Od piątku w kinach będzie można zobaczyć najnowszy obraz Wojciecha Smarzowskiego opowiadający o ludobójstwie Polaków na Wołyniu sprzed ponad siedemdziesięciu lat. – Tragedia, jaka wydarzyła się na Kresach, nie doczekała się do tej pory ekranizacji, a film „Wołyń” tę lukę wypełnił – mówi w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” producent obrazu Andrzej Połeć, wyrażając nadzieję, że film zapoczątkuje dialog na temat traumy, która do dziś rzuca cień na wspólną historię Polski i Ukrainy.
Pojawiają się głosy, że „Wołyń” ma szansę się stać naszą filmową epopeją narodową. Podziela Pan tę opinię?
To na pewno kino ważne dla polskiej tożsamości. Tragedia, która wydarzyła się na Kresach, nie doczekała się do tej pory ekranizacji, a „Wołyń” tę lukę wypełnił. Dlatego dużo jest racji w stwierdzeniu, że ten obraz może być dla Polaków przełomowy.
Ludobójstwo na Wołyniu to temat drażliwy nie tylko w relacjach polsko-ukraińskich, ale dzielący również samych Polaków. Państwu udało się stworzyć obraz, który zebrał pozytywne recenzje publicystów z różnych środowisk. W czym tkwi sekret?
Rzeczywiście, to bardzo pocieszające, że film, zgodnie zresztą z założeniem, jest postrzegany jako most a nie mur. Cieszą pozytywne i zgodne recenzje wypływające od polityków z obozów, które na co dzień stoją wobec siebie w opozycji. Myślę, że tym, co przede wszystkim przyczyniło się do sukcesu tego filmu, jest wierność faktom i uczciwe podejście do tematu. Wojtek Smarzowski, pracując nad „Wołyniem”, przeczytał kilkadziesiąt książek na ten temat, przeprowadziliśmy też mnóstwo rozmów z Kresowiakami. Mamy jednak świadomość, że to nie uchroni nas od krytyki, zawsze znajdą się takie głosy.
Poza „Wołyniem” podczas gdyńskiego festiwalu został nagrodzony jeszcze jeden tytuł, nad którym Pan pracował. Jest nim „Plac zabaw”, czyli fabularny debiut Bartosza Kowalskiego poruszający temat dziecięcej psychopatii. Niektórzy obawiają się tego filmu ze względu na jego brutalność.
Zgadza się, „Plac zabaw”, który w listopadzie trafi na ekrany, to kino bardzo mocne, ale jednocześnie współczesne, kameralne – wszystkie role odtwarzają naturszczycy, w dużej mierze dzieci. Nie da się go w żaden sposób porównać z „Wołyniem”, bo to zupełnie dwa różne obrazy. Natomiast oba tytuły łączy jedno – chęć skłonienia odbiorcy do dyskusji, pochylenia się nad problemem, który jest może mało wygodny, ale tylko przyjrzenie mu się z bliska daje szansę na jego rozwiązanie.
Całość rozmowy w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie".
Źródło: niezalezna.pl
#wesele #Dom zły #Łabacz #Połeć #Smarzowski #Wolyn
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Magdalena Jakoniuk