Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Agresywne psy atakowały już wcześniej. Właściciel strzelnicy poprosił wtedy o pomoc kolegów ze służby

Na jaw wychodzą kolejne szokujące fakty w związku z tragedią w Zielonej Górze. Pogryziony przez agresywne psy mężczyzna zmarł mimo amputacji wszystkich kończyn. Właścicielem zwierząt jest były policjant, który gdy miał w przeszłości kłopoty mógł liczyć na znajomych ze służby. Lokalna społeczność informuje, że tragedii można było uniknąć, ale dotąd nikt odpowiednio nie reagował.

Ustalenia mediów bazujące na zeznaniach poszkodowanych jasno wskazują, że sytuacja w zielonogórskiej Raculi służbom porządkowym znana była nie od dzisiaj. Problemem były dotkliwe pogryzienia postronnych ludzi przez psy stróżujące na strzelnicy. Ale nie tylko.

Ofiary pogryzień borykają się do dzisiaj z dotkliwymi uszkodzeniami jak np. brak ucha czy głębokie blizny. Co robiła w tym czasie lokalna policja? Jak wynika z zeznań poszkodowanych, pozostawała bierna i opieszale realizowała swoje zadania. Na miejsce zdarzenia przyjeżdżali po kilku godzinach od wezwania.

W skrajnym przypadku chronili swojego byłego kolegę ze służby, a nawet mu pomagali jak wtedy, gdy odebrane właścicielowi zwierzęta trafiły do schroniska. Ten miał przyjechać do ośrodka w towarzystwie funkcjonariuszy i wymusić zwrot psów. Pracownicy schroniska przyznali, że miało to miejsce po kolejnym dotkliwym ataku zwierząt na ludzi w 2024 roku. Dodali, że zauważyli wtedy u psów rany postrzałowe i kłute, co mogło świadczyć o tym, że sam właściciel był na miejscu zdarzenia i próbował odciągnąć rozwścieczone owczarki od ofiary. Gdy komendy nie przynosiły skutku, mógł sięgnąć po broń.

Postrach w okolicy

Psy uciekały także poza zamknięty teren i tam również atakowały ludzi. To nadal pozostawało bez reakcji odpowiednich służb.

"Niepokój mieszkańców wzbudzały nie tylko agresywne zachowania psów, ale także niewłaściwie, ich zdaniem, zabezpieczona strzelnica należąca do byłego oficera policji. Mieszkańcy okolicy, spacerując po lesie, nieraz napotykali pociski z broni palnej" - opisano na koncie Służby w akcji. Lokalne media pisały o petycji okolicznych mieszkańców, którzy żądali zamknięcia strzelnicy, co się nie stało.

Reakcja po czasie

Dopiero 16 października prokuratura zatrzymała właściciela psów i strzelnicy. Najbliższe trzy miesiące Piotr M. spędzi w areszcie. 53-latek usłyszał zarzut spowodowaniu ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, którego następstwem była śmierć pokrzywdzonego.

Mężczyzna został przesłuchany. Złożył wyjaśnienia, ale nie poczuwa się do odpowiedzialności. Zgodnie z obowiązującymi przepisami grozi mu kara od 5 lat więzienia do dożywocia.

Zagryziony przez zwierzęta 46-latek zmarł po kilku operacjach, w tym amputacji kończyn.

Prokuratura apeluje o zgłaszanie się do niej "wszystkich, którzy mają coś do powiedzenia w tej sprawie". Szef zielonogórskiej prokuratury Robert Kmieciak radził, by zgłaszać się bezpośrednio do prokuratury lub na policję.

MSWiA zapowiedziało kontrolę z Komendy Głównej Policji, która ma przyjrzeć się zarówno podejmowanym na wezwanie interwencjom, ale także przyznanym zezwoleniom na działanie strzelnicy i przeprowadzonych obowiązkowych kontrolach ze strony służb.

Źródło: niezalezna.pl