10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Zgrzyt w dyplomacji. Groźba wysadzenia w powietrze europejskiej polityki Trumpa - pisze T. Sakiewicz

Georgette Mosbacher, ambasador USA w Polsce, stała się sprawczynią medialnego zamieszania w stosunkach między sojuszniczymi krajami. Cała ta awanturka nie ma większego znaczenia dla polityki obydwu państw, może natomiast pogrzebać szanse Donalda Trumpa na reelekcje i Partii Republikańskiej na utrzymanie większości w Senacie. Jest to możliwe za sprawą liczącej 12 mln obywateli Polonii w USA, która według analityków stała się w ostatnich latach języczkiem u wagi.

Georgette Mosbacher
Georgette Mosbacher
Tomasz Hamrat/Gazeta Polska

Stosunki Polski i USA mają charakter strategiczny. Koniec resetu i powrót zaangażowania Waszyngtonu w Europie nastąpił już pod koniec rządów Baracka Obamy. Zmiana stanowiska Waszyngtonu wymuszona była upokorzeniami Białego Domu ze strony Kremla w Syrii i agresją na Ukrainę. Polska jako ostatni duży kraj w NATO na wschodzie Europy stała się ewentualną linią oporu wobec Rosji i bezpieczną bazą do działań o charakterze logistyczno-wywiadowczym. W dodatku realny wzrost PKB i międzynarodowej wymiany gospodarczej, a także rosnące zapotrzebowanie na paliwa z niekontrolowanych przez Moskwę źródeł tworzą ze współpracy polsko-amerykańskiej trwały fundament strategicznego partnerstwa. Faktycznie działo się to już za rządów demokratów, którzy niechętnie, ale jednak przyznali się do konieczności zmiany swojej polityki resetu wobec Moskwy.

W poszukiwaniu chemii

Zwycięstwo PiS przestawiło wektory polityki zagranicznej Warszawy z proberlińskiej na proamerykańską. W polityce obronnej oznaczało to zwiększenie obecności USA w Polsce, a w pozostałych sferach poszukiwanie nowych form współpracy. Chwila rządów demokratów w USA i konserwatywnego PiS w Polsce nie wypadła najgorzej, a w potencjalne spięcia udawało się rozładowywać. Można powiedzieć, że obydwie partie ideowo były tak daleko, że mogły już tylko poszukiwać wspólnych interesów.

W czasie kampanii wyborczej na prezydenta USA w 2016 r. wątek polski pojawił się przede wszystkim u republikanów. Jeden z głównych kandydatów na prezydenta tej partii, Ted Cruz, pod wpływem wizyty swoich doradców w Polsce złożył obietnice zniesienia wiz dla Polaków, obecności w naszym kraju wojsk amerykańskich i pomocy w wyjaśnieniu sprawy tragedii smoleńskiej. Cruz nieznacznie przegrał rywalizację z Trumpem, ale kwestia polska wraz z jego rezygnacją w kampanii nie zamarła. Dokładnie te same hasła przejął Donald Trump wraz z częścią ludzi pracujących dla Cruza.

Z niewiadomych przyczyn w Polsce obietnice Trumpa długo nie zostały zauważone, co utrudniło potem ich egzekwowanie. Trump szybko zaczął łapać chemię z polskim rządem, choć Departament Stanu potrafił krytykować nasze władze za reformy wymiaru sprawiedliwości. Wizyta Donalda Trumpa w Warszawie stała się wielkim sukcesem prezydenta USA i jednocześnie polskiego rządu. Trump takiego sukcesu potrzebował, bo w innych krajach Europy przyjmowany był chłodno, a w niektórych niemal wrogo. Oczywiście pozostaje pytanie, czy dzisiaj po liście pani ambasador Mosbacher przyjęto by go z podobnym entuzjazmem. Pewnie takich rzeczy się nie kalkuluje, póki nie zobaczy się ich na własne oczy.

Twarde interesy i zgrzyty

W ostatnich miesiącach nastąpiło coś, co można nazwać dwukrotnym zgrzytem w bardzo dobrych stosunkach polsko-amerykańskich. Kupno amerykańskiego gazu, obietnica nabycia najnowocześniejszych systemów zbrojeniowych dały podwaliny pod bardzo opłacalne dla obydwu stron partnerstwo z USA. Administracja amerykańska musi sobie zdawać sprawę, że inne rządy takie skore do współpracy nie będą. Dla Polski sojusz z USA to przede wszystkim kwestia bezpieczeństwa, którego Europa choćby chciała, nam nie zagwarantuje. Mimo to i mimo pewnej bliskości ideowej rządzących w obydwu krajach doszło do zgrzytów o charakterze propagandowo-dyplomatycznym. Pierwszym z nich była sprawa nowelizacji ustawy o IPN, niefortunnie wybrany termin uchwalenia tej ustawy zbiegł się z rosyjską ofensywą w sprawie polityki historycznej, wspólnej z Izraelem. To spowodowało, że teoretycznie niemająca większego znaczenia praktycznego ustawa stała się powodem do ataku na interesy USA w Izraelu. Tego Amerykanie znieść już nie mogli, tym bardziej że mają silną diasporę żydowską we własnym kraju. Porozumienie Netanjahu-Morawiecki doprowadziło do złagodzenia sporu i dla USA sprawę zamknęło.

O ile sprawa awantury o nowelizację ustawy o IPN, wynikająca ze słabego rozeznania przez część naszych elit sytuacji geopolitycznej, miała trwałe podstawy w interesach USA, o tyle obecny zgrzyt, wynikający z listu pani ambasador, jest raczej zbiegiem przypadków i należy zadbać, by takim pozostał.

Czy staniemy się ofiarą arabskich siepaczy

Zamordowanie znanego arabskiego dziennikarza w ambasadzie Arabii Saudyjskiej w Turcji i jednak słaba jak na tak brutalny mord reakcja Waszyngtonu na wyczyny swojego bliskiego sojusznika powodowała, że Departament Stanu był jednak oskarżany o bezduszność w kwestii obrony wolności słowa i praw człowieka. Można mieć wrażenie, że trochę przesadna reakcja pani Mosbacher jest próbą poprawienia sobie opinii przez amerykańską dyplomację na polu dziennikarskich wolności.

I tym razem trudno powiedzieć, że nie ustrzegliśmy się błędów. Nie znam dobrze akt śledztwa w sprawie kilku „idiotów-leśnych nazistów”, ale stawianie zarzutów ludziom mediów, i to przy pomocy oficerów ABW, nawet przy tak kompromitującej sytuacji jak ustawka urodzin Hitlera, jest zawsze problematyczne. Jeszcze bardziej problematyczne było wycofanie się z tych zarzutów w środku niedzieli. To nie buduje wrażenia, że chodzi tylko o przestrzeganie prawa. Niemniej czynienie przez ambasadę USA z TVN sedna amerykańskich interesów w Polsce jest jakimś kompletnym niezrozumieniem sytuacji. Ta stacja robi co może, by wspierać polityków z opcji proniemieckiej, a więc zagraża zakupom amerykańskiego gazu i uzbrojenia, a także planom Trumpa w Europie Środkowej. Po prostu jeżeli pani ambasador pomoże w powrocie poprzedniej ekipy do władzy, to wysadzi w powietrze całą europejską politykę Trumpa. Ale Trump do stracenia ma jeszcze więcej.

Ile ważą głosy Polaków w USA

Polacy w USA generalnie popierają demokratów. Były dwa znaczące wyjątki: jeden za czasów Ronalda Reagana, drugi teraz za Donalda Trumpa. Sam prezydent USA dziękował prezydentowi Andrzejowi Dudzie za te głosy, które zdaniem wielu analityków przesądziły o zwycięstwie Trumpa. Dzisiaj poparcie dla republikanów i Trumpa jest mniejsze niż dwa lata temu i jeżeli Trump straci polskie głosy, nie ma co marzyć o reelekcji. Republikanie mogą też stracić Senat, czyli resztę federalnej władzy w USA. TVN nawet nie ukrywa, że sympatyzuje z demokratami, więc głosów po stronie polskich republikanów Trumpowi nie przysporzy. Amerykańska polityka jest niezwykle racjonalna i długo nie pozwala sobie na błędy. Lekceważenie słabszego jest często jednym z poważniejszych błędów i Amerykanie o tym doskonale wiedzą. Dlatego sądzę, że po drobnym zgrzycie dyplomatycznym nastąpi kolejna fala ocieplenia w naszych stosunkach. W interesie Polski jest uznanie, że przypadkowe błędy pani Mosbacher to nie tylko literówki w nazwiskach naszych polityków, ale też niektóre sformułowania. Nie ma co się nad nią pastwić, bo przynajmniej część jej działań wynika jednak z przemyślanej polityki USA i naszych własnych błędów, a tylko część to rozminięcie się z realiami.

 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Polonia #reelekcja #wybory #Donald Trump #Polska #USA

Tomasz Sakiewicz