"Spożywanie nabiału i jaj jest czymś, czego ludzie po prostu będą się kiedyś wstydzić" - twierdzi eurodeputowana Sylwia Spurek. Lewicowa polityk, słynąca z promowania weganizmu, twierdzi, że dopiero sześć lat temu "włączyła myślenie".
Sylwia Spurek, o której już wielokrotnie pisaliśmy, zasłynęła walką o prawa zwierząt, podczas gdy na zdjęciach uchwycono ją nie raz w drogich ubraniach ze skóry zwierzęcej. Niedawno posłanka zaprezentowała swoją "Piątkę dla zwierząt", w której domaga się... delegalizacji wędkarstwa. Na swoim profilu na Twitterze używa często nowomowy z pojęciami typu "zwierzęta pozaludzkie".
Była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich coraz mocniej radykalizuje się w swoich poglądach. Jak donosił ostatnio Newsweek, eurodeputowanej Spurek przeszkadza nawet to, co jedzą jej podwładni - nie akceptuje nawet kanapki z jajkiem. O swoim weganizmie opowiedziała ponownie, tym razem w "Wysokich Obcasach".
"Jestem weganką od 2015 roku. I jest mi wstyd, że dopiero sześć lat temu przeszłam na weganizm, bo to znaczy, że dopiero wtedy w pełni włączyłam myślenie" - mówi Spurek w najnowszym wywiadzie dla "Wysokich Obcasów".
- Dopiero wtedy zaczęłam krytycznie podchodzić do sprzedawanej mi propagandy. Wcześniej byłam wegetarianką i myślałam, że to wystarczy. No nie wystarczy, bo wegetarianizm to tylko półśrodek, ponieważ spożywanie nabiału i jaj jest czymś, czego ludzie po prostu będą się kiedyś wstydzić
- dodała europosłanka.
Jednocześnie Spurek podkreśliła:
Nie chcę ludzi, którzy jedzą mięso, piją kawę z krowim mlekiem i jedzą kanapkę z serem, obwiniać i zawstydzać z powodu ich wyborów. To nie ci ludzie muszą się zmienić, tylko system, który na razie nie tworzy warunków do tego, by dobra, etyczna żywność była dostępna dla każdego. Żeby można było iść do sklepu osiedlowego i kupić mleko roślinne, i to w przystępnej cenie, takiej, którą ludzie płacą za krowie.