Na nagraniu opublikowanym przez MSWiA widać czoło Marszu oraz za nim, sporą grupę kibiców. Ci jednak nie zwrócili uwagi na to miejsce (okolice bramy z szyldem Empiku -red.). Po tym pojawiło się kilkanaście osób w pełni ubranych na czarno, rzucających się w oczy. Wtedy zaczęło się całe zamieszanie - opowiadał rzecznik Marszu Niepodległości Damian Kita, odcinając się od przemocy 11 listopada w Warszawie. Drugi z gości "Politycznej Kawy" Tomasza Sakiewicza - Adam Borowski- przyznał, że jest przekonany o obecności prowokatorów.
- Marsz się udał. 95 proc. uczestników Marszu Niepodległości odpowiedziało na wezwanie i w wielotysięcznej kawalkadzie ludzie się zebrali. Szybko doszły do nas niepokojące sygnały, że zmotoryzowani nie są wpuszczani na trasę przejazdu. My sami mieliśmy pojazdy techniczne, mające nawigować, pomagać; zostały zatrzymane przez drogówkę. Analogicznie wiele tysięcy samochodów zostało zatrzymanych na terenie Warszawy. Nie mogli wjechać na trasę, którą wcześniej zarekomendowała nam policja
- powiedział w „Politycznej Kawie” rzecznik Marszu Niepodległości Damian Kita.
Nawiązując do niewyjaśnionych działań policji, powiedział, że „internet obiegają nagrania, jak policja kryminalna po cywilu na spokojnie wysiada z palkami teleskopowymi na rondzie de Gaulle’a”.
- Na nasze liczne pytania odpowiedział nam reportaż pani red. Ewy Stankiewicz. Potwierdziły się wówczas odebrane przez nas setki telefonów, że kierowcy utknęli. Ok. godz. 14 w okolicach ronda Dmowskiego faktycznie zgromadzili się piesi uczestnicy Marszu; zapewne wiele z tych osób to ci, którzy pierwotnie chcieli trasę Marszu Niepodległości przejechać samochodem
- tłumaczył Kita w Telewizji Republika.
Drugi z gości red. Tomasza Sakiewicza, Adam Borowski, przyznał, że nie zdołał dostać się samochodem na trasę Marszu Niepodległości. - Na wysokości Dworca Centralnego wydawało się, że możemy wjechać i ustawić się; policja zablokowała jednak ten wjazd, mówiąc nam, że piesi już ruszyli, co nie było prawdą. Skierowali nas na wiadukt nad Alejami Jerozolimskimi. Wpadliśmy w potworne korki. To było wielominutowe oczekiwanie. Zdołaliśmy zawrócić więc się stamtąd ewakuowaliśmy - relacjonował szef warszawskiego klubu „Gazety Polskiej.
- Dlaczego Robert Bąkiewicz udał się pieszo w Marszu? Wyglądało to tak, jakby legitymizował tę formę celebrowania. Kogokolwiek zapraszano na marsz pieszy? - dopytywał red. Sakiewicz.
- Nie ma ani jednego nagrania, w którym ktokolwiek z Marszu Niepodległości zachęcał do gromadzenia się pieszego. Zapraszaliśmy na Marsz zmotoryzowany, zależało nam na bezpieczeństwie - odparł jednoznacznie Kita.
Jak tłumaczył, „Robert Bąkiewicz miał jechać w jednym z samochodów technicznych na czele Marszu”. - Pierwszy raz wysiadł, gdy policja zablokowała pojazdom dostanie się na czoło kawalkady. Gdy auta techniczne ruszyły, uczestników zmotoryzowanych zatrzymano. Wówczas Robert Bąkiewicz wysiadł ponownie - mówił rzecznik MN.
- Policja dążyła do eskalacji, m.in. poprzez ustawianie oddziałów zwartych na trasie pochodu - dodał.
Odnosząc się do obecnej na Marszu przemocy, Borowski powiedział: „to, że byli tam prowokatorzy, nie ulega wątpliwości. Zastanawia mnie tylko, z której strony”.
- Trzeba potępić działania prowadzące do eskalacji napięcia i przemocy. Wiele materiałów nadal do nas spływa, analizujemy je. Ciekawy jest jeden wątek. Na nagraniu opublikowanym przez MSWiA widać czoło Marszu oraz za nim, sporą grupę kibiców. Ci jednak nie zwrócili uwagi na to miejsce (okolice bramy z szyldem Empiku -red.). Po tym pojawiło się kilkanaście osób w pełni ubranych na czarno, rzucających się w oczy. Wtedy zaczęło się całe zamieszanie
- przekazał Kita.
Podczas Marszu Niepodległości doszło do zamieszek; policja informowała m.in., że w stronę policjantów poleciały kamienie i race. KSP przekazywała, że "grupy chuliganów zaatakowały policjantów chroniących bezpieczeństwo innych ludzi". Do działań ruszyły pododdziały zwarte, które użyły środków przymusu bezpośredniego - gazu łzawiącego i broni gładkolufowej.