Wszelkie nawiązania w bieżącej polityce do Solidarności z czasów PRL – a w szczególności do postulatów sierpniowych – powinny precyzować, do czego konkretnie się odwołują i jaką wizję Polski mają do zaproponowania.
Z punktu widzenia konserwatysty bycie socjalistą to nie grzech, o ile – nawiązując do znanej frazy Talleyranda – coś gorszego niż zbrodnia może nie być grzechem. Socjalista jest co prawda śmiertelnym wrogiem konserwatysty na poziomie walki idei i wielu praktycznych rozwiązań politycznych, jednak obaj mogą traktować się nawzajem z szacunkiem jako patrioci. Jednak w Polsce w sposób nieunikniony socjalizm kojarzy się głównie z PRL. Trudno traktować to spostrzeżenie jako zarzut – jest historycznie, społecznie i emocjonalnie zrozumiałe –
polska debata o ideach jest skażona rakiem sowieckiego komunizmu. Socjalizm ma tu twarz Bieruta, Gomułki i Jaruzelskiego, a nie George’a Orwella czy takich środowisk, jakie reprezentuje „Nowy Obywatel”.
Na tropie socjalizmu
Klinicznym objawem tej – z filozoficznego punktu widzenia – choroby jest uparte wypieranie z siebie socjalizmu przez niektórych polityków i intelektualistów, którzy
de facto wykazują tęsknoty lewicowe. Wielu z nich oficjalnie odwołuje się do ideałów Solidarności i postulatów sierpniowych.
Tymczasem trzeba uczciwie powiedzieć, że postulaty były programem socjalistycznym, na dodatek w pewnej mierze odwołującym się do modelu gospodarki centralnie sterowanej.
Fakt uznania centralnego planowania za trwały element rzeczywistości oczywiście nie wynikał z upodobań światopoglądowych strajkujących, lecz po prostu z powszechnego wówczas przekonania, że blok sowiecki będzie jeszcze trwał długo i możliwe są tylko próby przydania socjalizmowi ludzkiej twarzy, a nie zasadnicze ekonomiczne przemeblowanie systemu. Przykładem na to jest postulat 11:
„wprowadzić na mięso i przetwory kartki – bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku)”. Pewne próby walki z absurdem ekonomii sowieckiej miały miejsce, czego przykładem jest z kolei postulat 12:
„znieść ceny komercyjne i sprzedaż za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym”.
Jeżeli zastosujemy do postulatów znany podział na ducha i literę prawa, można się zgodzić, że w dzisiejszej Polsce – III Rzeczypospolitej – są ciągle niepokojące objawy nierespektowania ducha postulatu 3 –
„przestrzegać zagwarantowaną w Konstytucji PRL wolność słowa, druku, publikacji, a tym samym nie represjonować niezależnych wydawnictw oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań”. Nękana procesami redakcja „Gazety Polskiej” wie doskonale, ten postulat jest wciąż niezrealizowany. Także postulat 13, zawierający wezwanie do ukrócenia partyjniactwa przy obsadzie stanowisk jest dziś niestety aktualny. Oba są poza sporem o socjalizm jako taki, a dotyczą siermiężnej komuny.
PRL 1980, Polska 2013
Po odsianiu punktów nieaktualnych i uwzględnieniu cząstkowej aktualności (w wymiarze ducha, a w wypadku postulatu 13 także litery) wymienionych w powyższym akapicie postulatów otrzymujemy po prostu program walki o bezpieczeństwo socjalne obywateli, które ma zapewnić państwo. Trzyletni urlop macierzyński, powszechny dostęp do żłobków i przedszkoli, soboty wolne od pracy, automatyczne wyrównanie pensji, z uwzględnieniem inflacji, wczesne emerytury…
Choćby nie wiadomo jak stawać na głowie, nie da się takiego programu podciągnąć pod wartości prawicowe. Przeciwnie, jest to antyteza takich wartości – ewentualnie do dyskusji w wypadku żłobków i przedszkoli.
I tutaj wracamy do spostrzeżenia o komunistycznym garbie w naszych debatach politycznych. Można by bowiem zapytać: i co z tego? Nie ma żadnej oczywistej sprzeczności logicznej między postulowaniem państwa opiekuńczego i równoczesnym prowadzeniem konsekwentnej polityki wobec Rosji, wspieraniem wartości chrześcijańskich i opowiadaniem się za dekomunizacją i lustracją. Tym bardziej że w Polsce istnieje tradycja patriotycznego socjalizmu – tradycja piłsudczykowskiego PPS. A także są ikony walki związkowej – solidarnościowej – przykładem jest tu najwspanialsza chyba, niezłomna Anna Walentynowicz. Jest ona dla nas, Polaków – niezależnie od proweniencji światopoglądowej, oczywiście pomijając komunę i jej bękartów – wzorem odwagi, jednostką, która nie lękała się wystąpić przeciw polskim namiestnikom Imperium Zła.
Innymi słowy, we współczesnej Polsce opowiadanie się po stronie narracji lewicowej – w wymiarze wrażliwości społecznej i dobrze rozumianego państwa opiekuńczego – nie musi być powodem do wstydu.
Trudno jednak zaprzeczać, że jest to nurt socjaldemokratyczny.
Wspólna tradycja
Rzecz jasna oprócz Solidarności jest także solidarność. Polega ona na głębokim poczuciu wspólnoty i empatii. Taka solidarność może mieć także wymiar ponadnarodowy – choćby w postaci pomocy ofiarom klęsk żywiołowych na drugim końcu świata. Bezspornie Solidarność była niezwykłym przejawem solidarności zwykłych obywateli, niezainteresowanych wielką polityką, lecz po prostu godnym życiem.
W tym wymiarze jej społeczne dziedzictwo będzie zawsze aktualne i z jego źródła mogą czerpać zarówno uczciwi socjaliści, jak i konserwatyści czy liberałowie (nie mylić z „aferałami”). Odróżniajmy jednak mit postulatów sierpniowych i mit solidarności na początku lat 80. Ten pierwszy nigdy nie będzie inspiracją dla konserwatysty czy liberała, ten drugi powinien tkwić w sercu każdego Polaka.
Rozważania niniejsze być może spotkają się z zarzutem, że zawierają błąd prezentyzmu, czyli patrzenia na ruch solidarnościowy z perspektywy dzisiejszej. Że ówczesna Solidarność była jednością na każdym poziomie organizacji i nikt nie dzielił jej członków wedle światopoglądu, że poczucie wspólnoty dominowało. Nawet jeśli tak – co jest mocno dyskusyjne, o czym świadczy choćby świadectwo Krzysztofa Wyszkowskiego dotyczące agresywnej walki wewnętrznej o przywództwo nad strajkiem roku 1980 (m.in. Bogdan Borusewicz, nazywający Mazowieckiego i Geremka „różowymi pająkami”) – to dziś podziały stały się faktem, a dla młodych Polaków postulaty sierpniowe z biegiem czasu będą coraz bardziej odległe, bardziej podobne do artykułów Konstytucji 3 maja niż do treści gazet i problemów dnia codziennego. Przy projektowaniu aksjomatów współczesnego ruchu politycznego nie powinno się dążyć do zaklinania rzeczywistości, czyli w naszym wypadku wypierania socjaldemokratycznego światopoglądu ekonomicznego, jeśli ktoś odwołuje się do tradycji Sierpnia.
Skutkiem budowania takiej narracji może być tylko bałagan pojęciowy i problemy z polityczną tożsamością. Zyskują na tym wyłącznie szkodnicy polityczni, którzy w zależności od koniunktury mamią zdezorientowanych wyborców hasłami centrowymi lewej lub prawej strony. Ich faktyczna bezideowość, która w III RP zyskała miano „umiarkowania” i „centryzmu” – i co gorsza odniosła wielki sukces – to największy negatywny koszt semantyczny, który jako społeczeństwo musieliśmy zapłacić za wyrzeczenie się precyzyjnej walki idei politycznych. Ustępując im na polu języka i pojęć, sami pozwalamy na wypaczanie naszego obrazu świata, niezależnie od proweniencji światopoglądowej.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Jakub Pilarek