Pałac Prezydencki, komenda policji przy ulicy Grenadierów 73/75 w Warszawie, a później areszt śledczy Warszawa-Grochów. To właśnie w tych miejscach, a w zasadzie - pod ich budynkami - do późnych godzin odbywały się manifestacje w związku z zatrzymaniem posłów Mariusza Kamińskiego oraz Macieja Wąsika.
Podczas, gdy prezydent Andrzej Duda wyjechał na spotkanie, do Pałacu Prezydenckiego weszła policja i zatrzymała jego gości - posłów Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. Politycy PiS, którzy byli już ułaskawieni przez prezydenta, zostali przewiezieni na komendę, a następnie do zakładu karnego.
Tłumy manifestujących w geście solidarności z Wąsikiem i Kamińskiem, zgromadziły się najpierw pod Pałacem Prezydenckim, skąd zabrano polityków, następnie pod komendą policji przy ul. Grenadierów, a jeszcze później - pod aresztem śledczym Warszawa-Grochów, dokąd przywieziono parlamentarzystów.
Mimo późnych godzin nocnych, manifestujących nie ubywało - wręcz przeciwnie.
"Uwolnić posłów"; "Tu jest Polska, nie Białoruś"; "Konstytucja"; "Precz z reżimem" - to tylko przykładowe hasła, które padały z ust protestujących, którzy mieli ze sobą również banery "Solidarni z Kamińskim i Wąsikiem".
Na proteście obecni byli również polityki PiS, w geście solidarności z kolegami z jednej partii politycznej. Reporter Telewizji Republika rozmawiał m.in. z wicemarszałek Sejmu poprzedniej kadencji - Małgorzatą Gosiewską.
"Myślę, że to najsmutniejszy dzień, a w zasadzie noc, polskiej demokracji. Przyznam szczerze, że przez lata zajmowałam się walką o prawa, o demokrację w byłych krajach Związku Sowieckiego. Odwiedzałam więźniów politycznych - w Ukrainie, na Białorusi, w Gruzji. W życiu nie myślałam, że będę musiała walczyć o uwolnienie więźniów politycznych w naszym kraju, w Polsce..."