Drzewa w okolicach miejsca katastrofy smoleńskiej były pokryte drobnymi blaszanymi częściami oderwanymi od samolotu. Szczątki te leżały na gałęziach, co jest cechą charakterystyczną katastrof, w których do dekonstrukcji maszyny dochodzi w powietrzu. Podkomisja zrobiła na ten temat eksperymenty z tzw. blaszanymi ptakami.
Tylko w przypadku rozpadu samolotu nad ziemią jego lecące odłamki są w stanie wytracić prędkość i opaść na zabudowania oraz drzewa. Eksperci przeprowadzili serię dotyczących tego eksperymentów. Przede wszystkim zrobili kopię części lewego skrzydła znalezioną w Smoleńsku. Następnie symulowali lot tej części. Statek bezzałogowy poruszają- cy się z prędkością 220 km/h wypuszczał tę część na różnych wysokościach. Szczegółowe badania wykazały, że wysokość, na której część się oderwała od samolotu, nie mogła być mniejsza niż 20 m. W przeciwnym razie szczątki by nie osiadły na gałęziach, lecz je poprzecinały. Przy okazji wykazano, że wysokość zrzutu ma stosunkowo niewielkie przełożenie na odległość poziomą pokonywaną przez blaszane ptaki. Eksperyment dowiódł, że aby części mogły osiąść na gałęziach brzozy rosnącej na działce Bodina, musiały się oderwać od samolotu co najmniej 70 m przed drzewem. Zdaniem podkomisji smoleńskiej lewe skrzydło zaczęło się rozpadać po minięciu bliższej radiolatarni. Nie wiadomo, co było przyczyną tej dekonstrukcji i czy była to awaria systemu hydraulicznego zarejestrowana przez Polską czarną skrzynkę. Wiadomo jednak, że mimo rozpadu skrzydła Tu- -154M zaczął się wznosić. Dopiero wtedy dokonał się ostatni akt dramatu.
Źródło: Gazeta Polska Codzienna
#Komisja Smoleńska #Tu-154M #Katastrofa smoleńska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
jal