Bronisław Komorowski wręczył kilkadziesiąt nominacji sędziowskich, gdy był jedynie marszałkiem Sejmu pełniącym obowiązki głowy państwa. Podobnie zachował się Grzegorz Schetyna. Czy osoby od ponad 12 lat wydające wyroki, a które nie złożyły ślubowania wobec prezydenta, są sędziami? W tym gronie jest chociażby „słynny” Igor Tuleya. Prawnicy, z którymi rozmawiała „Gazeta Polska”, nie mają wątpliwości, że procedura została wówczas przeprowadzona w sposób wadliwy.
„Zgodnie z przysłowiem, pod latarnią najciemniej. Osoby, które doskonale wiedzą o wadliwości własnej nominacji, głośno krzyczą o innych, próbując od siebie odwrócić uwagę” – stwierdził sędzia Sądu Najwyższego, dr hab. nauk prawnych Tomasz Demendecki. „To kwestia do rozpatrzenia przez Trybunał Konstytucyjny. Potrzebne byłoby jakieś działanie sanacyjne” – nie ma wątpliwości prof. Paweł Czubik, także sędzia SN.
W połowie października 30 „starych” sędziów Sądu Najwyższego podpisało oświadczenie, w którym odmówili orzekania z sędziami mającymi rekomendację Krajowej Rady Sądownictwa po 2018 roku. Powoływali się m.in. na rotę ślubowania, w której jest mowa o kierowaniu się zasadami godności i uczciwości.
Niewątpliwie dla wielu ogromnym zaskoczeniem było, że wśród nich znalazł się Józef Iwulski. Ten sam, który w stanie wojennym, w wojskowych sądach, skazywał opozycjonistów, a w grudniu 1982 roku wydał wyrok (3 lata więzienia) na Leszka Wojnara, wówczas 21-letniego robotnika, który kolportował własnoręcznie wykonane ulotki, domagając się „demokracji”, „prawdy” i „wolnej Polski”.
Prokuratorzy z krakowskiej Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu chcą postawić Iwulskiemu m.in. zarzut zbrodni komunistycznej. Jego jednak ciągle chroni immunitet, który dotychczas nie został prawomocnie uchylony. I nagle Iwulski stał się „obrońcą demokracji”.
„Konformizm nie jest wpisany w etos służby sędziowskiej” – czytamy w oświadczeniu podpisanym m.in. przez byłego kapitana powiązanego z komunistyczną bezpieką w wojskowym wydaniu. Ale to nie wszystko. Jak ujawnił portal Niezalezna.pl, Iwulski został sędzią Sądu Najwyższego, choć nie spełniał kluczowego warunku, czyli 10-letniego stażu w orzekaniu. Nominacje otrzymał bowiem w 1981 roku (oczywiście od Rady Państwa i musiał wówczas ślubować wierność zasadom ustrojowym Polski Ludowej), a w SN pojawił się w 1990 roku. Poza tym w głosowaniu w Krajowej Radzie Sądownictwa jego kandydatura nie uzyskała bezwzględnej większości. Ale i tak trafił do Sądu Najwyższego.
Czy w tej sytuacji Iwulski ma prawo wydawać wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej? „Moralnego prawa to on nie ma od 1989 r., jeśli kiedykolwiek je posiadał. To, że nie zrobiono lustracji środowiska sędziowskiego, jest główną przyczyną tego, co się obecnie dzieje” – stwierdził prof. Czubik.
- Sytuacja jest dramatyczna, bo trzeba wziąć pod uwagę, ile w tym czasie sędzia Iwulski wydał orzeczeń, a ewidentnie został nieprawidłowo powołany. Skoro nie spełniał przesłanek ustawowych, to nie mógł zostać sędzią Sądu Najwyższego
– nie ma wątpliwości dr Konrad Wytrykowski, sędzia SN w stanie spoczynku.
Protestują jednak przede wszystkim działacze opozycji demokratycznej z czasów PRL.
„Jako dawni opozycjoniści walczący o te same ideały, które umieścił na swojej ulotce 21-letni robotnik Leszek Wojnar, apelujemy do sędziego Iwulskiego, by zrzekł się immunitetu i zaprzestał orzekania do czasu, gdy podda się pod osąd niezawisłego sądu wolnej Polski” – napisali w specjalnym oświadczeniu.
Przypadek Iwulskiego jest skrajny, ale nie brakuje innych przykładów, gdy sposób przeprowadzenia procedury powoływania sędziów budzi poważne wątpliwości prawników. Uwagę należy zwrócić zwłaszcza na jeden, bardzo istotny, bo dotyczy dużej grupy osób, obecnie orzekających w wielu sądach na terenie całego kraju.
Gdy 10 kwietnia 2010 roku doszło do tragedii w Smoleńsku i zginął śp. prezydent Lech Kaczyński, obowiązki głowy państwa przejął ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Tymczasowo, do czasu przeprowadzenia wyborów.
Ale już po kilku tygodniach, bo w maju, wręczał nominacje sędziom. W archiwum na stronie Kancelarii Prezydenta RP znaleźliśmy jedynie lakoniczną informację, że 4 maja odebrało je 68 osób, a dwa tygodnie później kolejnych 49. Większość dotyczyła sędziów sądów rejonowych, ale też kilkunastu z sądów okręgowych czy Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Wprawdzie brakuje tam nazwisk, udało nam się jednak je poznać. Wśród nich znaleźliśmy m.in. Igora Tuleyę, czyli jednego z liderów grupy kwestionującej reformę sądownictwa, który 4 maja 2010 roku odebrał nominację na sędziego sądu okręgowego.
– Od tych wydarzeń minęło 12 lat. W tym czasie tak duża grupa sędziów wydała na różnym szczeblu zapewne kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt tysięcy orzeczeń. A nie brakuje wątpliwości, czy zostali oni powołani na sędziów w sposób właściwy – podkreśla jeden z naszych rozmówców.
Przez długie lata nikt nie zwrócił uwagi na taką sytuację. Nie przeszkadzała Iustitii ani Themis czy TSUE i wszelkiego rodzaju bojownikom o „wolne sądy”.
Dopiero wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego, profesor Mariusz Muszyński, poddał drobiazgowej analizie polskie prawo – i wyciągnął wnioski, powołując się na stosowne zapisy Konstytucji oraz treść orzeczeń TK. „Można odnieść wrażenie, że sędziowscy prominenci nie robią już nic, tylko kombinują, jak podważyć prezydenckie powołania sędziów Sądu Najwyższego z 2018 r. A przecież większy problem mają wewnątrz własnego środowiska. Z analizy powołań w 2010 r. można bowiem wyciągnąć wniosek, który brzmi: od dziewięciu lat orzeka co najmniej 179 sędziów sądów powszechnych i administracyjnych, którzy zostali powołani w niewłaściwym trybie, przez nieuprawniony organ i na błędnej podstawie prawnej” – stwierdził w tekście „Sędziowie od marszałka Sejmu”, opublikowanym w kwietniu 2019 roku w „Rzeczpospolitej”.
Prof. Muszyński podaje większą liczbę sędziów, bo podobnie jak Komorowski, zachowywał się Grzegorz Schetyna, który przez niespełna miesiąc (od 8 lipca do 6 sierpnia 2010 roku) był marszałkiem Sejmu, równocześnie pełniąc obowiązki głowy państwa. I także wręczał nominacje sędziowskie.
Tymczasem wiceprezes TK dowodził, że należy to do wyłącznej gestii prezydenta, jego prerogatywy (uprawnienia osobiste). Bo Bronisław Komorowski, później także Grzegorz Schetyna, byli jedynie pełniącymi obowiązki głowy państwa, a art. 131 Konstytucji – jak wskazuje Mariusz Muszyński – regulujący kwestię zastępstwa prezydenta RP, mówi o obowiązkach prezydenta, ale nie uprawnieniach organu. Do nich właśnie należy instytucja powoływania sędziów przez prezydenta RP.
Wskazał również na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 5 czerwca 2012 roku, w którym stwierdzono: „Rola Prezydenta w procedurze nominacyjnej nie sprowadza się tylko do roli »notariusza«, potwierdzającego podejmowane gdzie indziej decyzje (...), lecz dokonuje on samodzielnej oceny przedstawionych mu kandydatur i w konsekwencji może odmówić uwzględnienia wniosku KRS. Należy mu przyznać prawo odmowy spełnienia wysuniętych wniosków, jeżeli jego zdaniem sprzeciwiałyby się one wartościom, na straży których postawiła go Konstytucja”.
Co ważne, w przypadku powoływania sędziów nie ma presji biegnących terminów konstytucyjnych, jak na przykład w przypadku ustaw.
„Ponadto takie interregnum nie trwa dłużej niż cztery miesiące. Nic nie burzy funkcjonowania państwa” – dodał prof. Muszyński.
Przywołał znamienny przykład. W lipcu 2010 roku Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK przyjęło uchwałę o przedstawieniu kandydatów na prezesa i wiceprezesa TK. Nie skierowano jej jednak do Marszałka Sejmu pełniącego obowiązki głowy państwa. Poczekano na zaprzysiężenie nowo wybranego prezydenta.
Ostatnim, ale kluczowym etapem w procedurze nominacji sędziów jest złożenie ślubowania. Bez niego nikt nie może wydawać wyroków w imieniu RP, a odmowa jest równoznaczna ze zrzeczeniem się urzędu.
W ustawie Prawo o ustroju sądów powszechnych wprost zapisano: „Sędzia składa ślubowanie wobec Prezydenta”. I jakby nie kombinowali „obrońcy demokracji”, to w maju 2010 roku Komorowski na pewno nie był prezydentem. „Stąd co najmniej wątpliwe jest, czy złożenie ślubowania wobec marszałka Sejmu wykonującego obowiązki prezydenta RP było skuteczne” – stwierdził Mariusz Muszyński, który następnie tłumaczył: „Choć osoba wykonująca obowiązki prezydenta RP realizuje funkcje ustrojowe głowy państwa, to jednak przez tę okoliczność nie staje się prezydentem w sensie podmiotowym”. W konsekwencji, marszałek Sejmu nie mógł zastąpić prezydenta podczas ślubowania składanego przez nominowanego sędziego.
Wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego zwrócił uwagę jeszcze na problem formalnoprawny. W postanowieniach o powołaniu sędziów do pełnienia urzędu zarówno Komorowski, jak i Schetyna powoływali się na art. 179 Konstytucji. A ten jest wprost przypisany wyłącznie do prezydenta. Oni mogli działać jako marszałkowie Sejmu w związku z art. 131 ust. 2 Konstytucji. Tego przepisu jednak nie przywołano. „Tak więc w 2010 roku obaj marszałkowie powołali sędziów na niewłaściwej podstawie prawnej” – podkreślił prof. Muszyński.
Podobną opinię mają prawnicy, z którymi rozmawiała „Gazeta Polska”. Najczęściej pada ten sam argument: „Marszałek Sejmu, nawet jeśli pełnił obowiązki prezydenta, nie jest prezydentem”.
Z kolei sędzia Demendecki podkreśla, iż w tamtym okresie marszałek Sejmu otrzymał uprawnienia głowy państwa, ale w zakresie doprowadzenia do wyborów tego organu państwa, a także podtrzymywania czynności tzw. niezbędnych. – Natomiast nominowanie sędziów zdecydowanie do kategorii czynności niezbędnych się nie zalicza. Mamy więc do czynienia z wadami, które powodują, że dane osoby w sposób ważny nie uzyskały nominacji. Uzyskały je od niewłaściwego organu – tłumaczy. I porównuje z przypadkami sędziów, którzy w PRL-u otrzymali nominacje od Rady Państwa, a takich w polskich sądach nadal jest wielu. Niestety.
Inny z rozmówców „Gazety Polskiej” ocenia sytuację jednoznacznie: marszałek Sejmu w okresie, w którym pełnił funkcję prezydenta, nie mógł wręczać nominacji sędziowskich. Mówiąc wprost: nominacje te nie są wręczone, osoby te nie stały się sędziami.
– Niewątpliwie ślubowanie powinno być złożone wobec prezydenta, a nie osoby zastępującej. Złożenie ślubowania wobec takiej osoby jest prawnie bezskuteczne. Co oznacza, że taka osoba nie objęła skutecznie urzędu sędziego – stwierdził sędzia Wytrykowski.