Panie ministrze, z informacji, które Pan ujawnił na konferencji prasowej wynika, że szef gabinetu Donalda Tuska z czasów, gdy ten był Szefem Rady Europejskiej zabiegał w 2013 roku, by otworzyć szeroko drzwi mafii śmieciowej…
W 2013 roku pan minister Serafin napisał do pani minister środowiska o tym, że należy zmienić prawo europejskie i rozporządzenie dotyczące oddziaływania odpadów na środowisko. Dla przykładu parkingi nadal były inwestycjami oddziaływującymi na środowisko, ale już np. magazynowanie i składowanie odpadów nie musiało mieć decyzji środowiskowej.
Co to oznacza?
Że w Polsce, ktoś kto zakładał tego typu działalność nie musiał weryfikować czy ta działalność będzie miała negatywny wpływ na środowisko. To było otwarcie puszki Pandory. Polska ponosi olbrzymie konsekwencje tych działań. My oczywiście te zapisy zmieniliśmy, ale część problemów została.
Dzisiaj rano apelowaliście do Niemiec o to, aby ci zabrali z Polski odpady. Znajdują się one w ponad siedmiu lokalizacjach: w Tuplicach (woj. lubuskie), Starym Jaworze (woj. dolnośląskie), Sobolewie (woj. dolnośląskie), Gliwicach (woj. śląskie), Sarbii (woj. wielkopolskie), Bzowie (woj. wielkopolskie) i Babinie (woj. wielkopolskie). W sumie 35 tys. ton. Dlaczego rząd Niemiecki ma się do tego poczuwać? Wszak nie on pewnie odpowiadał za ten biznes.
Prawo europejskie stanowi tak, że przy transgraniczności przewozu odpadów kraj, który wysyła i wydaje zgodę na eksport odpadów jest zobowiązany do uprzątnięcia w sytuacji gdy dojdzie do nieprawidłowości. Postępowania w trybie administracyjnym i karnym się zakończyły, a strona niemiecka jest zobligowana do tego aby to zrobić. Na razie nie wywiązuje się ze swojego obowiązku.
O jakich kosztach mówimy?
Trudno to oszacować, ale z pewnością kwota przekroczy 100 mln zł.
Niemcy się ockną po waszym wniosku do Komisji Europejskiej, a później do TSUE?
Mam nadzieję, że tak będzie i jak najszybciej dojdzie do likwidacji składowisk niemieckich odpadów w Polsce.
Kwota 100 mln jest niebagatelna. Te składowiska nie są jednak jedynymi. Jak dużo środków byłoby trzeba przeznaczyć aby ten problem rozwiązać raz na zawsze?
Gdyby założyć, że musimy posprzątać to co zalega na terenie państwa polskiego i zostało składowane przed 2016 rokiem to mówimy o gigantycznych kosztach. Z pewnością przekraczające 1 mld zł.
Teraz udaje się powstrzymywać działalność mafii śmieciowej?
Państwo Polskie przed 2016 rokiem nie miało instrumentów walki z mafiami śmieciowymi. Zanim podjęto jakąkolwiek kontrolę trzeba było zawiadomić taki podmiot 7 dni wcześniej. Nie było systemu SENT. Służby środowiskowe nie mogły używać dronów, fotopułapek i kamer. Nie było wydziały zwalczania przestępczości środowiskowej. To wszystko skutkowało tym, że państwo polskie było bezbronne wobec mafii śmieciowej. Dzisiaj zajęliśmy się tym problemem na poważnie. Jest możliwość interwencji. Mamy cykle kontrolne i składowiskowe. Prowadzimy działania z Policją i Prokuraturą. Są wydziały do spraw zwalczania przestępczości środowiskowym na szczeblu krajowym i wojewódzkim. Wypowiedzieliśmy skuteczną wojnę mafii śmieciowej. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że w jednej ze spraw po stronie biznesu śmieciowego stoi człowiek, który jest znany z obrony praworządności. Tutaj broni firmy w której były zatrzymania.
Platforma Obywatelska mówi, że to wasz problem i wy sobie nie radzicie. Tymczasem ich związki z tym biznesem są zaskakujące.
Jak na razie jedyny gabinet polityczny, który mógłby się odbyć w więzieniu, to jest gabinet Platformy Obywatelskiej. Włodzimierz K. i Rafał B. na razie są w areszcie. O to wnioskowała prokuratura. Jak twierdzą śledczy, obaj panowie mieli przyjmować korzyści majątkowe za ustawianie przetargów właśnie w gospodarce odpadowej w mieście stołecznym Warszawa.