Ostatnio z każdym dniem pojawia się coraz więcej negatywnych historii o tym, jak Miasto Stołeczne Warszawa (i urzędy poszczególnych dzielnic), dowodzone przez Rafała Trzaskowskiego, traktuje swoich mieszkańców. Jak nie nakaz eksmisji sześciolatka, to wyrzucenie mieszkańców kamienicy pod pozorem remontu, który nigdy się nie odbył. A teraz także mandaty. Za co? Że komuś się chciało zadbać o najbliższą okolicę swojej kamienicy i zasadzić tam kwiaty.
Mieszkanka jednego z budynków na Mokotowie wyczyściła i zagrodziła malutkie przestrzenie pomiędzy naświetleniami okien piwnicznych i posiała tam kwiaty. Przy czym, nie zmniejszyła pasa ruchu, bo przecież ze względu na wspomniane naświetlenia i tak nie da się tamtędy jeździć (widać to dokładnie na zdjęciu powyżej). Ale miasto wie swoje - "zajęcie pasa ruchu, wygrodzenie pod rabaty kwiatowe" - tak napisano na mandacie w wysokości 1000 złotych który nałożono na mieszkankę.
Sprawa ciągnie się od stycznia 2024. Urząd nie rozpatrzył mojego wniosku o legalizację ogródka bo nie przedstawiłam zatwierdzonej stałej organizacji ruchu (to spory koszt), uzgodnień z różnymi jednostkami, planu zagospodarowania terenu (to spory koszt). Urząd był głuchy na spotkaniu na argumenty o retencji wody deszczowej, o obniżaniu temperatury, o estetyce, o tym, że kamienica ma izolację przeciwwodną, o tym, że jest to rozwiązanie sprawdzone i rekomendowane przez naukowców zajmujących się zielenią, o tym, w innych miastach europejskich mieszkańcy mogą zakładać ogrody fasadowe bez zgód urzędników
– żali się ona na Facebooku.
Jest jeszcze inny problem - zanim dzielnica zakryła go kostką, do przełomu XX i XXI wieku przed tymi kamienicami był zieleniec. Władze nie potrafią odnaleźć podjętej decyzji o jego likwidacji. Mieszkańcy złożyli projekt, by przywrócić oryginalny zieleniec w ramach budżetu obywatelskiego, ale... przepadł "bo nie zmieszczą się samochody".