Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Bezradność premiera Tuska, pochlebstwa Giertycha. Dawid Wildstein pyta w "Gazecie Polskiej": kto kim rządzi?

W polskiej polityce Donald Tusk od lat ma „wysokie notowania”. Żaden polski polityk nie dostaje takiego stadnego, bezrefleksyjnego uwielbienia od szeroko pojętego obozu tzw. uśmiechniętej Polski. Podobne zjawisko występuje też po prawej stronie, gdzie Tuska opisuje się negatywnie, ale jednocześnie robi się z niego demiurga, geniusza zła, którego manipulacje konstytuują polską politykę. Tymczasem taśmy Giertycha pokazują coś odwrotnego – to, z jak mierną jednostką tak naprawdę mamy do czynienia.

Wbrew bredniom mediów na pasku Tuska, jak i rozmaitych symetrystów, taśmy Romana Giertycha zawierają sporo „mięsa”. Są m.in. dowodem na popełnienie przestępstwa wyborczego przez tego polityka oraz na to, że ma on dostęp do materiałów objętych tajemnicą śledztwa i de facto steruje ministrem Adamem Bodnarem. Ten tekst skupi się jednak na czymś innym. Na tym, jaki obraz samego premiera wyłania się z tych taśm, oraz metod, za pomocą których jednostka, taka jak Giertych, zdołała go sobie okręcić wokół palca.

Reklama

Na bezrybiu Giertych rybą

Jak więc wypada na taśmach ten „wielki mąż stanu”? Tusk okazuje się niezbyt rozgarniętym, nieporadnym wręcz politykiem, o niewielkiej wiedzy w sprawach, które są fundamentalne dla jego własnego ugrupowania. Jednocześnie, to już pewien rys charakterologiczny, słychać wyraźnie, jak nabiera się na pochlebstwa Giertycha. 

Giertych ewidentnie to wyczuwa, dostosowując za ich pomocą swoje słowa kierowane do Tuska i osiągając w ten sposób swoje cele. Przykładowo moment, w którym Giertych przyznaje się do oszustwa wyborczego, czyli przekazania swoich podpisów Stanisławowi Gawłowskiemu, jest jednocześnie opowieścią o tym, jak walczy on o dobrostan premiera. Przedstawia się jako ten, który chroni, własną piersią, Tuska przed intrygami Grzegorza Schetyny. 

Więcej, Giertych snuje opowieść o tym, że jest gotów poświęcić samego siebie, swój polityczny interes, byle krzywda się nie stała „królowi Europy”.

Tusk reaguje na te brednie pozytywnie. 

Jednak bezradność premiera, jego pogubienie i zadziwiająco mały zasób wiedzy najlepiej pokazuje fragment taśmy, na której nagrano jego rozmowę z Giertychem, dotyczącą Konfederacji. Określanie w niej czołowych polityków tej formacji mianem debili jest oczywiście fajną ciekawostką polityczną, dużo ważniejsze jest jednak coś innego. Otóż Tusk, okazuje się – na co zwraca uwagę sam Giertych – nie ma o tym świecie najmniejszej nawet wiedzy. 

Ten ostatni tłumaczy więc premierowi rozkład sił w tej formacji, kto jest kim, jakie są jej polityczne zależności i sympatie oraz to, w jaki sposób można ją wykorzystać do celów partii. Giertych prezentuje się jako niezbędne narzędzie wpływu na tę rzeczywistość. Trzy kwestie są tu uderzające. 

Po pierwsze to, jak mało premier wie o – już wtedy bardzo istotnej – formacji politycznej. Giertych ma świadomość elementarnych braków wiedzy Tuska i to wykorzystuje.

Po drugie – jakość tych informacji. Są to truizmy, wydawałoby się oczywiste dla każdego, kto trochę interesuje się prawą stroną polskiej sceny politycznej. Tymczasem okazują się one wiedzą tajemną dla premiera. Jego jedynym źródłem w tej kwestii okazuje się były szef Młodzieży Wszechpolskiej. To, że na bezrybiu i Giertych ryba, mówi bardzo wiele o kondycji intelektualnej PO.

Po trzecie, chaos jako zasada działań Tuska. Giertych wprost mówi, że to powinno być celem działań ugrupowania premiera – jak największy zamęt na polskiej scenie politycznej.

Ta taśma jest dodatkowo istotna dlatego, że pokazuje (to rok 2019), jak kształtuje się już rola Giertycha jako tego, który usiłuje zaatakować PiS od prawej strony. Zadymiarza politycznego, którego zadaniem jest generowanie konfliktów w obozie prawicy (tę rolę potwierdza też taśma, w której Giertych opowiada o tym, jak można wykorzystać jego ojca do dzielenia katolików).

Coraz ważniejszy Giertych

Ujawnione przez Republikę nagrania pokazały wyraźnie, jak fundamentalną rolę odgrywał Roman Giertych w systemie władzy stworzonym przez Tuska.

Mogliśmy zobaczyć, w jaki sposób współtworzył narrację, na której oparł się Tusk, aby najpierw wygrać wybory, następnie legitymizować swoją władzę. 

Roman Giertych został przez premiera desygnowany do destabilizowania państwa i dezinformowania społeczeństwa poprzez rozpowszechnianie narracji o sfałszowaniu przez PiS wyborów (kolejny plus z ujawnienia tych taśm, niezależnie od tego, jak Tusk i inni politycy koalicji rządzącej będą się dziś odcinać od działań tego człowieka; teraz mamy już pewność, że decyzja o ich podjęciu musiała zostać przegadana z premierem). Z jednej strony jest to uderzenie w bezpieczeństwo państwa i fundamenty demokracji, z drugiej – lider tzw. uśmiechniętej Polski nie miał innego wyjścia (nie jest to zresztą pierwszy raz, gdy człowiek ten przedkłada swój interes ponad polską rację stanu). 

Jedyną możliwością przetrwania Tuska jest dokręcenie narracyjnej śruby. Jeszcze więcej hejtu, jeszcze więcej nienawiści i dzielenia społeczeństwa.

Musi zdominować debatę publiczną wrzaskiem i histerią, przekierować oczekiwania własnego elektoratu na zintensyfikowanie partyjnej wojny. Z tej prostej przyczyny, że inaczej mogą się pojawić pytania o to, dlaczego Tusk i jego marionetka, Rafał Trzaskowski, przegrali (i to w niecałe dwa lata od objęcia władzy), dlaczego – mimo tak niesamowitej mobilizacji wszystkich dostępnych środków, gotowości do łamania prawa i oszustw wyborczych (bo tym były nielegalne kampanie profrekwencyjne) – nie zdołali przekonać Polaków. 

A te kwestie z konieczności odsyłałyby też do stanu państwa i tego, jak jest zarządzane. Pojawienie się takich wątków w debacie publicznej to koniec Tuska. Natychmiast odsłaniają one pustkę jego polityki, jej skrajny populizm, poświęcenie państwa w imię partyjnej ideologii zemsty. 

Giertychotuskizm w natarciu

Im słabszy Tusk, im więcej wątpliwości co do jego działań, tym ważniejszy staje się Giertych. Dodatkowo, Tusk musi się przecież jakoś wytłumaczyć swoim zachodnim partnerom ze swojej porażki. Robi to w swoim stylu, pokazując im, że może nie jest w stanie utrzymać władzy, ale potrafi utrzymywać w naszym państwie trwały, wewnętrzny chaos i podział. 

Do tego zadania nie ma w polskiej polityce nikogo lepszego niż Giertych i jego farmy trolli. Nie dlatego, że prawa ręka Tuska jest jakimś demiurgiem zła, błyskotliwym geniuszem intryg i manipulacji. Ale dlatego, że jest prymitywnym politycznym dresiarzem. A tylko dzięki tępocie, chamstwu i agresji Tusk może przeżyć politycznie.

Symptomatyczna jest narracja, którą już teraz kolportują ze wszystkich sił Silni Razem. Udając zatroskany elektorat PO, pytają: „Gdzie obiecane rozliczenia PiS?!”. Tysiącami pojawiają się w komentarzach pod różnymi artykułami czy materiałami dostępnymi w internecie (głównie, co też istotne, działając w przestrzeni szeroko pojętych mediów PO), pisząc, że właśnie tego dziś oczekują, że dlatego głosowali na tzw. uśmiechniętą koalicję.

W ten sposób Giertych jest dziś w stanie pokazać swoją skuteczność Tuskowi, a jednocześnie stworzyć legitymację dla dalszej władzy przegranego premiera (zauważmy, że ten wątek jest też na taśmach, gdy Giertych mówi, iż tylko robiąc z PiS przestępców i bombardując społeczeństwo taką narracją w sposób ciągły, PO może przetrwać).

Dziś Tusk, jak nigdy, potrzebuje giertychowych Silnych Razem i ich szaleństwa.

Najprawdopodobniej więc, mimo ujawnionych taśm, Giertychowi włos z głowy nie spadnie. System tuskogiertychizmu będzie się pogłębiał i już wkrótce, patrząc na rosnące wpływy szefa Silnych Razem i degenerację premiera, lepszą nazwą będzie giertychotuskizm.

Źródło: Gazeta Polska
Reklama