Jedną z istotnych decyzji, które zapadły podczas dwudniowego szczytu NATO w Wilnie była deklaracja państw G7 o trwałym wsparciu Ukrainy w walce z rosyjskim agresorem oraz gwarancjach bezpieczeństwa dla tego kraju. - To brzmi na tyle stanowczo, że na miejscu polityków w Moskwie bym się naprawdę nad tym mocno zastanowił – przyznał w rozmowie z naszym portalem były polski ambasador na Ukrainie Jan Piekło.
Pytany o to jak ocenia konkluzje dwudniowego szczytu NATO nasz rozmówca na wstępie podkreślił, że w kontekście „sytuacji globalnej” ważne jest to, że pojawili się na nim przywódcy czterech krajów rejonu Pacyfiku, „czyli Japonii, Nowej Zelandii, Australii i Korei Południowej”. - To oznacza, że w Waszyngtonie i stolicach europejskich istnieje w tej chwili myślenie o zagrożeniu znacznie większym niż tylko rosyjskie, ale również i chińskie i w związku z tym o budowaniu zbiorowego bezpieczeństwa. To wydaje się być bardzo istotne – powiedział Jan Piekło.
- Jeżeli chodzi o sprawy polskie i ukraińskie, to dla nas bardzo istotne jest to, że pojawiła się perspektywa członkostwa Ukrainy w NATO, choć zabrakło stwierdzenia, że Ukraina została uznanym kandydatem do członkostwa
- dodał.
Jego zdaniem, państwa Sojuszu będą do tego „powoli dojrzewać”, a za wschodnią granicą, „szczególnie w Rosji czekają nas jeszcze jakieś niespodzianki związane z tym, że Putin traci kontrolę nad sytuacją”. - Niewykluczone, że te ustalenia, które dzisiaj są ważne i aktualne wkrótce będą wymagały powtórnej konsultacji, spotkania przywódców NATO i podejmowania nowych decyzji, być może już wtedy bardziej korzystnych dla Ukrainy – ocenił.
- Bardzo ważne jest to, że Ukraina wynegocjowała z poszczególnymi krajami (to były już rozmowy bilateralne) pewien system gwarancji na dostawy uzbrojenia, dostarczania amunicji i że np. Francja zaoferowała Ukrainie swoje pociski dalekiego zasięgu
- zaznaczył.
Piekło przyznał, że z punktu widzenia możliwości ofensywnych Ukrainy „są to informacje bardzo istotne” i to sprawia, że „szanse na to, że Ukraina będzie w stanie oswobodzić swoje terytoria rosną”. - A jeżeli tak się stanie, to zgodnie ze złożoną obietnicą niemalże z automatu Ukraina otrzyma ofertę wstąpienia do NATO – tłumaczył.
Dopytywany co jego zdaniem wpłynęło na zmianę stanowiska Francji i Niemiec, które wraz z pozostałymi członkami G7 zadeklarowały szeroko zakrojone wsparcie dla Ukrainy, mimo, że wcześniej często nie kwapiły się do podejmowania radykalnych decyzji wymierzonych w wojskowe interesy Kremla, nasz rozmówca ocenił, że przywódcy tych państw „przekonali się, że jeżeli chcą być ważnymi graczami w NATO i w Europie, to muszą podjąć pewne zobowiązania w stosunku do Ukrainy”.
- Widocznie uznali, że jeżeli tego nie zrobią, to będą się sami marginalizować. Tym bardziej, że ta oś ważności decyzji i wsparcia dla Ukrainy przesunęła się wyraźnie z Berlina i Brukseli w stronę krajów wschodniej flanki NATO, w tym Polski, krajów bałtyckich i Rumunii, co z punktu widzenia interesów Ukrainy jest ważne
- powiedział.
Na pytanie jak należy rozumieć sformułowanie zawarte w deklaracji państw G7 dotyczące „gwarancji bezpieczeństwa” dla Ukrainy, Jan Piekło przyznał, że nie wyklucza, „że zostało to sformułowane w taki sposób po to, żeby politycy w Moskwie się nad tym zastanawiali”. - To brzmi na tyle stanowczo, że na miejscu polityków w Moskwie bym się naprawdę nad tym mocno zastanowił; nad wszczynaniem kolejnej awantury, bo były prezydent Miedwiediew stwierdził, że należy bezwzględnie użyć broni nuklearnej i próbuje tym szantażować. On uważa zapewne, że przystąpienie do Sojuszu Szwecji, że te wszystkie ustalenia NATO, to są inicjatywy wymierzone w multipolarny system światowy, o który Rosja walczy. Ale to są słowa bez pokrycia, bo już parę razy było straszenie, parę razy były bardzo butne wypowiedzi i zdaje się, że Putin traci powoli kontrolę nad swoim państwem, więc to wszystko jest na etapie agonalnym – ocenił.
Na pytanie czy niekontrolowana agonia Rosji stanowi dla Zachodu istotne zagrożenie nasz rozmówca podkreślił, że „Rosja przede wszystkim musi się uporać ze swoimi problemami wewnętrznym” oraz z tym, „kto rzeczywiście sprawuje władzę na Kremlu”, co w tej chwili jest „mocno niejasne” – Użycie broni nuklearnej to wcale nie jest taki prosty proces, bo wymaga przygotowania tej broni i uruchomienia a za to odpowiada cały zespół oficerów, którzy przecież na pewno zdają sobie sprawę z tego, że użycie takiej broni oznacza skazanie na zagładę Moskwy i ewentualnie swoich rodzin – wyjaśnił.
- W kręgach zachodnich elit, i to zarówno w Waszyngtonie i w takich krajach jak Niemcy i parę innych, panuje przekonanie, że niekontrolowany rozpad Rosji, to jest najgorsze co się może nam przytrafić i lepiej by było tego uniknąć, a właściwie najlepiej by było się dogadać z obecną władzą, czyli z Putinem. To właściwie niedawno wprost powiedział kanclerz Olaf Scholz, kiedy obiecywał, że wykona kolejny telefon do Władimira Putina. Taka obawa na Zachodzie jest i stąd na tej konferencji pojawił się m.in. wątek poruszony przez Ukraińców, że jakoby miało dojść do jakichś (nieautoryzowanych przez administrację) rozmów między Amerykanami a Rosjanami. Podobno rozmawiano o różnych wariantach, w tym również o wariancie zamrożenia i rozejmu. To zostało potem zdezawuowane przez Waszyngton, który powiedział, że to Ukraina będzie decydować i nikt za Ukrainę nie będzie podejmował decyzji w tej sprawie. Gdzieś w tle cały czas taki wątek jest i on jest charakterystyczny dla zachowania Zachodu. Pamiętamy szczyt NATO w 2008 roku w Bukareszcie i decyzje wynikające również ze strachu, które zachęciły wręcz Putina do agresji na Gruzję a potem na Ukrainę. Powinniśmy przyjąć do wiadomości, że pokazanie słabości w stosunku do Rosji kończy się porażką
- podsumował Jan Piekło.
Państwa Sojuszu w przyjętym we wtorek komunikacie potwierdziły decyzję ze szczytu w Bukareszcie w 2008 r., że Ukraina zostanie członkiem NATO. Uznały też, że droga Ukrainy do NATO nie wymaga już Planu Działań na rzecz Członkostwa (Membership Action Plan - MAP). We wtorek przywódcy Sojuszu zdecydowali także o tym, że NATO stworzy trzy regionalne plany obrony na wypadek ataku na kraje członkowskie w Europie: jeden dla północy kontynentu, drugi dla południa, a trzeci dla krajów wschodniej flanki, w tym dla Polski.