Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Przywróćmy standardy z czasów Janusza Kurtyki

W czasach prezesury profesora Kurtyki IPN postrzegany był jako największy sukces wolnej Polski.

Dzień Żołnierzy Wyklętych został ustanowiony po to, by poprzez państwową celebrację tego święta odkłamywać i popularyzować nadal zmanipulowaną i niestety niezmiernie mało znaną historię Antykomunistycznego Powstania po wejściu do Polski armii sowieckiej. Szczególna rola przypisana jest Instytutowi Pamięci Narodowej, którego prezes – profesor Janusz Kurtyka – wskazał datę 1 marca i wspierał pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego w procesie ustanawiania święta. W czasach prezesury profesora Kurtyki IPN postrzegany był jako największy sukces wolnej Polski – trudno było bowiem znaleźć inną instytucję powstałą po 1989 roku, której zasługi w przywracaniu pamięci i prawdy naszej najnowszej historii, ale także budowaniu wspólnoty byłyby większe. Instytut jawił się wówczas jako prężna, poważna i prestiżowa reprezentacja państwa polskiego. Kurtyka mówił, iż tysiące publikacji i ich autorzy to będzie kapitał IPN, którego nie da się zniszczyć. Nie pomylił się, ale w tej ocenie nie uwzględnił roli szefa. Dorobek Janusza Kurtyki jako prezesa IPN uratował tę instytucję po 2010 r. i podaje jej tlen i teraz. Profesor Kurtyka zginął w Smoleńsku. Jego następca poprowadził Instytut drogą politycznej poprawności, odpowiadając na zapotrzebowanie zgłaszane przez ówcześnie rządzących, zepchnął go w cień. Wyciszył. Ale dziś nie jest lepiej. Gdyby z IPN wyjąć profesora Szwagrzyka, zostałoby niewiele. Piszę to z wielkim smutkiem – ale przecież kadzenie nikomu nie służy. Nie jest oczywiście tak, iż prezes Jarosław Szarek nie ma zasług. Ma.

Jego niezwykle konsekwentna postawa doprowadziła do zakończenia – wreszcie – postkomunistycznej strefy tajności i udostępnienia opinii publicznej zasobów tzw. zbioru zastrzeżonego. Niestety, sfera edukacyjna Instytutu kuleje – wręcz szoruje po dnie. Trudno się jednak dziwić, skoro na czele tego pionu, tak newralgicznego dla realizacji jego pierwszorzędnego celu, stoi człowiek bez dorobku, nierozumiejący znaczenia i misji Instytutu. Symbolem jego stylu i horyzontów już na zawsze pozostanie makaron malowany w barwy narodowe przez pracowników BEP na 100-lecie niepodległości (zainteresowanych historią odsyłam do mojego komentarza na ten temat). Jedną ze sztandarowych propozycji przygotowanych przez Instytut na tegoroczny Dzień Żołnierzy Wyklętych była promocja książki o Romualdzie Rajsie ps. Bury – opieram się na wypowiedzi samego zainteresowanego dla Sygnałów Dnia. Atrakcją miały być „kontrowersje” i „emocje”. Gdyby ten człowiek był szefem działu historycznego tabloidu, to wówczas taka oferta nie budziłaby zdziwienia. Ale jako szef edukacji jednej z najpoważniejszych instytucji w Polsce brzmi niestety żenująco. I to naprawdę najłagodniejsze określenie. Mam zatem gorącą prośbę do prezesa Jarosława Szarka, by wytłumaczył żarliwemu obrońcy uczciwości Tomasza Arabskiego (tak, tak – tego od rokowań z ludźmi Putina w jednej z moskiewskich knajp przed wizytą prezydenta PR w Katyniu), że w takim dniu jak 1 marca zadaniem IPN jest przypominanie, propagowanie najwybitniejszych postaci Antykomunistycznego Powstania, a nie poszukiwanie kontrowersji i emocji. Koncentrowanie w takim dniu uwagi na postaciach budzących zastrzeżenia wypacza misję tego święta i daje paliwo wszystkim jego – niestety licznym i wpływowym – przeciwnikom do wprowadzania do dyskusji publicznej komunistycznych kłamstw i manipulacji. W swych najlepszych czasach IPN zawsze stawiał na rzetelność, uczciwość i rozwagę. Naprawdę warto trzymać się właśnie tego kursu. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska