Przypomnijmy, że w październiku 2020 r. Roman Giertych został zatrzymany, a w trakcie przeprowadzania z nim czynności nagle zemdlał. Twierdzi, że zarzuty nie zostały mu skutecznie przedstawione, bo... był nieprzytomny. Później wyjechał do Włoch, gdzie był do czasu, kiedy wybrano go na posła z ramienia partii Donalda Tuska.
Zarzuty, które miał usłyszeć adwokat to: przywłaszczenie mienia wielkiej wartości w kwocie ponad 72 mln zł i wyrządzenie giełdowej spółce szkody majątkowej w wielkich rozmiarach; pranie brudnych pieniędzy w kwocie prawie 5,2 mln zł; wyrządzenie spółce Polnord szkody w wysokości 4,5 mln. zł. pod pozorem umowy na reprezentowanie tej spółki przez kancelarię prawną Giertycha w postępowaniu przed Naczelnym Sądem Administracyjnym.
Giertych odwiedził prokuraturę
We wtorek rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie Beata Syk-Janowska potwierdziła, że poseł KO został wezwany do stawiennictwa w charakterze podejrzanego 6 sierpnia. Polityk się stawił, jednak... odmówił udziały w czynnościach, ponieważ "kwestionuje status podejrzanego w toczącym się śledztwie".
O swojej wizycie w prokuraturze opowiedział sam Giertych. Jak przekazał, spotkanie nie miało charaktery przesłuchania.
„Stawiłem się w prokuraturze, spełniając zaległy obowiązek stawiennictwa, o który prokuratura zabiegała, aby przeprowadzić wszystkie formalności w tej sprawie. Umówiłem się również, że do końca sierpnia przedstawię na piśmie swoje stanowisko dotyczące kwestii związanych z Polnordem wraz z wnioskiem o umorzenie postępowania”
– poinformował poseł.
Nowe zarzuty... zniknęły?
Warto w tym momencie zaznaczyć, że 6 września ub.r. ówczesny rzecznik Prokuratury Regionalnej w Lublinie Andrzej Jeżyński informował, że mecenasowi mają zostać postawione nowe zarzuty. Nie chciał jednak informować o szczegółach, bo - jak zaznaczył - "pierwszą osobą, która powinna się o tym dowiedzieć, jest sam podejrzany".
Problem polegał na tym, że choć Giertych wielokrotnie był wzywany do prokuratury, to się tam nie stawiał. Już w 2021 roku z informacji wynikało, że mecenas otrzymał ponad 100 wezwań.
Teraz, jak twierdzi polityk, usłyszał, że żadnych nowych zarzutów nie ma. Co więcej, istnieje możliwość, że prokurator, który o nich informował poniesie odpowiedzialność. To dlatego, że Giertych złożył zawiadomienie o możliwości popełnienia przez niego deliktu dyscyplinarnego.
"Prokurator skłamał, mówiąc o tym publicznie. Pewnie ta sprawa obejmie również byłego szefa tej prokuratury Jerzego Ziarkiewicza, który tak naprawdę stał za tą operacją”
– stwierdził.
Według polityka, informacja o nowych zarzutach miała wesprzeć jego konkurenta w kampanii wyborczej. Tym, który rzekomo potrzebował takiej pomocy był... lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.