Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Szczyt NATO. "Rząd nie jest zainteresowany większą obecnością wojsk USA, bo nie leży to w interesie Niemiec"

Holandia jest gospodarzem tegorocznego szczytu państw Sojuszu Północnoatlantyckiego. W Hadze podczas dwudniowych rozmów nie powinno zabraknąć tematów związanych z bezpieczeństwem Europy, sytuacją na Bliskim Wschodzie czy wydatkami na obronność. Te, jak wynika z zapowiedzi szefa NATO Marka Rutte, mają wzrosnąć do 5 proc. PKB w perspektywie najbliższych kilku lat. – Deklaracje mogą być różne, gorzej z ich implementacją, co pokazał już szczyt w Cardiff w 2014 r. Mimo upływu 11 lat, nadal wiele krajów NATO nie wydaje ustalonego wówczas progu 2 proc. PKB na obronność – przypomina w rozmowie z portalem Niezależna.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, ekspert ds. międzynarodowych.

Na konferencji prasowej przed rozpoczynającym się we wtorek szczytem NATO w Hadze, szef Sojuszu Mark Rutte oznajmił, że "próg wydatków PKB (na obronność) musi osiągnąć 5 procent".

Reklama
Plan inwestycji obronnych, który sojusznicy zaakceptują w Hadze, wprowadza nowy cel – 5 proc. PKB. To ogromny skok – ambitny, historyczny i kluczowy w kontekście obecnych zagrożeń.

– wskazał Rutte.

Szef NATO dodał, że zwiększenie wydatków na obronność przyczyni się m.in. do pięciokrotnego wzrostu zdolności NATO w zakresie obrony powietrznej. Zadeklarował również, że Sojusz utrzyma wsparcie dla walczącej Ukrainy. 

Do przeznaczania co najmniej 5 proc. swojego PKB na cele obronne od wielu miesięcy wzywa sojuszników prezydent USA Donald Trump, podkreślając, że tylko w ten sposób NATO może realnie zwiększyć swoje zdolności w zakresie polityki odstraszania i obrony. Amerykański przywódca wskazuje również, że taka decyzja powinna już zostać podjęta wiele lat temu. 

Kraje członkowskie miały porozumieć się co do kolejnego zwiększenia progu wydatków na obronność. Wyjątek stanowi Hiszpania. Jak poinformował szef NATO, kraj ten podpisze się pod deklaracją końcową szczytu, ale nie przyjmie na siebie zobowiązania wydatkowania 5 proc. swojego PKB na obronność. Przeciwnikiem pomysłu jest lewicowy premier Hiszpanii, Pedro Sanchez. Warto przypomnieć, że na ten cel Madryt przeznaczył w ub.r. zaledwie 1,28 proc. swojego PKB – najmniej w całym NATO. 

Doświadczenie roku 2014 i szczytu NATO w Cardiff, gdzie kraje członkowskie zobowiązały się do przeznaczania co najmniej 2 proc. PKB na obronność i późniejsze próby implementacji tych rozwiązań przez poszczególne kraje, każą sceptycznie patrzeć na najnowszą deklarację odnośnie ponownego zwiększenia progu wydatków obronnych – mówi w rozmowie z portalem Niezależna.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, ekspert ds. międzynarodowych.

Myślę, że z polskiego punktu widzenia, ważne byłoby wypowiedzenie Aktu Stanowiącego Rosja-NATO z 1997 roku, ale to na tym szczycie nie nastąpi. Uważam, że główną kwestią, która powinna być rozstrzygnięta i w jaki sposób, jest zwiększenie obecności wojskowej na wschodniej flance Sojuszu. Mogłoby to nastąpić poprzez przesunięcie wojsk z Niemiec i Włoch. To w pewnym sensie jest wytłumaczalne, ale byłoby objawem osłabienia relacji niemiecko-amerykańskich. Po ostatniej wizycie kanclerza Friedricha Merza w Waszyngtonie niewiele na to wskazuje. Czyli prawdopodobnie takiego przesunięcia nie będzie. 

– dodaje nasz rozmówca.

Osobną kwestią pozostaje, czy, jak i na jak długo Amerykanie będą angażować się w wojnę na Bliskim Wschodzie. Oczywiście nie można wykluczyć zwiększenia obecności wojsk USA w Europie, ale na ten moment jest to raczej mało prawdopodobnie.

– uzupełnia.

Prezydent Donald Trump prowadzi politykę redukcji obciążeń USA, a nie ich zwiększania. Dodatkowo przyciągnięcie zwiększonej amerykańskiej obecności wymagałoby aktywności polskiego rządu, czego nie należy się spodziewać, gdyż taki ruch nie jest tożsamy z interesem i polityką Niemiec – uważa prof. Żurawski vel Grajewski. 

Amerykanie będą dążyli do rozszerzenia skali odpowiedzialności NATO, czyli powiązania swoich systemów sojuszy. Mamy pewne ożywienie w sieci sojuszy amerykańskich na Dalekim Wschodzie, czy to z Japonią, Tajwanem, Koreą Południową, Filipinami, ale również z Australią i Nową Zelandią. Nie jest wykluczone, że Waszyngton będzie dążył do jakiegoś powiązania tej dalekowschodniej sieci z europejską, zgodnie z założeniem, że USA są rdzeniem jednego i drugiego systemu.

– przewiduje ekspert.

Warto też pamiętać, że mamy do czynienia z niezwykle dynamiczną sytuacją, czy to na Bliskim Wschodzie, czy na Ukrainie. W trakcie obrad przywódców krajów NATO, Rosja może przeprowadzić jakieś wydarzenie, by wywołać "wrażenie" na obradujących w Hadze. 

– dodaje.

Jedno jest pewne. Po zakończeniu obrad, rząd Donalda Tuska nie wystąpi z żadnymi samodzielnymi projektami. Będzie się oglądał na Niemcy, a one nie są zainteresowanie przyspieszaniem czegokolwiek w wymiarze bezpieczeństwa. 

– kończy.

Źródło: niezalezna.pl
Reklama