"Przeciw drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, za wolnymi wyborami i demokratyczną ,europejską Polską" - takimi hasłami zapowiedział swój masz szef PO Donald Tusk. Pod sztandarem frazesów, wydarzenie w ustach polityków "demokratycznej opozycji" szybko stało się kluczowym i takim, na którym "nie może Cię zabraknąć". A pod presją ugięli się nawet przeciwnicy "marszu nocnej zmiany", jak liderzy PSL i Polski 2050.
Co jednak z rzeczywistą frekwencją Polaków? W kwietniu wicemarszałek Sejmu Kidawa-Błońska oznajmiła, że chciałaby, aby na marszu pojawiło się milion osób. "To jest takie moje marzenie" - mówiła. Wiemy już, że lokalni działacze Platformy w kraju wynajmują autokary, aby zwieść do stolicy posiłki, a polityczne wydarzenie zaczęli reklamować - kochający opozycję, nienawidzący PiS - celebryci.
Swój udział w marszu potwierdzili m.in. znany z kpin pod adresem żołnierzy poległych pod Westerplatte Zbigniew Hołdys, strasząca, że PiS zabierze internet Maja Ostaszewska, niebezpiecznie powiązany z tajnymi służbami Jerzy Owsiak, czy plujący na władzę Daniel Olbryski.
Ponadto frekwencję ratować ma też Janusz Gajos, Skiba i Krystyna Janda... Nadchodzą czasy, gdy celebryci zejdą ze sceny rozrywkowej i na stałe zapanują na tej politycznej?