Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Ziobro pozostanie na listach PiS-u? Opozycja zjednoczy się, czy pójdzie do wyborów oddzielnie? Profesor Gajewski stawia diagnozę

- Zdrowy rozsądek i doświadczenie przemawia za tym, aby Zjednoczona Prawica wystartowała w tej samej formule wyborczej, w jakiej wystartowała cztery i osiem lat temu. Trudno spodziewać się, żeby Solidarna Polska mimo napięć między tą partią a PiS-em, zdecydowała się na samodzielny start - powiedział profesor Sebastian Gajewski z Centrum im. Ignacego Daszyńskiego w wywiadzie dla portalu Niezalezna.pl.

Tomasz Jdrzejowski/ Gazeta Polska

Coraz głośniejsze w ostatnim czasie stają się wyborcze układanki. Zacznijmy może od obozu rządzącego. Jak będą wyglądały listy Prawa i Sprawiedliwości? Czy mimo różnych spięć w ostatnim czasie znajdzie się na nich miejsce dla Solidarnej Polski?

Zdrowy rozsądek i doświadczenie przemawia za tym, aby Zjednoczona Prawica wystartowała w tej samej formule wyborczej, w jakiej wystartowała cztery i osiem lat temu. Trudno spodziewać się, żeby Solidarna Polska, mimo napięć między tą partią a PiS-em, zdecydowała się na samodzielny start. Poparcie dla SP notowane w ostatnich sondażach jest śladowe i pewnie dla wyborców Zjednoczonej Prawicy Zbigniew Ziobro jest po prostu politykiem Prawa i Sprawiedliwości, mimo tego, że robi sporo, aby zaznaczyć odrębność swoją i własnej partii.

Oczywiście jest ryzyko, że Jarosław Kaczyński ostatecznie zdecyduje się przeciąć relacje z Solidarną Polską. Jest to trudny partner koalicyjny, który zwraca na siebie uwagę w sposób, który jest absolutnie nieproporcjonalny do tego, jakie poparcie ma ta formacja. Można niekiedy odnieść wrażenie, że ogon kręci psem, a pies szczeka, ale się na to ostatecznie godzi. Wydaje się jednak, że byłoby to mocno ryzykowne ze strony Prawa i Sprawiedliwości, żeby tę współpracę porzucić.

Dlaczego porzucenie tej współpracy byłoby trudne?

Dlatego, że w przeszłości Solidarna Polska startowała już oddzielnie. PiS-owi to się nie przysłużyło, bo chociaż tracił niewiele, to jednak były to istotne punkty procentowe. W 2014 r., kiedy Solidarna Polska oraz Prawo i Sprawiedliwość startowały oddzielnie w wyborach do Parlamentu Europejskiego, Prawu i Sprawiedliwości zabrakło bardzo niewiele do tego, by te wybory wygrać. A tak, z powodu odrębnego startu partii Zbigniewa Ziobry, wybory wygrała z niewielką przewagą Platforma Obywatelska. Po drugie trzeba mieć świadomość, tego o czym wcześniej mówiłem, że w oczach przeciętnego wyborcy Zjednoczonej Prawicy, Zbigniew Ziobro to polityk PiS-u, więc jeśli Jarosław Kaczyński zdecydowałby się go postawić poza listą wyborczą, to zyskałby nie tylko politycznego przeciwnika, który uszczknąłby trochę punktów procentowych – pewnie niewiele, ale zapewne wystarczająco dużo, by uniemożliwić Prawu i Sprawiedliwości zwycięstwo w wyborach – a z drugiej strony zyskałby surowego recenzenta, a takie surowe recenzje w kampanii wyborczej pewnie nie byłyby zrozumiałe dla elektoratu partii Jarosława Kaczyńskiego.
Wszystko to wskazuje, że Solidarna Polska znajdzie się na listach wyborczych Prawa i Sprawiedliwości, chociaż zapewne Jarosław Kaczyński będzie dążył do tego, aby trochę ograniczyć możliwości zdobycia mandatów poselskich przez posłów tej formacji.

Jakie to są narzędzia?

Narzędzia są różne. Od dalekich pozycjach na listach wyborczych po ograniczenia w finansowaniu kampanii na przykład przez ustalenie limitu wydatków na kampanię wyborczą, z którego mogliby skorzystać politycy Solidarnej Polski.

Przejdźmy do opozycji. Czy pan profesor wierzy jeszcze w to, że pójdzie ona zjednoczona do wyborów?

Trudno traktować opozycję jako jedną formację polityczną. Partia polityczna to ludzie i pewna agenda programowa. To, że pięć formacji politycznych ma jednego przeciwnika, to nie znaczy, że tworzą i powinny tworzyć jedną formację polityczną, bo mają różne agendy programowe, ludzi o różnych poglądach politycznych, biografiach, temperamentach i różne elektoraty. Wydaje się, że za tym pomysłem formuły zjednoczonej opozycji stał przede wszystkim Donald Tusk. Był zainteresowany tym projektem na dwóch płaszczyznach. 

Jakie to są płaszczyzny?

Pierwsza to ta powyborcza. Jeżeli udałoby się stworzyć jedną listę opozycji do parlamentu, to jej liderem byłby właśnie Donald Tusk, a to by powodowało, że to on by decydował, kto, z jakich partii politycznych otrzyma dane miejsce na listach, czyli de facto kto zostanie posłem, a kto senatorem. A z drugiej strony, gdyby udało się Donaldowi Tuskowi stworzyć wspólny komitet wyborczy, to byłby on murowanym kandydatem na premiera. To jest o tyle ważne z jego punktu widzenia, że jak pokazuje historia, zarówno polskie doświadczenia, jak i zagraniczne, że kiedy powstają takie wielopodmiotowe koalicje, nie jest zawsze tak, że to lider największej partii zostaje premierem. Zresztą zdarza się to też w mniejszych formułach koalicyjnych, wystarczy przypomnieć 1993 rok i rząd SLD-PSL, gdzie przecież premierem został Waldemar Pawlak, a nie Aleksander Kwaśniewski, który był liderem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, choć to SLD wówczas wygrało wybory. 
Druga perspektywa, z powodu której Donald Tusk był zainteresowany formułą zjednoczonej opozycji, to ta „tu i teraz”. Chodzi o zbudowanie wizerunku rozgrywającego i zepchnięcia pozostałych partnerów opozycyjnych na pewien margines. Narzucając temat jednej listy, Donald Tusk powoduje, że politycy formacji opozycyjnych, zamiast zajmować się prezentacją swojej agendy politycznej, zamieniają się w komentatorów, analityków politycznych i specjalistów od marketingu politycznego, zajmują się taktyką i odpowiadaniem na pytania, czy uda się stworzyć jedną listę. Sprawy z zakresu taktyki politycznej powinny być omawiane w gabinetach i komunikowane opinii publicznej przed wyborami. 

Zarządzając temat jednej listy, Donald Tusk gra na polaryzację. Buduje układ Zjednoczona Prawica kontra opozycja pod swoim przewodnictwem. Jeśli więc politycy mniejszych partii opozycyjnych grają w grę pod tytułem jedna lista, to w obawie przed sklejeniem ich z Prawem i Sprawiedliwością przez Donalda Tuska i sprzyjających mu aktywistów i komentatorów. Nikt nie chce podzielić losu Szymona Hołowni i usłyszeć od czołowego dziennikarza swoje nazwisko przekręcone w wulgarny sposób. W ten sposób jednak mniejsi gracze na opozycji przyczyniają się do wzmocnienia Koalicji Obywatelskiej. A to na pewno nie jest dla nich korzystne. 

Myślę jednak, że w tej chwili doszło do pewnego przełomu. To, co wydarzyło się z Szymonem Hołownią i skala prymitywnych ataków, łącznie z hasłem „Kałownia”, pozwoliła mniejszym formacjom opozycyjnym przejrzeć na oczy, zająć się swoją agendą polityczną, przygotowywać się do wyborów, a decyzję w sprawie startu zostawić bliżej ich daty.

Jaką decyzję powinny pana zdaniem podjąć formacje opozycji?

Wydaje mi się, że najlepszym, najbardziej zrozumiałym działaniem i najłatwiejszym do wytłumaczenia jest po prostu samodzielny start każdej z formacji opozycyjnych. Myślę, że trudno byłoby i trudno będzie wytłumaczyć komukolwiek z wyborców Lewicy, czy Polski 2050, że na jednej liście oprócz ich polityków ma znaleźć się na przykład Roman Giertych.

Co z Lewicą? Włodzimierz Czarzasty wielokrotnie mówił, że jest zwolennikiem wspólnej listy, natomiast ostatnio Adrian Zandberg stwierdził, ze żadnej wspólnej listy nie będzie i zaapelował o przygotowywanie się do samodzielnego startu. To zostało skrytykowane przez Karolinę Pawliczak z Nowej Lewicy. Czy możliwy jest pana zdaniem taki scenariusz, że Lewica się rozpadnie i część pójdzie wspólnie z Platformą, a Partia Razem wystartuje sama?

Takie twitterowe potyczki pomiędzy politykami należącymi do tego samego klubu się zdarzają. Nie zmienia to jednak faktu, że w tych kluczowych sprawach decyzje podejmowane są przez liderów. Rada Krajowa Nowej Lewicy i Rada Krajowa Partia Razem już w grudniu zadeklarowały chęć wspólnego startu. To chyba jest to rozstrzygnięcie, według którego Lewica będzie postępować w najbliższych miesiącach.

Oczywiście są politycy, którzy mają przekonanie, że formuła jednej listy jest bardziej skuteczna. Inni uważają, że jest mniej skuteczna. W tych sprawach decyzje podejmują jednak liderzy. Ponadto wydaje się, że w każdej kwestii dotyczącej taktyki politycznej mamy coś takiego jak prawda czasu. Jest czas, kiedy większą wartością jest komunikowanie otwartości na współpracę, a jest też czas, w którym jest większa potrzeba komunikowania własnej odrębności i podmiotowości. Wydaje się, że dzisiaj naszedł właśnie ten czas. 

Nie widzę groźby rozpadu Lewicy. Gdyby tak było, to liderzy Nowej Lewicy i Partii Razem nie komunikowaliby tego, że są zainteresowani wspólnym startem. Na pewno nie jest dobrze, kiedy tarcia wewnętrzne pojawiają się na Twitterze, ale w dzisiejszych czasach w tym medium społecznościowym oglądamy całą kuchnię polityczną, więc nie ma co się temu dziwić.

Mamy nowy sojusz. Porozumienie łączy się z Agrounią. Czy to w ogóle ma sens? Do kogo to jest skierowane? Czy takie połączenie ma jakiekolwiek szanse wyborcze?

Myślę, że nie ma żadnych wyborczych szans. Co te formacje mają? Porozumienie ma kilkoro posłów o nikłej rozpoznawalności. W sondażach ta formacja ma poparcie bliskie zeru. Porozumienie miało sens, kiedy było tą bardziej liberalną gospodarczo częścią Prawa i Sprawiedliwości i kiedy miało twarz Jarosława Gowina. Dzisiaj z szerzej nieznaną Magdaleną Sroka jest już na marginesie sceny politycznej. Nic więc dziwnego, że partia ta poszukuje jakiejś formy zaistnienia we współpracy z innymi partiami. A że jest to Agrounia? Świadczy to chyba o tym, że inne formacje polityczne, choćby PSL, nie były zainteresowane współpracą z partią Magdaleny Sroki. Co ma natomiast Agrounia? Michała Kołodziejczaka, który rzeczywiście ma dużą rozpoznawalność, ale chyba bardziej na prawach aktywisty, który zajmuje się sprawami rolników i jest gotowy bronić interesów tej grupy zawodowej, ale to tyle. Nie widzę tutaj żadnego potencjału politycznego i kadrowego do tego, aby zbudować nową, poważną formację polityczną, która byłaby zdolna wejść do parlamentu czy osiągnąć próg uprawniający do subwencji z budżetu państwa (3%).
 

 



Źródło: Niezalezna.pl

#wybory #wywiad #PiS #Platforma Obywatelska #lewica #PSL #Hołownia 2050 #porozumienie #AGROUnia

Adrian Siwek