- Już 11. rok gromadzimy się wspólnie, aby polecić Panu Bogu tych, którzy zmarli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, by modlić się za naszą ojczyznę. Dzisiejszy dzień jest szczególny. Najpierw z powodów historycznych, ale też okoliczności czytań - mówił duchowny.
Przypomniał, że dokładnie dziś przypada 81. rocznica pierwszej masowej deportacji z kresów wschodnich na Syberię i na stepy Kazachstanu. - 10 lutego 1940 roku były silne mrozy tamtej nocy. Na rozkaz władz Związku Sowieckiego rozpoczęto masową deportację naszych rodaków. W pierwszej z nich przewieziono ok. ćwierć miliona naszych rodaków - wspominał.
- Czasami myślę, jaka była ich śmierć? Ile trwała? Kiedy zdali sobie sprawę z tego, co się dzieje? To były sekundy, minuty?
- pytał o ofiary katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku.
- Pomyślałem o tym również dzisiaj, kiedy przyszły mi na myśl tamte deportacje, 81 lat temu i miesiące później. Śmierć tysięcy naszych rodaków była inna. Była powolna i w męczarniach. Jeden z zesłańców wspomina, że jego dziadek umierał w wagonie dwa dni. „Pochowaliśmy go obok toru kolejowego na trasie między stacjami. Strażnicy specjalnie w tym celu zatrzymali pociąg, dali nam kilof” - wspominał syn zmarłego - przekazał.
- Słyszeliśmy niedawno „dym w kościołach”. Doświadczaliśmy włamań, braku poszanowania do świętości, kpin z potrzeby zbawienia. Więcej kpiny i szyderstwa z ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa. Patrzyliśmy na to bezradnie, zszokowani, że coś takiego jest możliwe. Każdy bunt przeciw Bogu zawsze obraca się przeciw człowiekowi
- mówił duchowny.
10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154, wiozącego delegację na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria, najwyżsi dowódcy wojska i ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.