Najistotniejsza, ale i najgroźniejsza, jest próba utworzenia antypaństwowej linii politycznej, wedle której – co minister Waldemar Żurek wprost powiedział – upada domniemanie konstytucyjności ustaw. Stwierdził, że nie jest konieczna weryfikacja zapisów ustawowych do realizacji określonych celów politycznych – tłumaczy w rozmowie z „Gazetą Polską” sędzia Piotr Schab, Rzecznik Dyscyplinarny Sędziów Sądów Powszechnych. Co by oznaczała realizacja takich planów? – Wprowadzenie państwa policyjnego, bo jeżeli władza wykonawcza rządzi poza prawem, to jest oczywiste, że perspektywę realizacji swoich celów widzi w aparacie siłowym. Czyli wprost mamy odwołanie się do reżimu, do junty – ostrzega legalny prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie. – Człowiek, który teraz pełni urząd ministra, zapowiedział wolę negowania aktów prawa w Polsce – podkreśla.
Prawna rebelia
Podczas ubiegłotygodniowej konferencji minister sprawiedliwości Waldemar Żurek został zapytany, w jaki sposób zamierza zmienić ustrój Krajowej Rady Sądownictwa, skoro mało prawdopodobny jest scenariusz, aby ten cel udało się osiągnąć za pomocą ustawy. Odpowiedź bardzo zaniepokoiła prawników. – Minister stwierdził, że ustawy nie są potrzebne. Według niego, upada bowiem domniemanie konstytucyjności ustaw, skoro nie mamy Trybunału Konstytucyjnego. Poza oczywistym faktem, że mamy TK i przepis artykułu 190 Konstytucji RP, który określa zadania ustrojowe oraz rangę orzeczeń TK – to brak logiki w tym sformułowaniu. Negację istnienia Trybunału – bo minister stwierdza, że go nie ma – powiązano z obaleniem zasady domniemania konstytucyjności ustaw. Jedno z drugim nie ma związku nawet wówczas, gdyby minister zechciał postawić się w miejscu Trybunału i osobiście weryfikować, które zapisy ustawowe wymagają ochrony władzy wykonawczej w ich realizacji, a które wprost przeciwnie – wyjaśnia sędzia Schab. – Myślę, że przemawia przez ministra przekonanie o wszechwładzy aparatu przymusu. Takimi poglądami odwołuje się do perspektywy wprowadzenia państwa policyjnego. Nie ma ustaw, nie ma konstytucji, jest policja – ostrzega.
Czy to by oznaczało, że normy postępowania będą przyjmowane w gabinecie ministra, bez podpisu prezydenta? – Wprost to powiedział. A nawet więcej – stwierdził, że może się okazać, iż prezydent przestanie pełnić swój urząd, a niezależnie od tego, może rozważyć odmowę współpracy z prezydentem – ocenił sędzia Schab. – Takie szaleństwo wydaje się albo dowodem krótkowzroczności, albo całkowitego przesłonięcia perspektyw własnej pozycji w państwie, albo chodzi o jakiś plan polityczny, którego nie sposób zrozumieć.
To „wyskok” Żurka czy jednak – skoro ten plan został publicznie ogłoszony – musiał być konsultowany na przykład z premierem Donaldem Tuskiem? – Mamy do czynienia z zapowiedzią rebelii, zapowiedzią łamania ustaw ze strony prokuratora generalnego, czyli jednej z najważniejszych postaci w państwie. To perspektywa działania, która wynika z przyjętej polityki władzy wykonawczej, zatem jako obywatel mam prawo stwierdzić, że to musiało być uzgodnione – ocenia sędzia Schab.
Śledztwo ws. wyroków
Żurek nie tylko został ministrem sprawiedliwości, ale również prokuratorem generalnym, czyli pod jego ścisłym nadzorem pozostaje Prokuratura Krajowa. Tymczasem nie minął tydzień urzędowania, a wyszło na jaw, że Wydział Spraw Wewnętrznych PK od pół roku prowadzi śledztwo, które ściśle wiąże się z ich obecnym przełożonym. – Dotyczy ono poświadczenia nieprawdy w dokumentach w postaci orzeczeń Sądu Okręgowego w Krakowie przez ustalonego sędziego tego sądu – w szczególności w zakresie daty wydania orzeczeń – potwierdził prok. Przemysław Nowak z Prokuratury Krajowej.
W czym problem? Daty kilkudziesięciu wyroków i postanowień wydanych przez krakowski sąd z udziałem Żurka pokrywają się z terminami posiedzeń Krajowej Rady Sądownictwa, której wówczas był członkiem, odbywającymi się w Warszawie. Mało tego, również wyjazdów służbowych związanych z pracą w KRS (m.in. do Poznania, Gdańska, Bydgoszczy, Krynicy-Zdrój), czy nawet na Ukrainę i do Niemiec.
Początkowo prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, ale po zażaleniu zastępcy Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych sąd uchylił jej decyzję. W konsekwencji w styczniu 2025 roku śledztwo ruszyło i nadal się toczy, a w jego trakcie zeznania złożył Waldemar Żurek.
Portal Niezalezna.pl, który pierwszy poinformował o tym postępowaniu, dotarł także do treści uzasadnienia sądu, w którym m.in. stwierdzono: „W świetle zgromadzonego zatem materiału dowodowego niemożliwym jest więc, aby przebywając np. w Warszawie, tym bardziej w Kijowie – Żurek mógł wydawać wyroki w Krakowie”. A fakt, że był na wyjazdach służbowych, potwierdzają – według sądu – nie tylko listy obecności, ale również... rachunki zwrotu kosztów podróży. Podkreślono: „Nieprawdopodobnym też jest, mając na uwadze zasady doświadczenia życiowego i zasady logiki”, aby sędzia wydawał orzeczenia w Krakowie, gdy w tym samym czasie uczestniczył w posiedzeniu KRS.
Opowieści Żurka
Dziennikarze Strefy Wolnego Słowa zapytali o tę sytuację na konferencji nowego ministra sprawiedliwości. „Czy ma pan dar bilokacji?” – padło pytanie. Odpowiedź Żurka była mocno przewidywalna. Najpierw opowiadał o ciężkiej pracy w wydziałach cywilnych, ale i tak za wszystkim mieli stać mityczni „ziobryści”, którzy go represjonowali. „Zarówno rzecznicy ministra Ziobry, jak i prokuratura ministra Ziobry, miała osiem lat na wyjaśnianie. Prowadzono tzw. śledztwa trałowe wobec mojej osoby. I ta sprawa jest prawnie według mnie czysta” – stwierdził. „Chciano znaleźć coś na mnie” – podkreślił.
Nowy minister chyba nie zwrócił uwagi, że kluczowe decyzje, czyli uchylenie przez sąd postanowienia prokuratury, jak i wszczęcie śledztwa, miały miejsce, gdy ministrem sprawiedliwości był Adam Bodnar, a premierem Donald Tusk, w którego rządzie Żurek teraz się znalazł.
Czystki i zemsta...
Jakie były pierwsze decyzje Żurka? Oczywiście, kadrowe czystki. Odwołał z delegacji w ministerstwie dziewięciu sędziów. Kuriozalnie jednak zabrzmiało uzasadnienie. Przyznał bowiem, że obawiał się… działań wręcz dywersyjnych! „Chcę dobrać współpracowników, do których mam gwarancję, że w reformach, które będziemy realizowali, nie będzie sabotażu” – stwierdził.
W pierwszym tygodniu urzędowania również zawiesił 46 prezesów i wiceprezesów sądów. Jak dodał w komunikacie resort, „osoby te utracą stanowiska”.
– Minister Adam Bodnar i Waldemar Żurek przez 17 miesięcy odwołali więcej prezesów sądów niż minister Ziobro przez 8 lat – skomentowała sędzia Dagmara Pawełczyk-Woicka, przewodnicząca Krajowej Rady Sądownictwa. Zwróciła też uwagę na sytuację całkowicie absurdalną, ale pokazującą, jak bardzo Żurek się spieszył. – Największy hit to wysłanie do jednego sądu decyzji Prokuratora Generalnego o zawieszeniu prezesa sądu. Tak, minister Żurek pomylił pieczątki – mówi.
Najwięcej kontrowersji wywołało zawieszenie prezes Sądu Rejonowego w Sosnowcu, sędzi Małgorzaty Hencel-Święczkowskiej, choć do końca jej kadencji pozostały zaledwie trzy miesiące. Skąd więc taka decyzja? Prywatnie to żona prezesa Trybunału Konstytucyjnego.
„Decyzja Ministra Sprawiedliwości Waldemara Żurka (…) ma charakter personalny i jest przejawem zemsty” – ocenił sędzia Bogdan Święczkowski. „Żadne też inne przesłanki nie uzasadniają decyzji Ministra Sprawiedliwości Waldemara Żurka, który kierując się małostkowością, dokonuje odwetu za działalność Trybunału Konstytucyjnego, godząc w moją rodzinę”.
...groźby i szykany
Niezawisłość sądów, niezależność prokuratorów, praworządność – tymi hasłami Żurek chętnie i często się posługuje. Równocześnie jednak ogłosił nową formę stygmatyzowania części środowiska sędziowskiego. „Chcę, żebyśmy się przyzwyczajali do nomenklatury – pełniąca obowiązki Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, pełniąca obowiązki przewodniczącej Krajowej Rady Sądownictwa” – stwierdził.
Na „nomenklaturze” Żurek nie poprzestał. Zasugerował, aby w przypadku odszkodowań za orzeczenia wydane przez sędziów powołanych po 2018 roku stosować wobec nich mechanizm regresu, czyli mieliby z własnej kieszeni oddawać pieniądze. „Za szkodę zapłacił Skarb Państwa, czyli podatnicy. To pytanie, czy ci podatnicy nie mogą dochodzić regresu od osoby, która wywołała szkody. To są sprawy, które można rozważać” – snuł Żurek.
– Groźba selektywnej zemsty ubrana w prawną terminologię ma wywołać efekt mrożący – oceniła sędzia Kamila Borszowska-Moszowska, która przypomina, że niektórzy z liderów „obrońców demokracji” nie protestowali, gdy w ich prywatnych sprawach orzekali tzw. neosędziowie, ale wydali korzystne wyroki. Nie inaczej jest w przypadku Żurka. – To znaczy jedno: nie chodzi o wszystkie orzeczenia, nie chodzi o wszystkich sędziów „z tej fali”. Chodzi o tych, którzy nie orzekają tak, jak oczekuje władza. Sędziowie mają widzieć, że orzekanie „wbrew” oznacza ryzyko oskarżenia, represji, ścigania – wyjaśnia Borszowska-Moszowska.
Sędzia Schab przypomina, że w orzeczeniach trybunałów europejskich – tak często przywoływanych m.in. przez Żurka – jednoznacznie i wielokrotnie stwierdzano, iż podważanie prerogatywy prezydenckiej do powoływania sędziów in gremio jest jaskrawo sprzeczne z wartościami europejskimi. – Nie ulega wątpliwości, że akcja pana Żurka, którą teraz obserwujemy, to próba operowania strachem, budzenia lęku u sędziów. Natomiast ten etap, taka argumentacja, która w 2024 roku przez wiele miesięcy władzy się udawała, bo tylko niewielka grupa sędziów potrafiła się przeciwstawić bezprawiu, obecnie jest passe – podkreślił sędzia Schab.