- Plan też jest taki, żeby protestować w Warszawie. Na razie jednak chcemy się policzyć i pokazać ilu nas jest. A na Warszawę też przyjdzie czas, bo chodzi tu o kwestie logistyczne, pozwolenia, a to trwa. Najpierw zaczynamy lokalnie, potem będą miasta wojewódzkie, a następnie ruszymy do Warszawy – zadeklarował w rozmowie z niezalezna.pl związkowiec z rolniczej „Solidarności” Patryk Natkaniec, który jest współorganizatorem protestu w powiecie miechowskim w Małopolsce.
NSZZ "Solidarność" Rolników Indywidualnych zapowiedział na piątek 9 lutego rozpoczęcie strajku generalnego. Protest ma się odbywać przez 30 dni, a rolnicy planują blokady dróg na terenie całego kraju ze szczególnym uwzględnieniem przejść granicznych z Ukrainą.
Strajk wymierzony jest przeciw decyzji KE o przedłużeniu zgody na bezcłowy import żywności produkowanej przez międzynarodowe agroholdingi na Ukrainie, wdrażaniu „Europejskiego Zielonego Ładu”, unijnej strategii „od pola do stołu” i polityce rolnej Unii Europejskiej.
Członek rolniczej „Solidarności” Patryk Natkaniec, który jest współorganizatorem protestu w powiecie miechowskim w Małopolsce, podkreślił w rozmowie z naszym portalem, że mimo iż strajk został zainicjowany przez rolniczą „Solidarność”, to mogą w nim wziąć udział wszyscy rolnicy. - Wczoraj zostało podpisane porozumienie pomiędzy pięcioma największymi związkami w Polsce, m.in. „Solidarność” rolniczą, Kółka Rolnicze i Samoobronę o współpracy przy organizacji strajków – poinformował.
- Cele są cały czas te same, czyli zablokowanie „Zielonego Ładu” i związanych z nim obostrzeń w sprawie ugorowania gruntów, zmniejszenia stosowania środków ochronny roślin i napływu żywności z Ukrainy
- dodał.
Potwierdził, że „główna oś protestu będzie na granicy” i tam będzie bardzo wielu członków rolniczej „Solidarności”. - Ale nie tylko, bo wielu rolników będzie protestowało w całym kraju. Będą przejazdy traktorów i blokady ruchu – powiedział.
- Plan też jest taki, żeby protestować w Warszawie. Na razie jednak chcemy się policzyć i pokazać ilu nas jest. A na Warszawę też przyjdzie czas, bo chodzi tu o kwestie logistyczne, pozwolenia, a to trwa. Najpierw zaczynamy lokalnie, potem będą miasta wojewódzkie, a następnie ruszymy do Warszawy
- zadeklarował związkowiec.
Dopytywany jakiej reakcji ze strony rządu spodziewają się protestujący rolnicy, przyznał, że przede wszystkim liczą „na wprowadzenie przez polski rząd embarga lub cła na ukraińskie produkty rolne, tak jak to zrobił poprzedni rząd”.
- Wtedy w tych pięciu przyfrontowych krajach można było to wprowadzić i liczymy na to, że rząd Donalda Tuska z panem ministrem Siekierskim i panem Michałem Kołodziejczakiem, który powiedział, że jak zostanie ministrem będzie siedział w Brukseli, dopóki naszych spraw nie załatwi tych spraw, to zrobi
- wyjaśnił nasz rozmówca.
Dodał jednocześnie, że „na ten moment się to nie zapowiada” i dlatego rolnicy będą strajkować.
- Liczymy też na wprowadzenie następnych dopłat, dlatego, że dziś cena pszenicy to 650 zł za tonę, a to jest poniżej opłacalności kosztów produkcji. Ile rolnik może dokładać? Rok, dwa, to jest maksymalnie, co może dołożyć, bo musi wyżywić siebie i rodzinę i godnie żyć, bo niedługo nie będzie komu pracować na roli
- podsumował Patryk Natkaniec.