Georgette Mosbacher, ambasador USA w Polsce, stała się sprawczynią medialnego zamieszania w stosunkach między sojuszniczymi krajami. Cała ta awanturka nie ma większego znaczenia dla polityki obydwu państw, może natomiast pogrzebać szanse Donalda Trumpa na reelekcje i Partii Republikańskiej na utrzymanie większości w Senacie. Jest to możliwe za sprawą liczącej 12 mln obywateli Polonii w USA, która według analityków stała się w ostatnich latach języczkiem u wagi.
Stosunki Polski i USA mają charakter strategiczny. Koniec resetu i powrót zaangażowania Waszyngtonu w Europie nastąpił już pod koniec rządów Baracka Obamy. Zmiana stanowiska Waszyngtonu wymuszona była upokorzeniami Białego Domu ze strony Kremla w Syrii i agresją na Ukrainę. Polska jako ostatni duży kraj w NATO na wschodzie Europy stała się ewentualną linią oporu wobec Rosji i bezpieczną bazą do działań o charakterze logistyczno-wywiadowczym. W dodatku realny wzrost PKB i międzynarodowej wymiany gospodarczej, a także rosnące zapotrzebowanie na paliwa z niekontrolowanych przez Moskwę źródeł tworzą ze współpracy polsko-amerykańskiej trwały fundament strategicznego partnerstwa. Faktycznie działo się to już za rządów demokratów, którzy niechętnie, ale jednak przyznali się do konieczności zmiany swojej polityki resetu wobec Moskwy.
Zwycięstwo PiS przestawiło wektory polityki zagranicznej Warszawy z proberlińskiej na proamerykańską. W polityce obronnej oznaczało to zwiększenie obecności USA w Polsce, a w pozostałych sferach poszukiwanie nowych form współpracy. Chwila rządów demokratów w USA i konserwatywnego PiS w Polsce nie wypadła najgorzej, a w potencjalne spięcia udawało się rozładowywać. Można powiedzieć, że obydwie partie ideowo były tak daleko, że mogły już tylko poszukiwać wspólnych interesów.
W czasie kampanii wyborczej na prezydenta USA w 2016 r. wątek polski pojawił się przede wszystkim u republikanów. Jeden z głównych kandydatów na prezydenta tej partii, Ted Cruz, pod wpływem wizyty swoich doradców w Polsce złożył obietnice zniesienia wiz dla Polaków, obecności w naszym kraju wojsk amerykańskich i pomocy w wyjaśnieniu sprawy tragedii smoleńskiej. Cruz nieznacznie przegrał rywalizację z Trumpem, ale kwestia polska wraz z jego rezygnacją w kampanii nie zamarła. Dokładnie te same hasła przejął Donald Trump wraz z częścią ludzi pracujących dla Cruza.
Z niewiadomych przyczyn w Polsce obietnice Trumpa długo nie zostały zauważone, co utrudniło potem ich egzekwowanie. Trump szybko zaczął łapać chemię z polskim rządem, choć Departament Stanu potrafił krytykować nasze władze za reformy wymiaru sprawiedliwości. Wizyta Donalda Trumpa w Warszawie stała się wielkim sukcesem prezydenta USA i jednocześnie polskiego rządu. Trump takiego sukcesu potrzebował, bo w innych krajach Europy przyjmowany był chłodno, a w niektórych niemal wrogo. Oczywiście pozostaje pytanie, czy dzisiaj po liście pani ambasador Mosbacher przyjęto by go z podobnym entuzjazmem. Pewnie takich rzeczy się nie kalkuluje, póki nie zobaczy się ich na własne oczy.
W ostatnich miesiącach nastąpiło coś, co można nazwać dwukrotnym zgrzytem w bardzo dobrych stosunkach polsko-amerykańskich. Kupno amerykańskiego gazu, obietnica nabycia najnowocześniejszych systemów zbrojeniowych dały podwaliny pod bardzo opłacalne dla obydwu stron partnerstwo z USA. Administracja amerykańska musi sobie zdawać sprawę, że inne rządy takie skore do współpracy nie będą. Dla Polski sojusz z USA to przede wszystkim kwestia bezpieczeństwa, którego Europa choćby chciała, nam nie zagwarantuje. Mimo to i mimo pewnej bliskości ideowej rządzących w obydwu krajach doszło do zgrzytów o charakterze propagandowo-dyplomatycznym. Pierwszym z nich była sprawa nowelizacji ustawy o IPN, niefortunnie wybrany termin uchwalenia tej ustawy zbiegł się z rosyjską ofensywą w sprawie polityki historycznej, wspólnej z Izraelem. To spowodowało, że teoretycznie niemająca większego znaczenia praktycznego ustawa stała się powodem do ataku na interesy USA w Izraelu. Tego Amerykanie znieść już nie mogli, tym bardziej że mają silną diasporę żydowską we własnym kraju. Porozumienie Netanjahu-Morawiecki doprowadziło do złagodzenia sporu i dla USA sprawę zamknęło.
O ile sprawa awantury o nowelizację ustawy o IPN, wynikająca ze słabego rozeznania przez część naszych elit sytuacji geopolitycznej, miała trwałe podstawy w interesach USA, o tyle obecny zgrzyt, wynikający z listu pani ambasador, jest raczej zbiegiem przypadków i należy zadbać, by takim pozostał.
Zamordowanie znanego arabskiego dziennikarza w ambasadzie Arabii Saudyjskiej w Turcji i jednak słaba jak na tak brutalny mord reakcja Waszyngtonu na wyczyny swojego bliskiego sojusznika powodowała, że Departament Stanu był jednak oskarżany o bezduszność w kwestii obrony wolności słowa i praw człowieka. Można mieć wrażenie, że trochę przesadna reakcja pani Mosbacher jest próbą poprawienia sobie opinii przez amerykańską dyplomację na polu dziennikarskich wolności.
I tym razem trudno powiedzieć, że nie ustrzegliśmy się błędów. Nie znam dobrze akt śledztwa w sprawie kilku „idiotów-leśnych nazistów”, ale stawianie zarzutów ludziom mediów, i to przy pomocy oficerów ABW, nawet przy tak kompromitującej sytuacji jak ustawka urodzin Hitlera, jest zawsze problematyczne. Jeszcze bardziej problematyczne było wycofanie się z tych zarzutów w środku niedzieli. To nie buduje wrażenia, że chodzi tylko o przestrzeganie prawa. Niemniej czynienie przez ambasadę USA z TVN sedna amerykańskich interesów w Polsce jest jakimś kompletnym niezrozumieniem sytuacji. Ta stacja robi co może, by wspierać polityków z opcji proniemieckiej, a więc zagraża zakupom amerykańskiego gazu i uzbrojenia, a także planom Trumpa w Europie Środkowej. Po prostu jeżeli pani ambasador pomoże w powrocie poprzedniej ekipy do władzy, to wysadzi w powietrze całą europejską politykę Trumpa. Ale Trump do stracenia ma jeszcze więcej.
Polacy w USA generalnie popierają demokratów. Były dwa znaczące wyjątki: jeden za czasów Ronalda Reagana, drugi teraz za Donalda Trumpa. Sam prezydent USA dziękował prezydentowi Andrzejowi Dudzie za te głosy, które zdaniem wielu analityków przesądziły o zwycięstwie Trumpa. Dzisiaj poparcie dla republikanów i Trumpa jest mniejsze niż dwa lata temu i jeżeli Trump straci polskie głosy, nie ma co marzyć o reelekcji. Republikanie mogą też stracić Senat, czyli resztę federalnej władzy w USA. TVN nawet nie ukrywa, że sympatyzuje z demokratami, więc głosów po stronie polskich republikanów Trumpowi nie przysporzy. Amerykańska polityka jest niezwykle racjonalna i długo nie pozwala sobie na błędy. Lekceważenie słabszego jest często jednym z poważniejszych błędów i Amerykanie o tym doskonale wiedzą. Dlatego sądzę, że po drobnym zgrzycie dyplomatycznym nastąpi kolejna fala ocieplenia w naszych stosunkach. W interesie Polski jest uznanie, że przypadkowe błędy pani Mosbacher to nie tylko literówki w nazwiskach naszych polityków, ale też niektóre sformułowania. Nie ma co się nad nią pastwić, bo przynajmniej część jej działań wynika jednak z przemyślanej polityki USA i naszych własnych błędów, a tylko część to rozminięcie się z realiami.
Serdecznie polecamy czwartkowe wydanie „Codziennej”.
— GP Codziennie (@GPCodziennie) 28 listopada 2018
Więcej na https://t.co/1HYRtWiDJA #GPC pic.twitter.com/c0ptMK8GoH