Dla nas Polaków bitwa o Monte Cassino to część narodowej tożsamości, a historia żołnierzy bijących się z Niemcami w maju 1944 roku stanowi żelazny element naszej edukacji historycznej. Przy okazji 79. rocznicy zwycięstwa polskiego warto zwrócić uwagę na to, jak możemy o nim opowiadać światu. Los 2. Korpusu Polskiego ma bowiem w sobie tę wyjątkowość, że umożliwia przekazanie fragmentu naszej trudnej historii innym narodom, tak by chciano nas słuchać.
Ta trwająca cztery miesiące, największa bitwa lądowa Frontu Zachodniego, to było krwawe, bolesne doświadczenie dla wielu narodów. Bili się w niej po stronie alianckiej Amerykanie, Anglicy, Nowozelandczycy, Hindusi, Francuzi, Gurkowie, Marokańczycy i Tunezyjczycy. Ale ich udział w zmaganiach wojennych w słonecznej Italii miał zgoła inny wymiar (z psychologicznego punktu widzenia) niż dla Polaków: w końcu w większości nie doświadczyli oni piekła okupacji w tak drastycznym wymiarze, jak nasi rodacy. Wielu Amerykanów rozpoczynało walki z Niemcami w imię „idei” (inaczej, niż choćby Brytyjczycy, którzy już od dawna bili się ze Szwabami). Opisywali to historycy bitwy, którzy również, jak Mathew Parker czy Peter Caddick-Adams, opierali się w swych pracach na opowieściach weteranów z linii frontu.
Lądowanie pod Salerno we wrześniu 1943 roku, chociaż zakończone sukcesem, to w początkowych dniach zapowiadało się na klęskę, a przypadki dezercji były bardzo częste. Dopiero śmierć kolegów na polu bitwy wyzwalała w jankesach chęć zemsty, czyniła z Niemców prawdziwego wroga, któremu trzeba „dokopać”. Bitwa o Monte Cassino zebrała krwawe żniwo wśród armii sojuszniczych (liczba zabitych i rannych sięga 55 tysięcy). Polacy wzięli udział w ostatniej jej fazie, wykonując kluczowe dla powodzenia całej operacji zadania ataku na pozycje niemieckie wokół klasztoru i na sam klasztor oraz pobliskie wzgórza, ale trzeba pamiętać, że przecież nie byli jedyni, zaś sam plan przewidywał uderzenia całymi korpusami na całej długości pozycji niemieckich na Linii Gustawa.
Cały artykuł Tomasza Łysiaka można przeczytać w tygodniku GP.