Ewa Gawor, która rozwiązała Marsz Powstania Warszawskiego organizowany przez środowiska narodowe, ukrywała fakt, że była funkcjonariuszem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Czesława Kiszczaka – ujawniła „Gazeta Polska”. Hanna Gronkiewicz-Waltz ostatnio przekonywała, że Gawor jest zastraszana. Dziś to Gawor straszy pozwem autora tekstu z „GP”.
Stołeczny ratusz podjął 1 sierpnia decyzję o rozwiązaniu marszu Obozu Narodowo-Radykalnego, który miał przejść z ronda Dmowskiego na pl. Zamkowy. Ewa Gawor poinformowała 2 sierpnia, że przyczyną rozwiązania zgromadzenia był m.in. fakt, że zdaniem obecnych na marszu urzędników ratusza "sposób ustawienia czoła pochodu i użycia flag nawiązywał do przemarszów z lat 30. włoskich faszystów i niemieckich nazistów".
"Gazeta Polska" zarzuciła Gawor zatajenie informacji o pracy w MSW i ukończenie milicyjnej szkoły oficerskiej. Pytana o to w środę przez Rzeczpospolita TV Gawor powtórzyła, że nie ukrywała swojej przeszłości. Zaznaczyła, że informacja o jej pracy w departamencie PESEL MSW początkowo na etacie cywilnym, potem mundurowym była znana jej przełożonym i kadrom.
"Gazeta Polska", w której więcej o Ewie Gawor dostępna jest w kioskach od 14 sierpnia!
Przyszłam do pracy w samorządzie w 95 roku, za prezydenta (Marcina) Święcickiego i na pewno zostałam zweryfikowana przez pracowników prezydenta (Lecha) Kaczyńskiego, dlatego, że wszyscy byliśmy weryfikowani i 1200 osób straciło pracę. Ja tej pracy nie straciłam
– powiedziała Gawor portalowi "Rzeczpospolitej".
Dodała, że bezpośrednio nie miała kontaktu z Lechem Kaczyńskim jako prezydentem miasta, zajmując się wtedy bezpieczeństwem w dzielnicy Ochota, kilka razy spotkała się z wiceprezydentem Władysławem Stasiakem. Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy w latach 2002-2005.
Gawor powiedziała, że "ewidentnie kojarzy" medialne ataki i nienawistne wpisy w mediach społecznościowych wobec niej i jej rodziny z decyzją z 1 sierpnia. Poinformowała, że otrzymała propozycję analizy pod kątem prawnym "tych wszystkich materiałów, hejtów" i tego, co na jej temat się pisze.
Prawdopodobnie z tego skorzystam – stwierdziła.
Dodała, że zastanawia się nad pozwem wobec autora artykułu "SB zatrzymała marsz Powstania Warszawskiego" zamieszczonego w "Gazecie Polskiej".
Na pytanie, czy zamierza się podać do dymisji, odparła: "Nie widzę powodu. Nic złego nie zrobiłam".
Tymczasem Sławomir Cenckiewicz napisał, że jest to „typowa wojenka psychologiczna funkcjonariuszy MSW PRL... Oni są zawsze ofiarą, i cierpi ich rodzina... O której przecież w podaniu o pracę w aparacie bezpieczeństwa sama ppor. Gawor pisała: +pochodzę z rodziny wojskowo-milicyjnej+".
I zamieścił na Twitterze co Gawor pisała o sobie w 1979 roku.
ppor. MO Ewa Gawor ubolewa nad opisem rodziny (zupełnie pominąłem w tekście jej dzieci i wszystkie osoby spoza LWP, MO i SB). Przypomnę jednak co sama Pani Milicjantka z Departamentu PESEL MSW pisała w 1979 r.: "pochodzę z rodziny wojskowo-milicyjnej" pic.twitter.com/rHHoVMjRTI
— Sławomir Cenckiewicz (@Cenckiewicz) 16 sierpnia 2018