Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Dr Matkowski dla „Gazety Polskiej Codziennie”: Polska i Ukraina nie potrzebują już pośredników

Reakcja na kryzys z ukraińskim zbożem może nam uświadomić, że Polska i Ukraina są w stanie bez pośredników rozwiązywać swoje problemy. To zasadnicza zmiana, bo wcześniej często tymi pośrednikami byli przedstawiciele albo Moskwy, albo Berlina – powiedział podczas rozmowy z red. Jackiem Liziniewiczem dr Jan Matkowski - wykładowca akademicki z Ukrainy. Wywiad ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" 21 kwietnia.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
pixabay.com/MrGajowy3

„GPC”: Jak Ukraina przyjęła decyzję Polski o wstrzymaniu importu zboża i innych produktów na teren naszego
kraju?

Jan Matkowski: Na wstępie należy zaznaczyć, że przestrzeń informacyjna na Ukrainie jest na dziś kontrolowana przez władze centralne w celu uniemożliwiania przeprowadzania Rosjanom operacji specjalnych pod różnymi flagami. Śledząc oficjalne komunikaty i wypowiedzi polityków ukraińskich, nie ma mowy o żadnej histerii. To wynika z pozycji Kijowa. Władze Ukrainy rozumieją strategiczne znaczenie państwa polskiego w ostatnich miesiącach. Są również wdzięczne Polsce za udzielane wsparcie. Obecnie na Ukrainie władza i opozycja starają się mówić głosem jednolitym. Prawdopodobnie też dlatego te komentarze oceniające postawę Polaków nie były negatywne. Wyrażano zrozumienie dla decyzji rządu. Politycy ukraińscy są świadomi tego, że produkty ukraińskie stanowią zagrożenie dla rynku w Polsce i funkcjonowania gospodarstw rolnych nad Wisłą. Nie było więc emocjonalnych wypowiedzi. Po ogłoszeniu decyzji władz Polski najbardziej powszechnym komentarzem było to, że musimy rozmawiać z Polakami, bo wiemy, że sytuacja jest kłopotliwa dla władz i społeczeństwa.

Opozycja i władza mówiły jednym głosem?

Raczej tak. Opozycja próbowała zarzucać władzy, że była bierna, jeśli chodzi o organizowanie przetwórstwa. Wiadomo, że zboże mogłoby zostawać na miejscu w wyniku przerobienia go na mąkę czy inne produkty. Politycy opozycji pytają wprost: dlaczego musimy eksportować, zamiast przetwarzać na miejscu? Ta dyskusja toczy się zresztą przy okazji decyzji Polski, ale jest też oddzielnym tematem.

Jest jakiś pomysł rozwiązania problemu?

Mamy podpisane porozumienie. Prezentując je, wicepremier i minister gospodarki Ukrainy Julia Swiridenko jeszcze raz powtórzyła główny przekaz władz Ukrainy. Dodała również, że jest świadomość, iż rolnicy w Polsce mogą zdestabilizować sytuację w kraju. Oczywiście robią to według własnego uznania i broniąc swojej sprawy. Swirydenko zapewniała w mediach, że Ukraina reagowała natychmiast, jak zaistniał problem. Jej zdaniem wola dialogu i współpracy była z obu stron, a problemy zostały rozstrzygnięte w kilka godzin.

Co to pokazuje?

Przede wszystkim może nam to uświadomić, że Polska i Ukraina są w stanie bez pośredników rozwiązywać swoje problemy. To zasadnicza zmiana, bo wcześniej często tymi pośrednikami byli przedstawiciele albo Moskwy, albo Berlina. W Polsce podnosiły się głosy o tym, że działania rządu to uderzenie w stosunki obu krajów i że po tym, co Polacy zrobili dla Ukrainy, to zachowanie było nie fair. Moim zdaniem jednak jest inaczej. Sytuacja pokazała, że nie ma w tych relacjach mowy o romantyzmie, ale jest racjonalizm. Gdy powstała sytuacja kryzysowa, która mogła poważnie zagrozić relacjom, to bez pośredników szybko rozstrzygnięto ten problem. Dość dobrze ten egzamin został zdany. Ukraińcy nadal mają problem z eksportem zboża i produktów rolnych ze swoich terenów. Podobną decyzję jak Polska podjęli Bułgarzy, którzy zamknęli rynek, ale zezwolili na transport. Kryzys w relacjach polsko-ukraińskich dzisiaj to już jest praktycznie historia. To był w ostatnich latach chyba największy kryzys, który szybko został rozstrzygnięty.

Czy możemy się spodziewać, że problem ten się powtórzy?

Aby rozpatrywać ten problem, trzeba być świadomym, że w roku 2022 Ukraina handlowała zarówno zbożem tegorocznym, jak i zapasami z roku 2021. W handlu międzynarodowym wykorzystujemy różne formy sprzedaży. Zboże, które było w silosach na Ukrainie, było już zakontraktowane i opłacone. W zasadzie czekało jedynie na dostawę. Przez agresję Rosji ucierpieli nie tylko ukraińscy rolnicy, ale również ci odbiorcy, którzy opłacili już surowiec. Po agresji zaczął się ruch tych produktów rolnych. Dlatego tak ważne było znalezienie nowych dróg dostaw. Oczywiście do zapasów doszło również to, co wyprodukowali rolnicy w roku 2022. To nie było tak dużo jak wcześniej, bo część terenów została zajęta przez Rosjan. Dziś tereny lewobrzeża zostały odbite, ale na razie nie wiadomo, jak będą wyglądały zbiory. Po prostu jest szereg niewiadomych. Wiemy, że rok 2023 będzie zupełnie inny niż 2022 m.in. przez to, że istnieją już korytarze handlowe. Zanim je utworzono, jednak część produktów zdążyła trafić na rynki w Unii Europejskiej. Teraz szlaki zostały zdywersyfikowane. Są plany eksportu za pomocą portów na Dunaju i z pomocą Rumunii. Spodziewam się, że z tym problem będzie dużo mniejszy. Również dlatego, że zbiory zbóż będą najprawdopodobniej dużo mniejsze.

Widzieliśmy chociażby obrazki o kradzionym sprzęcie rolnym przez Rosjan... 

Tak. Do tego dochodzi fakt, że duża część pracowników rolnych opuściła tereny i nie ma kto pracować. Pojawiają się też problemy z zaopatrzeniem w paliwo. Wszystko składa się na to, że te zbiory będą mniejsze. W oficjalnych dokumentach państwowych mówi się, że produkt narodowy brutto zmniejszył się o 30 proc. W tym roku najprawdopodobniej nie będzie aż tak dużego problemu. 

Często w Polsce mówi się, że pomagając w eksporcie zboża, nie pomagamy ukraińskim rolnikom, ale w zasadzie agroholdingom i oligarchom? Jak Pan to widzi? 

To jest prawda. Oligarchia ukraińska nadal dość dobrze działa jako spekulanci. Jest to około 50 rodzin, które mają kontakty na całym świecie i są bardzo usytuowane w strukturach międzynarodowych. W gruncie rzeczy oni są właścicielami tego zboża i produktów. Oni skupują plony i produkty od rolników. Te olbrzymie firmy są zorganizowane tak, że trudno czasem dojść do tego, kto jest ich właścicielem. Dane są pochowane w rajach podatkowych i nawet służby specjalne mają kłopot z ustaleniem najprostszych rzeczy. Z drugiej strony obok oligarchii są też nierzetelne firmy w Polsce, które swój zysk postawiły ponad patriotyzm narodowy i ponad wysiłek rolników. Mimo że wiedzą o trudnej sytuacji na świecie – o problemach rolników chociażby z cenami energii – to oni jednak spekulują na rynku. Rolnik ukraiński najczęściej nie ma wyjścia i musi sprzedawać po niskich cenach, bo przecież też postawiony jest przed wielką niewiadomą. Duże firmy bogacą się więc kosztem rolników.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#zboże #Ukraina #Polska #Gazeta Polska Codziennie #import

redakcja