Grał lwa w filmie „W pustyni i w puszczy” z 1973 r. Musiał wtedy włożyć kostium. Na głowie miał kask z doczepioną uszytą głową lwa. Trudno było mu upaść na bark. Potrzebne były ciężarki przyczepiane do głowy. Tak było 40 lat temu. Skakał z kolejki linowej na wierzchołki drzew z 40 m w filmie „Znicz olimpijski” z 1969 r. Aktor i kaskader miał też psa, który grał w blisko 180 filmach. W jednym z nich czworonóg wcielił się w… świnię. Oczywiście efekty były nieporównywalne do tych, które obserwujemy w kinie dzisiaj. – To były inne czasy. Ale wtedy jednak nad takimi efektami pracowali artyści. Dziś już tak nie jest – mówi z pewną nostalgią Krzysztof Fus. Dodaje też, że animacje nie zastąpią człowieka, i wskazuje na kosztowność produkcji opartych na najnowszych technologiach. – Ja za 60 tys. zł mogę zrobić walkę stu jeźdźców na stu koniach. Gdyby chcieć taką akcję zrobić komputerowo, musiałaby ona kosztować nieporównywalnie więcej – wskazuje kaskader. – Tak samo z Batmanem czy Spidermanem. To świetnie, że oni walczą ze złem. Ale czy ten bohater musi zaraz skakać po pajęczynie? Czy w historii mało mamy bohaterów, którzy mogą być postaciami znakomitego kina akcji? – dodaje z goryczą Fus, wskazując choćby na historię naszego superbohatera rotmistrza Witolda Pileckiego.
W filmach Petera Jacksona z serii „Hobbit”, w „Avatarze” Jamesa Camerona czy w „Ewolucji planety małp” Matta Reevesa, która weszła do kin w ubiegły piątek, użyto techniki performance capture. Aktor wkłada kostium zaopatrzony w czujniki, który przechwytuje jego ruch i mimikę. Sygnał przekazywany jest do komputera można dokonywać dalszych obróbek i trójwymiarowej animacji komputerowo. Technika jest unowocześnieniem wcześniejszej – motion capture (mocap), która też dawała ten sam efekt, ale bez mimiki twarzy. I tak dzięki nowym technologiom widzimy, jak Caesar, główny małpi bohater w „Ewolucji planety małp”, wykonuje nawet nieznaczny grymas twarzy, gdy oddycha, ruszają się jego nozdrza i policzki… Choć efekt jest zachwycający, nietrudno zgodzić się z refleksją Krzysztofa Fusa. – Film jest po to, żeby pokazywać życie i naturę. Kino ma służyć widzom, edukować ich. We współczesnym kinie tego nie widzę. Dziś robi się głównie efekty dla efektów – zauważa legendarny kaskader i aktor.
Reklama