10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Ilu jest szpiegów w sądach? Czytaj GPC: „Ta afera wstrząśnie posowiecką skamieliną”

Jeszcze niedawno poseł Arkadiusz Myrcha (obecnie zastępca ministra Adama Bodnara) serdecznie witał sędziego Tomasza Szmydta w Sejmie, a dziennikarze TVN chętnie go wykorzystywali do ataków na rząd PiS. Przez długie lata orzekał – po otrzymaniu nominacji od prezydenta Bronisława Komorowskiego – w warszawskim WSA w sprawach m.in. dotyczących polskich służb specjalnych. Teraz przebywa na Białorusi, gdzie poprosił o azyl. Zapewne dzieląc się wiedzą z agentami Mińska i Moskwy.

Tomasz Szmydt
Tomasz Szmydt
twitter.com/ - Szmydt_Tomasz

Nie jest możliwe, żeby służby państw obcych, zwłaszcza wrogich Polsce, nie próbowały zainstalować agentury w tak ważnym obszarze, jakim jest szeroko pojęty wymiar sprawiedliwości. Zwłaszcza w takich miejscach, w jakich orzekał Tomasz Szmydt, czyli w sądach administracyjnych w zakresie służb specjalnych i ich funkcjonariuszy. Teraz zobaczyliśmy jednego człowieka, który – czy to z własnej woli, czy też zmuszony jakimiś okolicznościami – uciekł do swoich mocodawców, ale wcześniej ktoś mu pomógł, ktoś go promował – mówi „Codziennej” sędzia Łukasz Piebiak, były wiceminister sprawiedliwości, przewodniczący stowarzyszenia „Prawnicy dla Polski”, który zwraca uwagę na zaskakująco szybki awans Szmydta.

Przeszłość zdrajcy

Szmydt pochodzi z Podlasia, co w tej sytuacji może mieć znaczenie, nawet jeśli od dawna pracował w stolicy. Do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie trafił w październiku 2012 r., a jego nominację na sędziego WSA podpisał ówczesny prezydent Bronisław Komorowski.

Nasi rozmówcy przypominają, że krótko później Szmydt – jako świeżo upieczony sędzia WSA – brał udział w spotkaniu w Ministerstwie Sprawiedliwości, gdy resortem kierował Jarosław Gowin. Szefową delegacji sędziów była Irena Kamińska z Naczelnego Sądu Administracyjnego, wcześniej prezes Iustitii, później współzałożycielka Themis. Ta sama, która zasłynęła słowami: „Będę szczera, pragnę zemsty”.

Przez ponad dekadę Szmydt często orzekał w sprawach dotyczących funkcjonariuszy służb mundurowych i specjalnych, a przez to miał dostęp do poufnych informacji wojskowych, czy wręcz NATO-wskich. Od 22 kwietnia formalnie korzystał z urlopu, a w poniedziałek rano okazało się, że przebywa na Białorusi. Pojawiły się spekulacje, że najpierw wyjechał do Turcji i stamtąd został przerzucony do Mińska. 

Nie ma jednak wątpliwości, że akcja była skoordynowana i od dawna przygotowana. Chociażby dlatego, że Szmydt natychmiast stał się bohaterem nie tylko białoruskiej propagandy, ale również rosyjskiej. Wziął udział nawet w programie Władimira Sołowiowa, czołowego propagandysty Kremla.

Źródłem domysłów stało się również ostatnie oświadczenie majątkowe Szmydta, z którego wynika, że nie miał on żadnych oszczędności, a za to sporo długów, także w bankach. „Nie można wykluczyć, że wyprzedawał wszystko i brał kredyty, bo szykował się do ucieczki” – twierdzi jeden z naszych rozmówców. 

Więcej agentów w sądach?

Jest wiele karier sędziów, które warto byłoby prześwietlić. Niektórzy z nich w wieku 40 lat zostawali sędziami Sądu Najwyższego na początku lat 90. Oszałamiające kariery, o których mało się mówi. Nie wierzę, żeby ktoś taki awansował do SN tylko dlatego, że był prawniczym geniuszem. Nie, ktoś mu pomagał – być może były to powiązania rodzinne, towarzyskie, a być może stara agentura, bo przecież w tamtym czasie w służbach byli ludzie, którzy współpracowali z bratnimi służbami

– tłumaczy sędzia Piebiak.

Niepodobna przyjąć, że Szmydt jest wyjątkiem, że żaden inny sędzia nie jest uwikłany we współpracę z obcymi służbami. Myślę, że są takie osoby – dodaje.

Czy dotychczasowy brak weryfikacji sędziów jest tego właśnie przyczyną? – Myślę, że tak, bo przy globalnej weryfikacji niektórzy agenci mogliby być wykryci i spaleni – podkreśla Piebiak, który zgadza się z opinią, że sędziowie powinni być sprawdzani w normalnej procedurze przez służby, ale … – Podpiszę się pod tym obiema rękoma, jeśli będziemy mieli służby, które służą państwu polskiemu, a nie mam wrażenia, że one działają, jak należy. Gdybyśmy takie mieli, to Szmydt zostałby wykryty, najpóźniej podczas próby wyjazdu na Białoruś. Jeżeli tego nie wiedziały, to jest to pośmiewisko z tych służb. Jeżeli wiedziały, a go wypuściły, to pytanie, w co grają te służby.

To tylko fragment tekstu z najnowszej "Gazety Polskiej Codziennie". Po całość zapraszamy do kiosków i salonów prasowych, albo do prenumeraty pisma (dostępna tutaj).

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Tomasz Szmydt #szpieg #Białoruś

Grzegorz Broński