'Czy rozważa pan zostanie "sześćdziesiątką"?' - pytał Jarosława Kaczyńskiego poseł Koalicji Obywatelskiej Witold Zembaczyński. Na każdą odpowiedź, że jest to pytanie prowokacyjne i z tezą Zembaczyński uruchamiał się na nowo, dopytując wciąż "tak, czy nie?". "Jeżeli chodzi o zagrożenia karne, to one są po drugiej stronie i rzeczywiście są bardzo poważne" - mówił za to Kaczyński.
"Wracając do pytania do świadka... Kaczyńskiego. Proszę powiedzieć, czy w związku z kumulującymi się nad pana głową czarnymi chmurami, wokół gigantycznej afery nadużycia uprawnień i władzy, jaką jest afera Pegasusa, rozważa pan zostanie 'sześćdziesiątką'?" - mówił na komisji Witold Zembaczyński. Chodziło o artykuł 60 Kodeksu karnego dotyczący instytucji świadka koronnego.
"Pani przewodnicząca, prośba o reagowanie" - wtrącił Marcin Przydacz, zwracając uwagę na język Zembaczyńskiego. Magdalena Sroka udzieliła upomnienia, ale... Przydaczowi. "Co to za słownictwo?" - pytał Przydacz.
Zembaczyński powtórzył pytanie, tym razem zamiast "sześćdziesiątki" używając numerów artykułów Kodeksu karnego. "Czy rozważa pan zostanie małym świadkiem koronnym?" - prowokacyjnie pytał. Na marginesie, to za zwrócenie uwagi na to pytanie przed przerwą wykluczono z posiedzenia posła Mariusza Gaska (i niejako w pakiecie z nim Jacka Ozdobę, który nie zabierał wówczas nawet głosu).
Jarosław Kaczyński rozpoczął wypowiedź, zapominając o włączeniu mikrofonu. "Mikrofon, proszę świadka! Musi być na czerwono i aparat mowy bliżej" - pouczył Zembaczyński. "Proszę członka, ja wiem" - odparł prezes PiS.
Otóż, jeżeli chodzi o drugą cześć pytania, to zwykła prowokacja. Nie dam się na nią nabrać. Sądzę, że jeżeli chodzi o zagrożenia karne, to one są po drugiej stronie i rzeczywiście są bardzo poważne
Zembaczyński domagał się jednak odpowiedzi "nie lub tak". Kiedy Kaczyński próbował wytłumaczyć bezzasadność niektórych stwierdzeń, Magdalena Sroka przerwała mu wypowiedź. Po przerwaniu Zembaczyński kolejny raz prosił o odpowiedź "tak lub nie", nie dając sobie wytłumaczyć, że Kaczyński na tak zadanie pytanie nie będzie odpowiadał.
Nie mam zamiaru odpowiadać na prowokacje i to takie skrajnie prymitywne, wręcz żałosne
"Tak, czy nie?" - usłyszał w odpowiedzi, jak ze zdartej płyty. I tak wyglądały kolejne minuty z pytaniami zadawanymi przez Zembaczyńskiego.