16 czerwca Państwowa Komisja Wyborcza przyjęła sprawozdanie z wyborów prezydenckich i przesłała je do Sądu Najwyższego. Teraz Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych powinna rozstrzygnąć o ważności wyborów - rozpatrując zgłaszane protesty. Jak poinformował w rozmowie z Telewizją Republika sędzia i rzecznik Sądu Najwyższego Aleksander Stępkowski, jest ich około 50 tysięcy. I niewątpliwie do tej liczby przyczynił się główny orędownik ponownego liczenia głosów Roman Giertych.
Polityk Koalicji Obywatelskiej publicznie nawoływał do wysyłania protestów wyborczych. Opublikował nawet wzór, jak taki dokument powinien wyglądać.
Niestety - dla Giertycha - Stępkowski podkreślił, że wszystkie protesty, które są tej samej treści, zostaną rozpatrzone jako jeden. A takie przypadki przeważają.
W 90-kilku procentach są to protesty bardzo mizernej jakości, powtarzające się, o tej samej treści. Mamy teraz chyba wyróżnione osiem lub dziewięć takich protestów "matek", które są replikowane "n" razy, z czego no z jeden z tych protestów cieszy się szczególną popularnością
– powiedział.
Z relacji rzecznika Sąd Najwyższego wynika, że rządzący chcą utrudnić pracę pracownikom organu. Poinformował, że Prokurator Generalny nadesłał pismo, w którym z niezadowoleniem odniósł się do tego, że SN nie we wszystkich sprawach występuje do niego o zajęcie stanowiska. Stępkowski podkreślił, że zdaniem sądu nie jest to konieczne, ponieważ prokuratura nie musi wygłaszać stanowisk kilkadziesiąt tysięcy razy do protestów, które w rzeczywistości są tej samej treści.
"W naszym przekonaniu jest to obliczone po prostu na to, aby przewlekać rozpoznanie protestów. Na to, żeby Sąd Najwyższy nie zdążył orzec w ustawowym terminie [...] Widzimy, że politycy wywierają presję na Sądzie Najwyższym. Tyle tylko, że ta presja nie będzie skuteczna"
– oznajmił.
Odnosząc się do kwestii rzekomego "sfałszowania wyborów", przyznał, że SN odnotowuje nieprawidłowości, "natomiast nie jest to w żaden sposób sytuacja nadzwyczajna, we wszystkich wcześniejszych wyborach też mieliśmy do czynienia z rozmaitymi w nieprawidłowościami".
Przekazał również, że prawnicy SN są pod ogromnym naciskiem. - Spotykają się z ogromną agresją. Niezwykle wulgarne telefony odbierają pracownicy sądu. Są również niezwykle wulgarne protesty wyborcze, w których niecenzuralnymi wyrazami określa się zarówno pierwszego prezesa Sądu Najwyższego, jak i prezydenta Rzeczypospolitej - przekazał.
Okazuje się, że wulgarni zwolennicy Rafała Trzaskowskiego poniosą konsekwencje. - Dzisiaj nawet zapadło postanowienie, w którym zasądzono karę porządkową w wysokości 3000 zł właśnie dla jednego z wyborców, którzy złożyli protest wyborczy, pełen Inwektyw pod adresem pierwszego prezesa i prezydenta [...] Chciałbym zapewnić, że w każdym przypadku przekroczenia norm Sąd Najwyższy będzie reagował w sposób adekwatny - poinformował.