- Partia, która uważa się za obrońcę kobiet, ma do czynienia z jednym konkretnym przypadkiem, gdzie poszkodowana osoba potrzebuje pomocy. Zamiast pomóc - stosuje wobec niej atak - ocenił poseł PiS Marek Ast na antenie TVP Info. Mężczyzna odniósł się tymi słowami do postawy polityków Platformy Obywatelskiej wobec seksafery w gorzowskim WORD.
"Praca za seks w gorzowskim WORD" - to hasło wstrząsnęło całą Polską. Magdalena Szypiórkowska opowiedziała o naciskach, których padła ofiarą. Kobiecie zaoferowano pracę w jednostce działającej pod nadzorem lubuskiego Urzędu Marszałkowskiego (kontrolowanego przez środowisko powiązane z Platformą Obywatelską). Warunek był jeden - seks za stanowisko. Ofiara tych zdarzeń nie otrzymała pomocy, o którą prosiła u polityków i samorządowców... Postanowiła nagłośnić sprawę w mediach.
Poseł PiS Marek Ast był dziś pytany w TVP Info o to, dlaczego przedstawiciele urzędu zachowali bierność, wiedząc o tym, co się wydarzyło. Jak przypomniał red. Michał Rachoń - w polskim prawie istnieją przepisy mówiące jasno - "jeśli posiada się wiedzę, że mogło dojść do przestępstwa, należy zgłosić to do odpowiednich organów czy instytucji".
"To można jedynie tłumaczyć próbą ochrony członka swojej partii - PO. Jak się dowiadujemy, dyrektor WORD-u był członkiem PO, w tej chwili jest zawieszony. Mimo że zdesperowana ofiara domniemanego na dziś przestępstwa zgłosiła się do pani poseł PO Krystyna Sibińskiej, jednym słowem - być może chodziło o czas, który był dany dyrektorowi"
- odpowiedział polityk, który przed laty był wojewodą lubuskim.
Prowadzący zaznaczył - w myśl kodeksu postępowania karnego, jeśli instytucja posiada takie informacje, jest zobowiązana do powiadomienia organów ścigania. "Nie wiedzą tego?" - zapytał rozmówcy.
"Może nie chcą wiedzieć. Być może interes partii okazał się być ważniejszy niż przepisy. Z tych informacji, które pozyskano od pokrzywdzonej, nic innego, jak taka kwalifikacja, powinna im w głowie zaświtać. Nawet ze względu na siebie. Nawet, jeśli mieli jakiekolwiek wątpliwości, co do wiarygodności ofiary, powinni to zgłosić celem zbadania sprawy"
- przyznał poseł partii rządzącej.
Jak się okazało, wobec poszkodowanej Magdaleny Szypiórkowskiej, nie wiedzieć czemu - wpłynął prywatny akt oskarżenia.
"To tak zwana obrona przez atak. Pokazuje to źle pojętą solidarność. Nasuwa się tu na myśl popularna wśród tych polityków doktryna Neumanna"
- ocenił Ast.
Red. Rachoń przyznał, że w tej sytuacji określenie "doktryna Neumana" to o wiele za mało.
"Jest to tym bardziej haniebne, ponieważ dotyczy osoby, która czuje się pokrzywdzona. Wydaje się, że te oskarżenia mają poważny charakter. Ta kobieta przecież nie zachowała anonimowości, podała swoje personalia"
- powiedział polityk.
Jak dodał - pokazuje to hipokryzję partii totalnej opozycji, ponieważ "partia, która uważa się za obrońcę kobiet, ma do czynienia z jednym konkretnym przypadkiem, gdzie poszkodowana osoba potrzebuje pomocy. Zamiast pomóc - stosuje wobec niej atak".
Gospodarz programu "Jedziemy" przypomniał, że Krystyna Sibińska - również posłanka Platformy, miała zaniechać zgłoszenia sprawy swoim przełożonym. Jak twierdzi Marcin Jabłoński, były wiceminister spraw wewnętrznych, a obecnie wicemarszałek województwa lubuskiego, polityk poinformowała o zajściu wyłącznie ustnie, żaden dokument nie wpłynął, dlatego nie miał obowiązku reagowania. Niby nie miał, a jednak zawiesił dyrektora placówki WORD.
"Zaczęło się przerzucanie odpowiedzialności. W momencie, kiedy fakty jasno przemawiają, że ci, którzy powinni reagować, nic w tej sprawie nie robili, a media pokazały całą tę bezczynność, zaczęło się zrzucanie odpowiedzialności"
- skomentował poseł Prawa i Sprawiedliwości.