Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Zasłużone lanie

Wyniki wyborów uzupełniających do Senatu w Rybniku to kolejny sygnał z ostatnich tygodni, że PO straciła – mówiąc delikatnie – moc przyciągania wyborców. Więcej – wysoka jak na referenda miejskie frekwencja w tych wyborach, podobnie jak w referendum

Wyniki wyborów uzupełniających do Senatu w Rybniku to kolejny sygnał z ostatnich tygodni, że PO straciła – mówiąc delikatnie – moc przyciągania wyborców. Więcej – wysoka jak na referenda miejskie frekwencja w tych wyborach, podobnie jak w referendum w Elblągu, pokazuje, że Polacy rządów PO mają dosyć.

Ale, jak słychać z mediów, to nie naród, lecz podobno „premier się wściekł", gdy usłyszał o klęsce PO w Elblągu. Był dywanik i reprymenda, pohukiwanie, żądanie konsekwencji i natychmiastowa kara. Nieoficjalnie wiadomo już, że przegrany, Grzegorz Nowaczyk, były już prezydent Elbląga, nie może liczyć na dalszą polityczną karierę. Nie ma go już nie tylko w ratuszu w Elblągu, ale i w kierownictwie lokalnych struktur partii. Na choćby słowo w jego obronie nie zdobywa się też publicznie właściwie nikt z PO. Nie chodzi tylko o to, że premier się wściekł – politycy tej partii całkiem słusznie potraktowali tę porażkę jak wymierzenie Platformie siarczystego policzka. W udanym dzięki wysokiej jak na referenda miejskie frekwencji, aż 95 proc. głosujących zażądało odwołania burmistrza z PO i podobnie jednomyślnie odwołało całą radę miejską – zdominowaną oczywiście przez Platformę. To, że przeciw tej partii zagłosowali niemal wszyscy głosujący, oznacza jednoznaczność oceny rządów PO, i to właśnie jest ów odgłos klapsa wymierzonego w nonszalancką twarz Platformy.

Coś jest na rzeczy

W Elblągu Platformie zarzucano to, co wszędzie – prywatę i zatrudnianie działaczy partyjnych oraz ich żon, krewnych i dzieci na wszelkich możliwych stanowiskach administracyjnych i komunalnych. No i bezdenną arogancję. Poseł PO z tamtego regionu Marek Biernacki po ogłoszeniu wyników referendum przyznał: „Coś musiało być na rzeczy, bo więcej obywateli opowiedziało się teraz przeciwko prezydentowi, niż poparło go w wyborach".

Tyle że to nie jest to odosobniony wypadek. Wybory do Senatu w Rybniku, ale i wybory na burmistrza Trzcianki pokazują to samo – kandydaci Platformy przegrywają kolejne mecze wyborcze z kretesem i to często na własnym boisku. Premier nazwał Elbląg „bastionem Platformy". To samo można było dotąd powiedzieć w dużej mierze o Rybniku. Tymczasem we wczorajszych wyborach kandydat PO zdobył dopiero trzeci wynik, zbierając 18 proc. głosów. Ponad 10 proc. głosów więcej otrzymał Bolesław Piecha, kandydat PiS-u, a rywala z PO wyprzedził także startujący jako niezależny, wspierany przez Solidarną Polskę – Józef Makosz.

Tusk jak Nowaczyk

Oczywiście można powiedzieć, że PO jest sama sobie winna, bo wystawiła nieznanego bliżej kandydata Mirosława Dużego, bo do Rybnika nie przyjechał ani premier, ani żaden ze znaczących liderów PO, by wesprzeć kampanię. Bo Platforma, która w wypadku lansowania premiera i rządu wzbija się na szczyty swoich piarowskich możliwości, w Rybniku zupełnie to zlekceważyła. Tym można by od biedy tłumaczyć porażkę PO, gdyby chodziło o niewielką różnicę głosów, przegraną, która w jakimś stopniu utrzymałaby status quo. Klęski tak znaczącej nie sposób jednak intepretować tylko jako słabość lokalnej kampanii.

Wygląda na to, że bez względu na miejsce, okoliczności, zaangażowanie lokalnych struktur lub ich bierność, PO zbiera lanie wszędzie, gdzie tylko wyborcy mają okazję głosować. Odwrót od partii Donalda Tuska odbywa się na większą skalę, niż pokazują to sondaże i jest zjawiskiem występującym nawet w miejscach, gdzie tradycyjnie PO jest hegemonem. Nie jest wykluczone, że nastroje społeczne są tego rodzaju, że gdyby jakimś cudem PiS doprowadziło do referendum w Gdańsku lub w Warszawie, mogłoby ono także zakończyć się odwołaniem platformerskich władz. Po lekcji z Rybnika premier nie może więc już tak swobodnie straszyć koalicjanta i wewnętrznej opozycji możliwością przeprowadzenia wcześniejszych wyborów. Mogłyby one się okazać śmiertelnym zagrożeniem w tym samym stopniu dla PSL-u, SLD, co dla PO. I oznaczać kres rządów Donalda Tuska jak Grzegorza Nowaczyka w Elblągu.

Głosowanie przeciw postkomunie

Nie jest wykluczone, że wyniki wyborów w Rybniku to znak wzbierającej fali niezadowolenia wyborców, fali, która może być już nie do zatrzymania przez Donalda Tuska i która zmiecie obecne rządy jak niegdyś AWS-u czy SLD. Z wyników w Trzciance, Padewi Narodowej czy Rybniku i Mikołowie widać, że kandydaci partii obecnie rządzących krajem PO i PSL-u, ale też wspierającego te rządy SLD po prostu nie mają szans w starciu wyborczym. Wygrywa PiS. Zapewne jest za wcześnie na daleko idące wnioski, ale być może nie chodzi tylko o przesunięcie się wahadła wyborczego na prawo. Być może wynik głosowań to nie tylko znak zniechęcenia rządami PO. Może się okazać, że ujawnił się elektorat zmiany, nie anty-PO, ale anty-III RP, dający rzeczywistą nadzieję, że postkomunę można odsunąć od władzy.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Joanna Lichocka