Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polityka

Nowe wybory, nowy premier, nowa koalicja. Tomasz Sakiewicz o potrzebie myślenia o nowym rozdaniu

Prawdę mówiąc, zawsze byłem sceptyczny wobec możliwości rozpisania przyspieszonych wyborów. Dalej uważam, że ten scenariusz nie jest najbardziej prawdopodobny, ale z tego, co widzę, jego prawdopodobieństwo rośnie. W tym roku nie jest to już możliwe, jednak przyszły rok może doprowadzić do przyspieszenia wydarzeń politycznych - pisze Tomasz Sakiewicz w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska".

Przede wszystkim nie widzę już możliwości odbudowania poparcia dla Donalda Tuska i całej koalicji rządzącej. Są na równi pochyłej i konfliktują się z kolejnymi środowiskami społecznymi. Radykalizm działań wobec opozycji spotyka się z coraz większym oporem instytucji. Po prostu sędziowie, prokuratorzy, policjanci, urzędnicy skarbowi nie chcą podkładać głowy za władzę, która łamie prawo. Ale też taki sposób uprawiania polityki ma coraz mniej zwolenników. Mijają lata i ci, którzy czuli się rozczarowani rządami PiS-u, zaczynają być teraz niezadowoleni z rządów Platformy. Twardzi zwolennicy oczekiwali konkretów, wśród których zemsta była tylko jednym z wielu. Pozostałych konkretów po prostu nie ma, a zemsta przestaje już tak smakować. Czy na samej walce z opozycją można dojechać do końca kadencji i odbudować poparcie? To drugie na pewno nie, a to pierwsze jest coraz mniej prawdopodobne. Ale nic więcej już nie ma. Koalicja rządowa nie jest w stanie na przykład ustalić ze sobą zmiany prawa dotyczącego aborcji, pomijając to, że zablokowałby je prezydent. Rzuciła ochłap w postaci związków partnerskich. Realnie nowa propozycja niewiele zmienia, a jednak wizerunkowo, na przykład dla PSL, wyszło fatalnie. Czyli zamiast spełniać choć część obietnic, to jeszcze rozsierdzają wyborców pozornymi ruchami. 

Jedynym ratunkiem dla rządzących byłaby wymiana premiera na kogoś mniej wypalonego wizerunkowo. Podobno na to nie chce się zgodzić sam Tusk. Ale zostawienie wszystkiego bez zmian – to już jednak ta równia pochyła. Jeżeli Tusk utrzyma rząd, takich prób emigracji jak Hołowni będzie coraz więcej. Jednocześnie ci, którzy zostaną w kraju, będą coraz bardziej skłonni, żeby go „wykołysać”. W przyszłym roku koalicja rządząca może stracić jakąkolwiek sterowność. Jeżeli więc nie wymiana premiera, to nowe wybory. Dla PiS-u optymalne mogłoby być dociągniecie do terminowych wyborów, bo PO zacznie ulegać powolnej anihilacji. Problem w tym, że Polska będzie już wtedy w kompletnej ruinie. 

Trzeba więc już teraz myśleć o nowym rozdaniu: co zmienić natychmiast, a co robić metodycznie. Układanie się co do potencjalnych koalicji nie jest najważniejsze, bo o tym rozstrzygnie wynik wyborów. Mam pewną intuicję, że wynik sondażowy PiS-u jest obecnie zaniżony. Tak czy inaczej, jeżeli PiS chce odbić trochę pola Konfederacji, powinien nie tyle wchodzić z nią w ostre starcie, ile pokazywać ludzi i projekty atrakcyjne dla jej elektoratu. To naprawdę jest bardziej skuteczne. Natomiast jeżeli Konfederacja nie będzie się jasno określała, że chce odsunąć Tuska od władzy, to straci sporą część wyborców na rzecz PiS-u, bo jej elektorat jest radykalnie mu niechętny. To zacznie być widoczne dopiero przed wyborami, kiedy dla Konfederacji będzie późno na zmianę. Czas obudzić się z sondażowej ułudy. 

Źródło: Gazeta Polska