Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Tusk w coraz większych opałach. Nadejdzie efekt Trumpa?

Za chwilę okaże się, czy nasze nadzieje związane z prezydenturą Donalda Trumpa, dotyczące wpływu zmiany w Białym Domu na polską politykę, znajdą pokrycie w rzeczywistości. Jeszcze przed inauguracją nowego-starego prezydenta USA pojawiły się pierwsze sygnały wskazujące na to, że amerykańska polityka może okazać się dużym kłopotem dla rządu w Warszawie. W ruchach Donalda Tuska i jego ludzi widać coraz większą nerwowość, ale Donald Trump nie jest jej jedyną przyczyną - pisze Krzysztof Karnkowski w "Gazecie Polskiej Codziennie".

Donald Tusk
Donald Tusk
zrzut ekranu - iTV Sejm

W październiku 2023 r. Wojciech Mucha przypominał dłuższy tekst Wojciecha Czabanowskiego, który ukazał się dwa lata wcześniej. We wspomnianym artykule z „Dziennika Polskiego” pojawiła się hipoteza, że ogłoszony wówczas powrót Donalda Tuska do polskiej polityki miał być przede wszystkim trampoliną – przygotowaniem do innego „skoku”, na szczyty polityki na szczeblu Unii Europejskiej.

Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę

Jak zwracał uwagę Czabanowski, nawet prezydentura, czy tym bardziej premierostwo, będzie przecież wizerunkową degradacją dla polityka, który pełnił najważniejszą funkcję w Brukseli. Równocześnie Tusk – jako symbol zawrócenia dużego europejskiego państwa z drogi „populizmu” i „eurosceptycyzmu” – mógłby personalizować nadzieje czy aspiracje europejskich elit oraz oczekiwany przez nie kierunek przemian całej Wspólnoty.  

Powrót „wielkiego misia”

W maju 2022 r., czyli kilka miesięcy po ukazaniu się cytowanego przez redaktora Muchę tekstu, na spotkaniu w Lublinie Donald Tusk mówił: „Dajcie mi po wyborach 400 dni i zrobię porządek żelazną miotłą. A potem niech stery przejmą ludzie o delikatniejszych zamiarach”. Jak analizował słusznie Mucha, w publicznym odbiorze skupiono się na mającej totalitarne konotacje frazie o „żelaznej miotle”, która przykryła dość zaskakujące ramy czasowe 400 dni, jakie wyznaczył sobie szef Platformy. To nie ten motyw – tłumaczył na Twitterze w październiku 2023 r. Mucha – był w tym przemówieniu najważniejszy. „Najważniejsze było 400 dni. No bo dlaczego akurat 400? Jak by nie liczyć: ewentualny rząd Tuska, jeśli powstanie, to zostanie zaprzysiężony na przełomie tego roku. 400 dni od wyborów to plus minus kolejny rok. Co się dzieje pod koniec roku 2024? To jest bardzo ciekawe. Otóż będziemy po kolejnych wyborach do Parlamentu Europejskiego, a co ważniejsze, 1 grudnia 2024 r. kończyć się będzie kadencja Ursuli von der Leyen jako przewodniczącej Komisji Europejskiej”.

I tu z pomocą przyszedł cytowany wcześniej Czabanowski. Koncepcja, która miała ręce i nogi zarówno w 2021 r., jak i październiku 2023 r., nie znalazła jak dotąd potwierdzenia. Bo choć jeszcze rok później Tusk zwracał się do swoich zwolenników: „Pomęczcie się ze mną jeszcze chwilę, to w listopadzie Ursula von der Leyen wybrana została na drugą kadencję przewodniczącej Komisji Europejskiej”, to dwa tygodnie wcześniej było już jasne, że Donald Trump wygrywa wybory w USA i po czterech latach przerwy zawita do Białego Domu. Zmiana w USA pokazała, że wszelkie rachuby liberałów mocno rozminęły się z rzeczywistością. Rojenia elit nie przełożyły się na nastroje społeczne. Wygrana Tuska w Polsce – też przecież w liczbach niepiorunująca i osiągnięta dzięki wykreowaniu fałszywej alternatywy dla części centroprawicowej i konserwatywnej grupy wyborców w postaci Trzeciej Drogi – nie była jaskółką ogólnoświatowej zmiany, a być może czymś odwrotnym: łabędzim śpiewem doktryny liberalnej pierwszej ćwiartki XXI w. 

Prawica rośnie w siłę

W całej Europie w siłę rośnie prawica nieposiadająca koncesji głównego nurtu polityki, a partie bezobjawowej w ostatnich dziesięcioleciach chadecji coraz częściej zmuszone są bądź do zawierania z nią koalicji, bądź przejmowania elementów programu sił, które jeszcze niedawno uważały za niebezpiecznych radykałów. Choć w wyborach do PE partie tradycyjnego mainstreamu uratowały jeszcze swoją większość, to frakcje konserwatywne i tożsamościowe po raz kolejny powiększyły swoją reprezentację. Wcześniej w Wielkiej Brytanii, choć władzę z rąk konserwatystów przejęła Partia Pracy, która dzięki JOW odniosła sukces wręcz miażdżący, w Izbie Gmin pierwszy raz (nie licząc jedynego przypadku polityka konserwatystów, który w trakcie kadencji zmienił kilka lat temu barwy partyjne) znaleźli się politycy pozasystemowej partii Reform UK – kolejnego ruchu stworzonego przez znanego Nigela Farage’a. 

Upadły gabinety we Francji i w Niemczech. W tym drugim państwie rośnie sondażowe poparcie dla AfD. Mimo że politycy wciąż liczą na to, że uda się zbudować wokół Alternatywy dla Niemiec kordon sanitarny, to równocześnie oznaczałoby to konieczność stworzenia trudnej i niezdolnej do koniecznych reform koalicji, a więc dalszy dryf i jedynie odsunięcie w czasie wyroku historii. Z kolei w Rumunii wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich wymusiły na systemie bezprecedensowe zakwestionowanie woli wyborców, którego skutki mogą być przerażające. Tusk byłby w takiej układance odosobniony nawet w sytuacji, w której pozostawałby apostołem antytrumpizmu, którego coraz bardziej zamordystycznych metod działania salony nie chcą już w pełni autoryzować, jak działo się to w pierwszych miesiącach po przejęciu władzy w Polsce. 

Tusk nie dostąpił zaszczytu

Administracja Trumpa nie zaprosiła polskiego premiera na inaugurację. Celowo. Na osobistą antypatię, zawinioną przez szczeniackie wygłupy i niemądre komentarze polskiego szefa rządu, nakłada się tu niewątpliwie świadomość, delikatnie mówiąc, problemów z demokracją w Warszawie, wyrażona wcześniej w pamiętnych wpisach J.D. Vance’a. Wokół Donalda Trumpa krążą wciąż przedstawiciele polskiej prawicy, do Waszyngtonu oprócz grupy polityków PiS i dziennikarzy Republiki udali się też przedstawiciele Solidarności. 

Ale poza kwestiami polityki personalnej i metod dzisiejszej władzy dochodzi jeszcze jeden, ukryty element. Amerykanie na pewno zdają sobie dużo lepiej sprawę ze stopnia infiltracji struktur dzisiejszej RP przez agenturę wpływu ulokowaną przez Niemcy, Rosję i Chiny. Od raportu Stróżyka po decyzje gospodarcze i strategiczne władz widoczna jest agenda wygaszania szans rozwojowych, wygaszania udziału w naszej gospodarce i bezpieczeństwie Amerykanów i ich sojuszników, w tym, w sposób najbardziej jaskrawy, Korei Południowej. I wiedza ta nie jest wyłącznie domeną wkraczającej do Białego Domu ekipy.

Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że Polska – decyzją ustępującej administracji Stanów Zjednoczonych – nie znalazła się w grupie państw, które bez ograniczeń będą mogły kupować amerykańskie chipy Nvidii, co oznacza degradację badań nad sztuczną inteligencją. Znaleźliśmy się w gronie państw specyficznej szarej strefy – ani wrogów, ani bliskich sojuszników. Ot, strefa ograniczonego rozwoju. Politycy i usłużni obozowi władzy dziennikarze uspokajają, że przyznane nam limity i tak odległe są od naszych obecnych potrzeb, lecz w ten sposób powraca kwestia przeraźliwego braku ambicji rządzących. W kolejnej dziedzinie, w której moglibyśmy być liczącym się na świecie graczem, wybieramy znaną nam już zbyt dobrze pułapkę średniego lub zacofanego rozwoju.

Tusk wchodzi w kolejny rok rządów z mniejszą szansą na spełnienie aspiracji unijnych i z krytyczną wobec niego administracją w USA. Równocześnie traci sondażowo – mowa też o kontekście szans Rafała Trzaskowskiego na prezydenturę. W takiej scenerii zapowiedzi premiera na temat przyspieszenia rozliczeń zaczynają wyglądać na histeryczny wyścig z czasem, co szczególnie widać na przykładzie groźby postawienia zarzutów Mateuszowi Morawieckiemu tuż po tym, jak został szefem frakcji EKR w europarlamencie. I to z mocnym wsparciem lubianej przez otoczenie Donalda Trumpa włoskiej szefowej gabinetu Georgii Meloni. 

Czytaj więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie"!

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie, niezalezna.pl

#Donald Tusk #Donald Trump

Krzysztof Karnkowski