W drugiej turze wyborów we Francji zmierzą się Emmanuel Macron i Marine Le Pen. Będzie to więc typowe już starcie multikulturowego i neoliberalnego globalizmu z socjalnym i tożsamościowym lokalizmem.
We francuskich warunkach Macron raczej wygra. Zbyt wielu wyborców postrzega go jako mniejsze zło, a Le Pen się obawia. Z perspektywy interesów polskich brak jednak wyraźnego faworyta. W wypadku Le Pen prawdą jest bowiem to, co Trumpowi tylko imputowano. Ta polityk jest naprawdę wybitnie prorosyjska i od ludzi Putina pożyczała duże pieniądze. Jednak jej wygrana i tak coś by nam dała, bo wymusiłaby na Berlinie bardziej partnerskie stosunki z Warszawą. Bylibyśmy więc ważni, ale zagrożeni. Z kolei wygrana Macrona może oznaczać przyspieszenie budowania tzw. twardego jądra wokół strefy euro, co doprowadzi do zepchnięcia Polski i polskich interesów na boczny tor. Bylibyśmy więc bezpieczniejsi, ale peryferyjni. Podobno kiedy wybuchła wojna między Irakiem a Iranem, Henry Kissinger skomentował to słowami „Jaka szkoda, że oba [kraje] nie mogą przegrać”. To samo da się powiedzieć o francuskich wyborach.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Le Pen #Macron #Francja
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Michał Kuź