Powołanie takiej komisji bez kompetencji i bez odpowiedniego umocowania ma cel ściśle polityczny - mówi nam senator Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Rusiecki, odnosząc się do utworzonej w minionym tygodniu Komisji Nadzwyczajnej. Ta zamierza wyjaśnić "przypadki nielegalnej inwigilacji, ich wpływ na proces wyborczy w Rzeczypospolitej Polskiej oraz reformę służb specjalnych".
Banaś odpowiadał we wtorek na pytania członków senackiej komisji nadzwyczajnej ds. przypadków nielegalnej inwigilacji przy użyciu systemu Pegasus. Po wygłoszeniu kilkuminutowego oświadczenia przez prezesa NIK, senatorowie przystąpili do pytań.
- Czy uważa pan, że padł pan ofiarą nielegalnej inwigilacji? - pytał Michał Kamiński z Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Odbiegając od meritum, senator niezależny Wadim Tyszkiewicz zastanawiał się: „po co Najwyższa Izba Kontroli w kraju, którego władza podważa wyniki kontroli tego organu?”.
Przedstawiciel Polski 2050 Jacek Bury zwrócił się do prezesa NIK:
„jest i był pan dobrym urzędnikiem państwowym. W jakimś momencie współpracował pan z Jarosławem Kaczyńskim, z kolegami z Prawa i Sprawiedliwości. Od pewnego czasu ten rozjazd jest bardzo widoczny. W pana ocenie - to pan zmienił swoje przekonania i ideały związane z funkcjonowaniem państwa czy tez ktoś inny zmienił te standardy?”.
Czy ponad godzinna rozmowa z prezesem Marianem Banasiem przybliżyła komisję do wyjaśnienia "przypadków nielegalnej inwigilacji oraz ich wpływu na proces wyborczy w Rzeczypospolitej Polskiej"? W to wątpi senator Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Rusiecki.
- Sprawa komisji to jeden z elementów siania niepokojów przez opozycję, która przegrała wybory. Patrząc na szerszą perspektywę, mamy kwestię KOD-u, Strajku Kobiet - cały zestaw wydarzeń. Następny element uderzenia - powołanie komisji. Już w czasie debaty senackiej można było usłyszeć, że o to chodzi. Powołanie takiej komisji bez kompetencji i bez odpowiedniego umocowania ma cel ściśle polityczny
- przyznaje nasz rozmówca i dodaje: „przykro, że pan prezes Banaś daje się w to wmontować”.
Senator Rusiecki pytany, na ile wiarygodny może być końcowy raport z prac komisji, która świadków nie może przesłuchiwać pod rygorem odpowiedzialności karnej, odpowiada:
„nie ma żadnej wiarygodności. Tylko komisja śledcza, powołana przez Sejm, ma takie uprawnienia. Wyraźnie widać, że przyświeca temu cel polityczny, a obrali go senatorowie opozycji i tak zwane środowisko niezależne, które nie widać, żeby takie było”.
Co do samych czynności operacyjnych służb, przypomina, że „prowadzenie takich działań w obszarze podsłuchów zawsze poprzedzone jest postępowaniem w prokuraturze i przed sądem”.
- W tej materii nie ma jakiegokolwiek uszczerbku - przekonuje.
O nielegalnej inwigilacji senatora Brejzy donosiła również w grudniu ub.r. agencja prasowa Associated Press, powołując się na ustalenia działającej przy Uniwersytecie w Toronto grupy Citizen Lab. Jak podano, za pomocą opracowanego przez izraelską spółkę NSO Group oprogramowania Pegasus inwigilowany był senator Brejza, a także adwokat Roman Giertych i prokurator Ewa Wrzosek. Według Citizen Lab, do telefonu Krzysztofa Brejzy miano się włamać 33 razy w okresie od 26 kwietnia 2019 r. do 23 października 2019 r. Polityk był wówczas szefem sztabu KO przed wyborami parlamentarnymi.
Przedstawiciele rządu wielokrotnie zapewniali, że żadna służba w tej sprawie nie złamała prawa, a kontrola operacyjna - jeśli była podejmowana - była prowadzona legalnie. Z kolei prezes PiS, wicepremier Jarosław Kaczyński mówił, że powstanie i używanie Pegasusa jest wynikiem zmiany technologicznej, rozwoju szyfrowanych komunikatorów, których za pomocą starych systemów monitorujących nie można odczytać. "Źle by było, gdyby polskie służby nie miały tego typu narzędzia" - powiedział. Zapewnił jednak, że nie był on używany wobec opozycji. "To całkowite bzdury" - oświadczył.