewnił, że „przez kilka tygodni weryfikowano czy podane przez świadka [„Brodę”-red.] informacje są prawdziwe”. Co mogło sprawić, że „Gazeta Wyborcza” doszła do zupełnie innych wniosków, niż te które pan przedstawia?
- Oni nie mogli tego sprawdzić. Te zeznania sprawdzane były przez prokuraturę i pamiętajmy, że przez sześć lat to była prokuratura podległa pod rządy PO-PSL i podejrzewam, że sprawdzano to na wszystkie możliwe sposoby. Duża część tych zeznań jest niesprawdzalnych z samej natury, bo jeżeli ktoś mówi, że „jakaś była rozmowa, ktoś tam gdzieś tam”, to nie ma żadnej wartości dowodowej. Gdyby miał, to natychmiast byłoby śledztwo w tej sprawie i wprowadzono by wszystkie możliwe działania operacyjne i procesowe. Jeżeli przez tyle lat nikt nie zebrał żadnych materiałów i nie udało się niczego potwierdzić, to po jedenastu latach jest to bzdura.
Czuchnowski wysłał pytania Patrycji Koteckiej. Jak twierdzi – proponował jej „zapoznanie się z protokołem zeznań Piotra K., chcąc w ten sposób umożliwić odniesienie się do ich treści”, ale Kotecka „nie skorzystała” z tej propozycji. Czy według pana podejmowanie prasowej polemiki z byłym gangsterem miałoby jakiś sens?
- Jeżeli dziennikarze „Wyborczej” mają jakieś dodatkowe dowody, jeżeli mają faktycznie jakieś nowe ustalenia, to powinni natychmiast to przekazać prokuraturze, bo ona jest władna do wykonywania takich rzeczy, a nie jakiś pan dziennikarz o dość marnej renomie. Pani Patrycja Kotecka bardzo dobrze zrobiła, bo nie należy ulegać takim prowokacjom. „Broda” walczy o to, żeby w razie ściągnięcia go do Polski mógł udawać, że jest ofiarą kampanii politycznej, że jest więźniem politycznym i t jest jedyny jego motyw działania. To samo dotyczy pana Zbigniewa S., który ma szereg zarzutów, z tego co wiem, to nawet setki zarzutów i może się spodziewać, że w razie niekorzystnych dla niego rozstrzygnięć, może pozostać wiele lat za kratkami. Pamiętajmy, że są dwa światy. Jest świat w którym krążą różne nieweryfikowalne opowieści i drugi świat, gdzie liczą się tyko i wyłącznie materiały procesowe, które są dowodami w sprawie. W przeciwnym wypadku to są anegdoty „z mchu i paproci”. Dziennikarze nie mają narzędzi i weryfikują tego typu informacje bardzo pobieżnie, a potem opisują te bajki. Niestety one się utrwalają i funkcjonują w świadomości społecznej. To co zaprezentowała „Wyborcza” to są stare opowieści faceta który czeka na ekstradycję do Polski, a drugi ma postawione setki zarzutów.
Zeznania „Brody” znane są od wielu lat, a skoro tak, to dlaczego „Wyborcza zdecydowała się na tę publikację właśnie teraz?
- Mamy teraz okres napięcia przed wyborami. Nie mając żadnej pozytywnej alternatywy dla wyborców szuka się „haków” i różnego rodzaju „brudnego hejtu”. Po czasie, nawet kiedy będzie to trzeba sprostować, to minie trzy, cztery lata i nikt już o tym nie będzie pamiętał. Co chwilę będą się pojawiały różnego rodzaju „kwiatki”, ktoś coś tam mówił, ktoś coś tam robił. Gdyby były to faktycznie materiały, które miałyby wartość procesową, to zostałyby natychmiast użyte i to w sposób bardzo przemyślany, a nie jako próba potwierdzenia jakichś bełkotów faceta sprzed jedenastu lat, w dodatku całkowicie niewiarygodnego i poszukiwanego. To są najbardziej brudne z możliwych zagrań, no ale to jest taki poziom, spadła ta gazetka. Wcześniej bohaterem tej gazety był niejaki Dominik Taras, który prowokował sikanie na znicze [pod Krzyżem poświęconym ofiarom katastrofy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu-red.] w czasie żałoby, później „dusiciel z Milanówka”, a teraz okazało się, że dwóch gangusów którzy jakieś akta stare wrzucili i na tej podstawie buduje się nieprawdopodobne teorie.