W piątek w Końskich odbył się dwie debaty. Pierwsza Telewizji Republika, na rynku, na którą zaproszeni zostali wszyscy kandydaci - Rafał Trzaskowski się na niej nie pojawił. Druga, w hali sportowej, została zorganizowana przez sztab wyborczy wiceszefa Platformy Obywatelskiej. Przed jej rozpoczęciem doszło do awantur - dziennikarz Republiki Michał Gwardyński został z niej wyrzucony siłowo, sztaby wyborcze kontrkandydatów zastępcy Donalda Tuska nie zostały wpuszczone przez ludzi w maskach.
Mimo to, kandydaci udali się na debatę. Pierwsze pytanie dotyczyło przywrócenia zasadniczej służby wojskowej. Prezes IPN, odpowiadając na pytanie, nie omieszkał zwrócić uwagi na zamieszanie związane z debatami.
"Komentarza wymaga to, co stało się w ostatnich dniach. Jesteśmy w sytuacji, w której właściwie mój główny kontrkandydat Rafał Trzaskowski po pierwsze, nie miał odwagi stawić się na debacie, a po drugie wyłączono część opinii publicznej i dwie konserwatywne telewizje, by taką debatę relacjonować"
– powiedział.
Dodał, że jest na wydarzeniu "z szacunku do widzów TVN, telewizji rządowej i telewizji Polsat, ale największym zagrożeniem jest to, aby tchórz został zwierzchnikiem sił zbrojnych".