"Przez biuro Spurek przewinęło się wiele osób. Średnio wytrzymują pół roku, odchodzą znerwicowani" - informuje Newsweek. Jak wyznali byli pracownicy europosłanki, wśród problemów, jakie stwarza Sylwia Spurek, jest kategoryczny zakaz jedzenia kanapek z jajkiem.
"Odloty" Sylwii Spurek już wielokrotnie gościły na naszych łamach. Polityk "Wiosny" Roberta Biedronia ma bowiem dosyć osobliwe podejście do świata zwierząt. Zasłynęła walką o prawa zwierząt, podczas gdy na zdjęciach uchwycono ją nie raz w drogich ubraniach ze skóry zwierzęcej. Niedawno posłanka zaprezentowała swoją "Piątkę dla zwierząt", w której domaga się... delegalizacji wędkarstwa. Na swoim profilu na Twitterze używa nowomowy z pojęciami typu "zwierzęta pozaludzkie" itp.
Okazuje się, że sposób bycia europosłanki nie jest tylko pozą używaną do prowadzenia mediów społecznościowych - w rzeczywistości współpraca jest z nią równie trudna. Jak informuje Newsweek, średnia długość pracy w jej biurze wynosi około pół roku, a po jej zakończeniu "byli pracownicy odchodzą znerwicowani".
Spurek przeszkadza nawet to, co jedzą jej podwładni - nie akceptuje nawet kanapki z jajkiem. Współpracownicy nazywają ją zimną perfekcjonistką, która pozostawia po sobie same spalone mosty.
Może jestem po prostu wymagająca? Najwięcej wymagam od siebie i za wszystko ponoszę osobistą odpowiedzialność
- mówi Newsweekowi posłanka.