Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Szkoła antykultury

Już dziesiątki razy omawialiśmy w „Codziennej”, dlaczego wolność słowa jest tak ważna dla demokracji i zachowania praw obywatelskich, nie tylko w dziedzinie informacji.

Już dziesiątki razy omawialiśmy w „Codziennej”, dlaczego wolność słowa jest tak ważna dla demokracji i zachowania praw obywatelskich, nie tylko w dziedzinie informacji. A jednak ciągle obserwujemy stronniczość mainstreamowych mediów, o czym ostatnio tak było głośno m.in. wskutek odmowy koncesji dla telewizji Trwam i po opublikowaniu raportu o zagrożeniach wolności słowa w Polsce. Ta stronniczość to jednak nie tylko zagrożenie dla informowania społeczeństwa. To również zagrożenie dla kultury, nie tylko wysokiej, ale i zwykłej kultury życia codziennego.

Telewizja, zarówno prywatna jak i publiczna, czy wpływowa radiofonia pokazują wzorce postępowania i właściwych manier. Tak przyjmują to widzowie i słuchacze. I podobnie jak dzieci i młodzież uczą się przemocy z niewłaściwych filmów czy gier, dorośli przyjmują lansowane wzorce za swoje. Bo tak mówią, robią, postępują w telewizji politycy, celebryci, gwiazdy, które widocznie warto naśladować, skoro zaprasza się je do tak ekskluzywnego i trudno dostępnego miejsca.

Ostatnio uderzyły mnie dwa zjawiska. Pierwsze to obrzydliwa reklama organizacji pozarządowych zajmujących się obroną zaniedbanych dzieci. Młoda matka słodkim głosikiem śpiewa dziecku kołysankę, której treścią są wymyślania: ty debilu, ty kretynie, śpij słodko, śpij. To prawda, że mnóstwo matek (i babć niestety także) źle odnosi się do dzieci, co parę dni słyszę to na pobliskich placach zabaw, i to w tzw. dobrej dzielnicy. Ale reklama, w której śpiewa się złe i wrogie dzieciom słowa, wpada w ucho, podświadomie wpajając matkom wzór postępowania. Jest też ostatnio wiele reklam, w których szczególnie kobiety zwracają się po chamsku i brutalnie do swoich mężów czy partnerów. To niedopuszczalne „wychowywanie” obywateli. Trzeba ich naprawdę nie znosić, żeby lansować takie postawy.

Kolejne zjawisko szkodzące – nie od dziś – kulturze bycia codziennego to poranne rozmowy w radiu Tok FM. W ostatni wtorek Dominika Wielowieyska, osoba z kulturalnej rodziny, dziennikarka „Gazety Wyborczej” uprawiającej kult Jacka Kuronia, zachowywała się wręcz niewiarygodnie wobec Piotra Semki, którego przecież zaprosiła. Przerywała mu i nie dawała dojść do słowa w polemice z Kazimierą Szczuką. Raz go nawet oszukała (słuchaczy również), twierdząc, że odda mu głos po wiadomościach. Nie oddała, a Semka zapytał potem, czy jego rolą jest służenie za zająca na polowaniu. W tym świecie nazwanie prawicowca faszystą przez Szczukę to nic; przebieranie się publicznie za księdza, by go wyszydzić, to żarcik karnawałowy. Ale anonimowy okrzyk z tłumu do Biedronia „zboczeniec!” to skandal i powód, by przeorać wychowanie, szkołę i „głęboką obyczajowość” polską. Szczuka dominowała nad rozmową, przy milczącej zgodzie Wielowieyskiej, która zajmowała się tylko sztorcowaniem Semki.

Wzór postępowania lansowany przez Wielowieyską jest paskudny. To wzór demagogii, przemocy słownej, przemocy obyczajowej. Wolno oszukiwać, stronniczo nie udzielać głosu, obyczajnie jest zakrzykiwać rozmówcę. To tak, jakby padały na antenie wulgarne słowa, a prowadząca mówiłaby, że to nic.

Byłam kiedyś jako dziecko na jednej jedynej zbiórce harcerskiej prowadzonej przez młodziutką wtedy Grażynę Kuroniową. Panowała tam niewzruszona zasada: ktoś mówi – nie przerywaj. Harcerka przestawała mówić natychmiast, gdy ktoś inny zabrał głos, dając dzieciom dobry przykład. Tak robiła nieżyjąca od 30 lat lewicowa Gajka (zmarła w wieku 42 lat na chorobę płuc po internowaniu zafundowanym jej w Gołdapi przez Jaruzelskiego). Ciekawa jestem, co dzisiaj powiedziałaby o postępowaniu Wielowieyskiej, swojej duchowej uczennicy.

Ale nie musimy szukać wzorów na lewicy. Staropolski wzór postępowania wobec gościa zawarty jest doskonale w kwestii Cześnika w „Zemście” Fredry:

„Nie wódź mnie na pokuszenie,
Ojców moich wielki Boże!
Wszak, gdy wstąpił w progi moje,
Włos mu z głowy spaść nie może”.

Niestety, gość korzystający z zaproszenia Wielowieyskiej wychodzi łysy jak kolano.



 



Źródło: